OPUS 24

222 18 1
                                    

- Skąd to pytanie?

- Nie wiem. Tak po prostu - odpowiedziałam czując, że robi mi się gorąco. Pożałowałam, że w ogóle się odezwałam.

- I ja mam ci w to uwierzyć? - rozgryzł mnie. Potem się uśmiechnął, a w moim wnętrzu coś pękło. Uwielbiałam jego uśmiech. Dlaczego widywałam go tak rzadko? - Pola, ty nie potrafisz kłamać.

Wtedy się poddałam. Dla tego uśmiechu byłam w stanie zrobić wszystko. Dobrze, że na razie tego nie wiedział. Byłam pewna, że wykorzystywałby to zbyt często.

- No, bo... Zawsze patrzysz na mnie z taką obojętnością... - przyznałam się w końcu.

Kiedy wypowiedziałam to zdanie, Alan spojrzał na mnie zaskoczony. Potem jednak znów się uśmiechnął.

- A mam się zachowywać jak pies Pluto za każdym razem, gdy cię zobaczę? To cię usatysfakcjonuje? - zażartował, co mnie trochę rozluźniło. Jednak nic nie ruszyło się do przodu. Nadal nie dostałam jasnej odpowiedzi. Ale czy kiedykolwiek ją od niego otrzymałam?

- Zastanawiałam się tylko... - zaczęłam powoli, próbując ubrać myśli w odpowiednie słowa. To było takie krępujące, sama nie wiedziałam po co o tym wspomniałam. - ... Za każdym razem, gdy próbuję zrobić na tobie wrażenie, wydaje mi się, że popełniam gafę.

Alan zastanowił się nad moimi słowami, wydychając drażniący dym. Patrzył zadumany gdzieś w okolice moich nóg, które odkrywała kusa spódniczka.

- Chodzi ci o dzień koncertu?

- O dzisiaj też - odpowiedziałam natychmiast spodziewając się, że zaraz wszystkiego się dowiem.

- Nie podobasz mi się... - zaczął powoli, a mnie zamurowało. Zupełnie, jakby jego słowa uderzyły mnie w twarz. Widząc moją minę poprawił się: -  wolę, kiedy masz na sobie zwyczajne jeansy... i może jeszcze szpilki... - odpowiedział w końcu, ale zaraz po tym odwrócił wzrok. 

Rozpromieniona, chciałam rzucić się mu na szyję. Oczywiście nie zrobiłam tego. Długo milczałam, patrząc na jego napiętą sylwetkę i uśmiechałam się jak głupi do sera.

Wkrótce muzyka dudniąca w każdym zakamarku zmieniła się na klimatyczny soul i połowa ludzi zeszła z parkietu, by zostawić miejsce dla par, które uwiesiły się na sobie i wirowały z wolna wokół własnej osi, rozmawiając bądź wtulając się w siebie. Przywitaliśmy się z Rudą Peggy i jej towarzyszami, a chwilę potem pojawiła się reszta z drinkami i piwem.

Już miałam coś odpowiedzieć Alanowi, ale nie zdążyłam, bo na kanapie, na której oboje siedzieliśmy uwiesił się Olek.

- Jak się bawicie? - zapytał ze swoim nigdy nie gasnącym uśmiechem.

- Na razie jest drętwo - stwierdziłam i spojrzałam na Alana, który właśnie pochylił się nad stołem, by zgasić papierosa.

- Alan, mogę ci ją na chwilkę zabrać? Nie wypuszczę jej, dopóki ze mną choć raz nie zatańczy - zagroził i podał mi swoją dłoń. Uścisnęłam ją od razu i powstałam.

- Zaraz wrócę - powiedziałam do Alana i uśmiechając się do niego, weszłam na parkiet. Rudy owiną ręce wokół mojej talii i szczerząc się do mnie zaczął prowadzić.

- Dobra, co jest grane? - zapytał.

- A o co dokładnie chodzi?

- Nie udawaj. Pytam o ciebie i Hurläynena.

Odrobinę się zaczerwieniłam, co nie uszło jego uwadze. Zaśmiał się pod nosem.

- A więc?

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz