dwadzieścia cztery

857 91 8
                                    


     Kiedy Matt wyszedł z domu nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Płakałam jak małe dziecko siedząc na kanapie, ale nie mogłam tak długo. Zaczęłam chodzić po pokoju, aż zauważyłam rozbitą szkolankę. Postanowiłam ją posprzątać, ale w tym stanie nie był to najlepszy pomysł. Od razu się skaleczyłam i zaczęła mi lecieć krew, dość mocno. Wkurzona rzuciłam kawałkiem szkła i krzyknęłam. Nic mi nie wychodziło. Nawet głupie sprzątanie!

Poszłam owinąć rękę byle jak bandażem i wyszłam z domu, zanim matka miała wrócić. Nie chciałam, żeby widziała mnie w takim stanie, bo jej głupie teksty tylko pogorszyłyby sprawę. Nie wiedziałam gdzie chcę iść, ale wiedziałam, że nie mogę dłużej siedzieć w domu. Na dworze na całe szczęście panował półmrok, więc nikt nie mógł widzieć moich łez i rozmazanego makijażu, dopóki mi się nie przyjrzał. A uwierzcie, że w tym mieście każdy się gdzieś śpieszy i nikt nie zwraca uwagi na takie osoby jak ja, dlatego miałam całkowity spokój. Jednak szczerze nie byłam pewna, czy tego właśnie potrzebuję. Czułam, że im dłużej będę myśleć o tym jak bardzo spieprzyłam sobie życie, to zwariuję. Wolałam z kimś porozmawiać, ale o czymś innym niż moja zdrada. Od samego wyjścia z domu wiedziałam dokąd idę i było to całkowicie normalne. Nie mogłam się doczekać, aż dotrę na miejsce, bo nienawidziałam swojego towarzystwa. Bycie sam ze sobą w takim momencie to dla mnie cios. 

Najgorszym nie było jednak myślenie jak bardzo spieprzyłam życie sobie, tylko jak bardzo zraniłam i jak bardzo spieprzyłam życie Mattowi. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jest on bardzo wrażliwym chłopakiem i było pewne, że gdy się o wszystkim dowie, to się załamie. Tylko nie chciałam, żeby się dowiedział i byłam święcie przekonana, że wszystko mi ujdzie na sucho. Byłam strasznie głupia. Matt sobie na to nie zasłużył, to było pewne. Ja byłam kompletną idiotka, to także było pewne.

    Gdy wreszcie doszłam pod dom swojego przyjaciela, łzy mi już nie leciały, ale makijaż nadal pozostawiał wiele do życzenia. Mój stan psychiczny także. Zapukałam dwa razy w drzwi i czekałam, aż ktoś otworzy. Modliłam się, żeby był to Luke, bo nie chciałam, aby jego rodzice mnie widzieli w takim stanie, ale moje modły nie zostały wysłuchane. W sumie czemu miałyby? Zasłużyłam sobie na to? Nie.

Drzwi otworzyła mi mama Luke'a.

-Dzień dobry, pani Hemmings - zrobiłam wszystko, żeby się uśmiechnąć i żeby wyszło naturalnie, ale nie byłam pewna, czy na pewno mi się udało. Kobiecie nie udało się ukryć zdziwienia, gdy mnie zobaczyła, ale nie winiłam jej za nic. Pewnie wyglądałam jak jakaś przybłęda, a nie najlepsza przyjaciółka ich syna. Jednak Liz nic sobie z tego nie zrobiła, tylko przyciągnęła mnie do piersi i mocno przytuliła. W tamtym momencie rozkleiłam się po raz kolejny. To było dla mnie takie dziwne i smutne zarazem. Nawet mama Luke'a traktowała mnie lepiej niż moja własna. Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, czego tak naprawdę potrzebowałam po tej kłótni z Mattem. Potrzebowałam swojej mamy, która by mnie wspierała i by mi pomogła, a ja zamiast do niej pójść, uciekałam z domu, żeby mnie nie zobaczyła. Żałowałam, że nie mam normalnej rodziny i że wśród tej z krwi i kości nie mam żadnego oparcia. Była jeszcze rodzina Hemmingsów, którzy traktowali mnie jak córkę, ale to nigdy nie będzie to samo.

-Mamo, czy to Abby przyszła? - ze schodów zszedł Luke, który się domyślił, że to najpewniej ja, a gdy odsunęłam się od jego rodzicielki i zobaczył moją twarz, szybko do mnie podbiegł. 

-Matko święta, co się stało? - podniósł lekko głos, ale szybko się opanował - Mamo, mogłabyś nas zostawić? - kobieta lekko przytaknęła, ale zanim wyszła, posłała mi jeszcze pocieszający uśmiech. Zazdrościłam Luke'owi mamy. - Abby, co się stało? 

-Ja... - nie wiedziałam od czego zacząć, a że przypomniałam sobie co działo się jeszcze jakiś czas wcześniej, ponownie zaczęłam płakać. Hemmings przyciągnął mnie do swojej piersi i mocno przytulił, a ja szlochałam w jego pierś. Po raz kolejny pomyślałam o Mattcie i zastanawiałam się, czy on ma do kogo pójść. Czy ma się komu wygadać. Czy ma osobę, która go w tym momencie pociesza. Od jakiegoś czasu miał tylko mnie, nie licząc kolegów, którzy raczej nie byli dla niego przyjaciółmi jak Luke dla mnie. 

-Boże, Abby co ci się stało w rękę?! - blondyn krzyknął, gdy zauważył mój byle jak założony bandaż, który teraz był cały we krwi. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, więc pomógł mi wstać i zaciągnął mnie do łazienki. Tam opatrzył mi rękę, a ja przez cały ten czas nie mogłam powstrzymać łez. Czułam, że teraz mogę i jest to ten dzień, kiedy muszę wypłakać wszystko. 


     Tego dnia płakałam do czasu, aż zasnęłam. A zasnęłam dopiero około piątej, jednak Luke nie poddał się i wiem, że nie zasnął szybciej niż ja. Cały czas był przy mnie i czuwał. Wiedziałam, że na pewno jest bardzo ciekawy, ale nie starał się ze mnie nic wyciągnąć, bo widział, że nie jestem w stanie opowiadać. Dziękowałam mu za to i za obecność, bo byłoby mi ciężej, gdybym musiała zasypiać sama. Cieszyłam się, że mam chociaż przyjaciela, skoro nie mam matki. 

     Obudziłam się około godziny piętnastej. Pierwsze co poczułam po przebudzeniu, to ręka Luke'a jeżdżąca po mojej i rysująca jakieś szlaczki. Musiał się nudzić, ale nadal nie chciał mnie zostawiać. Było mi trochę głupio, że przeze mnie nie mógł zasnąć i jeszcze leżał tak długo, tracąc pół dnia. Nie chciałam pokazać, że nie śpię, gdyż wiedziałam, że będę musiała mu wreszcie o wszystkim powiedzieć. Nie chciałam tego z dwóch powodów. 

Po pierwsze, nie chciałam znowu sobie o wszystkim przypominać, chociaż to było głupie, gdyż i tak przez cały czas moje myśli krążyły wokół Matta. Jednak bałam się o wszystkim opowiadać. Kiedy to wszystko było w mojej głowie, wiedziałam, że jakoś dam radę powstrzymać płacz. A kiedy zacznę o wszystkim mówić, znowu się rozkleję.

Po drugie, bałam się reakcji swojego przyjaciela. Najzwyczajniej w świecie bałam się, że mnie zostawi i powie, iż jestem beznadziejną idiotką, która zachowała się jak dziecko. Taka była prawda, ale zdawałam sobie sprawę, że jeśli usłyszę to wszystko z jego ust, załamię się jeszcze bardziej. Nie chciałam stracić jedynej osoby, która mnie w tym momencie wspierała, chociaż na to nie zasłużyłam.

-Opowiesz mi o wszystkim, kiedy będziesz gotowa - usłyszałam głos blondyna. Czyli jednak zorientował się, że nie śpię. Chciałam mieć to już za sobą, więc od razu się podniosłam i postanowiłam wszystko powiedzieć.

     Kiedy skończyłam Luke nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił. To wyrażało więcej niż tysiąc słów. Byłam mu wdzięczna, że mnie nie ocenia, tylko nadal wspiera. Nie zasłużyłam ani na niego, ani na Matta, ani na Caluma. Nie zasługiwałam na nikogo. 

wróć // calum hoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz