OPUS 17

173 17 5
                                    

Kiedy stanęłam przed drzwiami do naszej sali prób, byłam zdecydowana na przekazanie Alanowi swojej ostatecznej decyzji. Wzięłam potężny oddech i weszłam do środka. Przywitał mnie zapach papierosowego dymu.

- Boże... - wykrztusiłam, próbując ręką odgonić niemiłą woń. – Wypaliłeś całą paczkę, czy co? – zapytałam.

- Gdzie masz swoją wiolonczelę? – zapytał, od razu zauważając jej brak. 

I dobrze. Sam sprowadził rozmowę na ważny dla mnie tor.

Dziś wyglądał jakoś inaczej. Jego zdenerwowanie dodawało mu uroku. Prawie rozpłynęłam się na widok tych rozwianych na wszystkie strony świata kruczoorzechowych włosów i błyszczących niebieskich tęczówek.

- Nie wzięłam – odpowiedziałam niespiesznie.

- Yhym – mruknął. – A to dlaczego?

- Bo... Bo mam ci coś do zakomunikowania – odpowiedziałam, podchodząc do niego bliżej.

Wzięłam potężny wdech. Nogi miałam jak z waty. Jak na to zareaguje? Będzie zły, że zmarnowałam jego cenny czas?

- Rezygnuję z konkursu – powiedziałam.

Nie wydawał się zdziwiony. Staliśmy w milczeniu przez pewien czas, ale w jego oczach nie malowała się złość, jak przypuszczałam. Jego spojrzenie było teraz bez wyrazu.

- Nie jesteś zły? – sprowokowałam go do mówienia.

- A dlaczego miałbym być? – zapytał, dziwnie spokojny.

I wtedy powiedziałam mu dlaczego uważałam, że będzie mi wypominał, iż stracił czas, że tylko namieszałam w dokumentacji konkursu, że być może tchórzę, użalam się nad sobą...

- Przewidziałem, że mogłabyś coś takiego postanowić.

- I nic nie powiesz? – dopytywałam zszokowana. A miało być odwrotnie. To on miał być w szoku.

- A wolałabyś, żebym zaczął na ciebie krzyczeć?

- Szczerze mówiąc... Gdybyś to zrobił, poczułabym się trochę lepiej.

- Wydaje mi się, że namawianie do zmiany decyzji i próba wywołania w tobie poczucia winy zadziała w całkiem odwrotną stronę – odrzekł.

- Chyba tak – przyznałam mu rację.

Nie wiedziałam co teraz. Czy miałam się z nim tak po prostu pożegnać i wyjść? Nie chciałam tego. Bardzo tego nie chciałam. Zaczęłam ze zdenerwowania bawić się rękawami od swetra. Rezygnacja z konkursu to jedna sprawa, ale co z moimi uczuciami?

- Mogłabyś coś dla mnie zrobić? – zapytał po kilku chwilach napiętej ciszy.

- Jasne – rzuciłam bez zastanowienia.

Teraz to on zdawał się być zakłopotany. Jakby zastanawiał się, czy to, o co chce poprosić jest aby na pewno na miejscu.

- Zagraj dla mnie – poprosił. 

Całkowicie zbił mnie z tropu. Nie kryłam zdziwienia.

- Nie mam...

- Zagraj na mojej – wszedł mi w słowo i podał swoją wiolonczelę.

Nawet ustawił stołek, żebym mogła usiąść. Potem oparł się o parapet okna jak zawsze, kiedy miałam grać i zawiesił na mnie swoje spojrzenie.

Nieśmiało się uśmiechnęłam i usiadłam na swoim miejscu. To było dla mnie niesamowite. Pozwolił mi zagrać na tym czekoladowym cudzie. Poprosił bardzo grzecznie i chyba naprawdę mu zależało. 

CelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz