Alan stał jak zawsze zwrócony twarzą do okna. Kiedy tylko weszłam do sali przestał opierać się o parapet i podszedł krok do przodu. W swoim nieskazitelnie czystym mundurku wyglądał po prostu wspaniale. Jak zawsze zresztą.
- Dzwoniłem do ciebie dzisiaj rano, ale nie odbierałaś - powiedział z minimalną pretensją w głosie.
Przyglądał się mojej twarzy, marszcząc lekko czoło. Potarłam swój policzek zastanawiając się, gdzie w ogóle posiałam komórkę. Wydawało mi się, że zabrałam ją ze sobą, ale gdy pogrzebałam w torbie, okazało się, że jej tam nie ma.
- Przepraszam, ja... Ostatnio jestem trochę rozkojarzona - przyznałam się, choć wcale nie musiałam tego robić. Mój wygląd mówił sam za siebie, czego Alan nie omieszkał mi oznajmić.
- Zauważyłem.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu żeby znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogłabym usiąść i wtedy odnalazłam wzrokiem futerał z wiolonczelą Alana. Stała na stojaku, a promienie słoneczne oświetlały jej ciemno czekoladowe oblicze.
- Wziąłem ją. Pomyślałem, że na niej zagrasz - wyjaśnił, a ja nadal patrzyłam na wiolonczelę, jakby nic nie powiedział. Dopiero po kilku chwilach dotarł do mnie sens słów.
- Że co? - zapytałam, siadając na stołku pod ścianą.
- Ale to był chyba zły pomysł, bo nie jesteś w dobrej formie, jak sądzę...
- Co ty nie powiesz... - odpowiedziałam zgryźliwie, na co chłopak uniósł delikatnie jedną brew do góry.
- W takim razie... - rozpoczął, rozglądając się dookoła. - ... Ja zagram, a ty patrz i ucz się. W domu to przećwiczysz, a następnym razem zrobimy ewentualne poprawki - rozporządził, co mnie bardzo urządzało.
- Grasz na wiolonczeli?
- Od dziecka. To był pierwszy instrument, na którym zagrałem. Dopiero w gimnazjum przeniosłem się na skrzypce.
Nie miałam na nic ochoty. Nie chciało mi się nawet słuchać muzyki, co było bardzo dziwnym zjawiskiem. Nic jednak nie powiedziałam. Podkuliłam tylko nogi i wsparłam się brodą na kolanach. I wtedy przypomniałam sobie tą ważna kwestię do omówienia. Miałam przecież zrezygnować z konkursu...
- Alan?
Gdy tylko wypowiedziałam jego imię zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie zwróciłam się do niego w ten sposób. Chciałam sprawdzić jego reakcję. Czy w ogóle zwrócił na to uwagę?
Na pewno. Gdy usłyszał swoje imię z moich ust, zamarł i powoli odwrócił się w moją stronę. Jego wyraz twarzy zasłoniło światło słoneczne padające zza jego osoby.
- Tak? - odpowiedział. W jego głosie pobrzmiewała jakaś łagodna nuta.
- No powiedz mu, idiotko! - próbowałam siebie zmusić do podjęcia tematu, ale po prostu nie mogłam tego zrobić. Z jednej strony chciałam zakończyć ten cały cyrk, ale z drugiej...
- Nieważne... - odpowiedziałam. On jednak nie dał za wygraną.
- A mi się wydaje, że jest całkiem odwrotnie - powiedział z naciskiem.
- Właśnie, tylko ci się wydaje.
- Mów - zażądał.
Szczerze mówiąc spanikowałam. Musiałam mu coś powiedzieć, bo wiedziałam, że nie ustąpi, ale nie mogła to być prawda. Zdołałam z siebie wydobyć bliżej nieokreślony stęk.
- Tylko nie kłam. Od razu to zauważę - uprzedził, biorąc w ręce smyczek i szmatkę żeby go wyczyścić przed grą.
- Myśl, kobieto, myśl! - mówiłam w duchu, co znaczyło tyle samo co: Kłam, kobieto, kłam!
CZYTASZ
Cello
Teen FictionPola zakochana w muzyce od dzieciństwa, pomaga ojcu w przygotowaniach do Koncertu Zimowego w prywatnej szkole muzycznej, która kształci przyszłych wirtuozów oraz światowej sławy kompozytorów. Już podczas pierwszego spotkania zyskuje sobie sympatię u...