Nadeszła sobota, czyli dzień, kiedy wychodzę z Calumem. Chciał iść nad ocen, czyli na dobrą sprawę będzie tam dużo ludzi, więc nie mam czego się obawiać, ale to Calum. On potrafi wymyśleć coś głupiego. Matt nadal był sceptycznie do tego nastawiony, ale na wszystko się zgodził i nawet pomagał mi spakować jakieś jedzenie. Nie wiedziałam ile tam będziemy, a głodna nie chciałam być. Co prawda, mojemu chłopakowi powiedziałam, że postaram się wrócić przed osiemnastą, bo ile można siedzieć nad oceanem z jedną osobą? W końcu mogłoby nam się zacząć nudzić, prawda?
Nie miałam jednak zbyt dużych wyrzutów sumienia, bo mój chłopak i przyjaciel też mieli plany. Postanowili iść do kina na Gwiezdne wojny. Bardzo się cieszyli, że w końcu to zobaczą, a ja tego nie lubiłam, więc nawet dobrze, że nie będzie mnie, gdy oni będą przeżywać przed filmem, bo tam idą i po filmie, bo tam byli. Później mieli pójść pograć w koszykówkę z kolegami ze szkoły, z którymi jeszcze jakiś kontakt utrzymywali, więc nie tak źle. Wszyscy troje mieliśmy się dobrze bawić.
Siedziałam w samochodzie Caluma i zastanawiałam się gdzie jedziemy. Powiedział, że chce mnie zabrać nad ocean, ale to było tak blisko, że samochód nie był nam potrzebny. On jednak się uparł, że mam wsiąść i mu zaufać, co było trochę śmieszne, bo jak na razie nie miałam podstaw do tego, by mu ufać. Wiedziałam jednak, że nie mogę już na początku zgrywać tej wiecznie niezadowolonej dziewczyny, którą byłam, gdy mnie poznał i bez większych problemów wsiadłam do samochodu.
Jazdę umilała nam płyta jakiegoś zespołu, którego nie znałam, ale bardzo mi się spodobała. W pewnym momencie Calum nawet zaczął śpiewać. Przypomniała mi się nasza jazda na samym początku naszej znajomości, gdy również zaczął śpiewać, ale nawet się nie zorientował, że to robi. Śpiewał, bo lubił i było to dla niego naturalne. Był skupiony na prowadzeniu samochodu, więc nawet nie zwrócił uwagi, że zaczął to robić przy mnie. Tym razem było tak samo, a na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. Pamiętałam, że wtedy jeszcze udawałam niedostępną, więc sądziłam, że nie powiem mu żadnego komplementu, tym bardziej, że nie chciałam, aby z naszej znajomości coś wyszło. Jednak śpiewał tak pięknie, że musiałam go w tym uświadomić. W zasadzie wiele osób pewnie mu już to mówiło, ale ja czułam, że też muszę to zrobić.
-Śpiewać nadal potrafisz, jestem pod wrażeniem – powiedziałam, przez co na sekundę na mnie spojrzał i się uśmiechnął. – Powiesz mi dokąd jedziemy?
-Nad ocean, przecież wiesz – uśmiech nadal nie schodził z jego buzi. Widocznie lubił ukrywać tak głupie szczegóły i bawiło go to, że nie lubię żyć w niewiedzy.
-To dlaczego nie pojechaliśmy na plażę, na którą mieliśmy najbliżej?
-Bo tam gdzie jedziemy teraz jest ładniej – wzruszył ramionami, a ja się poddałam. Wiedziałam, że nic więcej z niego nie wyciągnę i pozostało mi czekać, aż dojedziemy na miejsce.
Calum wreszcie zatrzymał się na poboczu, ale nie widziałam nigdzie oceanu i było to jakieś odludzie, więc trochę się przestraszyłam. Chyba zauważył moją minę, bo się roześmiał.
-Boisz się mnie? Przecież nic ci nie zrobię, Abby. Jesteśmy w dobrym miejscu, zaraz sama się przekonasz – puścił mi oczko, zamknął samochód i ruszył w krzaki, które były przy tej drodze. Naprawdę nie wiedziałam gdzie jesteśmy, co tu robimy i dlaczego Hood mnie tu zabrał. Chociaż jak przypomniałam sobie ten dom za stacją benzynową... On ma dziwne pomysły.
Nie miałam innego wyjścia, więc poszłam za nim. Najpierw przeszliśmy kawałek wzdłuż drogi i tych krzaków, a następnie Calum skręcił w prawo. Nic nie mówiłam, chociaż chciałam mu nakazać, aby odwiózł mnie do domu. Nie podobało mi się tutaj i schodząc z tego stromego zbocza, prawie spadłam. Musiałam utrzymać równowagę, a ciężki koszyk, który trzymałam wcale mi w tym nie pomagał.