OPUS 21

225 18 2
                                    

Minęły dwa długie dni, a ja nie otrzymałam ani jednej wiadomości czy telefonu. Nie odwiedziła mnie Eliza, Mari nie napisała ani jednego sms'a, a Alan odkąd opuścił mnie pod Maestro w dniu koncertu nie przestawał nachodzić moich myśli ani na chwilę.

Cały czas przed oczami miałam jego twarz przybliżającą się powoli w moją stronę... Jego łzy, wyraz bólu na pięknej twarzy, słowa, które wypowiedział tamtego dnia... Jakby tego było mało, on także nie dawał znaku życia. Smuciło mnie to. Dlaczego nie zadzwonił, nie przyszedł? 

Z drugiej strony, ja także nie miałam odwagi się do niego odezwać i spytać od tak, co u niego, czy już czuje się dobrze. Musiałam być wobec niego wyrozumiała, ale to nie zwalniało mnie z tęsknoty za nim. Wiedziałam, że musi sobie wszystko przemyśleć, poukładać, odpocząć.

- Czekasz na telefon, Pola? - zapytał mnie pan Franek, który właśnie czyścił syntezator miotełką do kurzu.

- Nie - odpowiedziałam krótko. - Dlaczego pan pyta?

- Cały czas zerkasz na aparat - wyjaśnił, uśmiechając się.

- Och, bo milczy już od dwóch dni. Jakbym nie istniała - wyżaliłam się.

- Kiedyś ci to nie przeszkadzało - stwierdził staruszek.

- No tak, ale teraz ma kto dzwonić, a i tak tego nie robi.

Gdy tylko to powiedziałam, drzwi sklepu otworzyły się. Kiedy zobaczyłam Alana podchodzącego do lady, serce zabiło mi mocniej, a niepewność, która mną rządziła całkowicie ustąpiła, gdy spojrzał mi w oczy. Tak bardzo cieszyłam się, że przyszedł. Miałam ochotę złapać go za rękę i po prostu wyjść, w ogóle nie zwracając uwagi na to, że byłam uwięziona za ladą.

- Cześć - przywitał się ze mną, uraczając mnie łagodnym spojrzeniem, choć wyczuwałam w nim nutkę zakłopotania.

- Cześć - odpowiedziałam entuzjastycznie, dając mu do zrozumienia, że naprawdę cieszę się, że przyszedł.

Alan zamiast podjąć ze mną rozmowę, odwrócił się w stronę pana Franka i przywitał się również z nim. Widziałam po Profesorku, że był z tego powodu bardzo ucieszony.

- Znajdziesz teraz dla mnie trochę czasu? - zapytał, a ja spojrzałam ukradkiem na mojego współpracownika. Tylko się uśmiechnął i puścił do mnie oczko.

- To zależy od tego, jak długo potrwa to twoje trochę - oznajmiłam z przekąsem.

- Chciałbym, abyś gdzieś ze mną pojechała.

- Przykro mi, ale będziesz chyba musiał poczekać, aż skończę zmianę. Zostały mi jeszcze dwie godziny...

- Przepraszam, że się wam wtrącę, ale wydaje mi się, że w drodze wyjątku, jestem gotowy zostać przez te dwie godzinki sam. Ruch jest dziś niewielki - wtrącił pan Franek, podchodząc bliżej.

Byłam staruszkowi niesamowicie wdzięczna. On zawsze wiedział, kiedy mi na czymś zależało i robił wszystko, abym była zadowolona. Dlatego podziękowałam mu z całego serca i ruszyłam do kantorku, by przebrać firmową koszulkę.

Musiałam sobie dokładnie przemyśleć, o co chciałam zapytać Alana w drodze. Przeczuwałam, że się na mnie zezłości, ale musiałam wiedzieć więcej. Inaczej byłabym w stanie zwariować z tej ciążącej niewiedzy, jak przez ostatnie dwa dni. 

Oprócz tego dochodziło poczucie winy. Doskonale pamiętałam, co powiedziała do mnie pani Hurläynen, kiedy zobaczyła, co działo się z jej synem: już dawno nikt nie wyprowadził go aż tak bardzo z równowagi. Coś zakuło mnie w okolicy serca. Jeśli zawsze miał reagować tak na mój dotyk, byłam pewna, że kiedyś stanie mu się coś poważniejszego.

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz