OPUS 14

216 16 3
                                    

Mari była w siódmym niebie, kiedy opowiedziałam jej o całym zajściu w GCM'ie. Podniecała się tym chyba jeszcze bardziej, niż ja. Co chwilę chichotała i robiła rozmarzone miny, jakby czytała jakiś romans, kiedy po raz setny zdawałam jej relację z całego zajścia.

- To nie mogło się wydarzyć, po prostu nie mogło! - jęczała, kiedy zajęłam się robieniem herbaty. Stary zegar nad wejściem wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą. Mari przybyła do mnie samochodem rodziców, więc nie bała się, że będzie musiała wracać do domu ciemnymi uliczkami.

- Proszę, przestań, bo mnie jeszcze bardziej nakręcasz. Mam już dość własnych reakcji - próbowałam ją uspokoić, ale nic z tego nie wychodziło.

- Pola, to jest twój pierwszy mężczyzna od czasów liceum! Pozwól mi się tym nacieszyć! - zażartowała, ale mi wcale do śmiechu nie było.

Po pierwsze, Alan nie był moim mężczyzną. Nie mogłam nawet powiedzieć, że był kolegą. W takim razie kim? Przystojnym znajomym, który sprawiał, że na samą myśl o nim moje ciało przechodziły dreszcze? Tu raczej trzeba było się zastanowić za kogo on mnie uważał i jak postrzegał. Trudno było uwierzyć w prawdziwość niektórych jego wypowiedzi. Cieszyć się mogłam tylko z jednego. Widział we mnie kobietę, to już było coś! Nie byłam dla niego „tchórzem", czy „tą od oświetlenia".

- Obiecaj mi coś - usłyszałam dźwięczny głos przyjaciółki.

Od pewnego czasu w ogóle jej nie słuchałam zastanawiając się, co ze sobą zrobić. Spojrzałam na nią z pytającą miną. Wiedziałam, że po niej można było się wszystkiego spodziewać.

- Obiecaj, że nie spieprzysz i pozwolisz się rozwijać temu uczuciu, dobrze? - zapytała, patrząc na mnie w taki sposób, że poczułam się jak przyparta do muru. Przewróciłam tylko oczami. Mari dobrze wiedziała, co mnie gryzło.

- Dobrze, dobrze, ja wiem, że on żyje w całkiem innym świecie, słyszę to i w telewizji, i od połowy zakochanych koleżanek. Wiem, że ma trudny charakter i że cały czas sobie dogryzacie, ale chyba właśnie od tego się zaczyna, prawda? Trzeba cię tylko nastawić na działanie, a sam przed tobą uklęknie, zobaczysz!

- Co masz na myśli? - zapytałam z trwogą.

- Musisz użyć różnych kobiecych sztuczek żeby powalić go na kolana! - zaśmiała się i podeszła bliżej.

Zaczęła bawić się moimi włosami, zwijać je, rozprostowywać, rozczesywać palcami. Potem oglądała mnie z góry do dołu. Minę miała przy tym tak skupioną i poważną, że nie śmiałam jej przeszkadzać.

- Słuchaj, nawet najpiękniejsza modelka na niego nie podziała, jeśli nie spełni jego wymogów - oznajmiłam ironicznie, chociaż naprawdę było mi trochę smutno.

Oczywiście, że chciałam zrobić na nim dobre wrażenie, ale wiedziałam, że to na niego nie podziała, przynajmniej w moim przypadku. Bardzo dobrze zapamiętałam jego minę, kiedy pierwszy raz zobaczył mnie w wieczorowej sukience podczas koncertu. Zero reakcji, jakbym stała w swoich zwyczajowych jeansach i wyciągniętym swetrze.

- Ale nigdy nie zaszkodzi, jeśli będziesz ładnie wyglądała, prawda? - dała mi do zrozumienia, że od tego nie ucieknę. Tylko się uśmiechnęłam. - A tak w ogóle, to kiedy się z nim widzisz? - zapytała.

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Odezwała się moja komórka. Byłam pewna, że tato chciał mnie powiadomić, o której wróci do domu, żebym się nie martwiła, więc nawet nie patrząc na wyświetlacz odebrałam.

- Słucham? - odezwałam się jako pierwsza.

- Pola? - usłyszałam niepewny głos i prawie dostałam zawału serca. Dzwonił Alan. Zaczęłam podejrzewać, że wraz z Mari łączy go telepatia.

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz