epilog

1K 71 19
                                    


     Zapukałam w drzwi i czekałam, aż ktoś mi je otworzy. Czułam, że rodzice Matta są w pracy i bardzo się z tego cieszyłam, bo nie byłam pewna, czy o wszystkim wiedzą, ale jeśli by wiedzieli, to nie byłabym w stanie spojrzeć im w oczy. Bardzo ich lubiłam, bo byli naprawdę wspaniałymi rodzicami, a mój chłopak był kolejną osobą, której zazdrościłam rodziny. Miał jeszcze siostrę, straszną od niego, która otworzyła mi drzwi. Nie mieszka z nimi i podejrzewałam, że mogła przyjechać tylko na prośbę Matta. Najwyraźniej tak było, bo gdy mnie zobaczyła, nie była zbyt zadowolona. 

-Cześć. Przyszłam, żeby porozmawiać z Mattem - powiedziałam dość nieśmiało, bo jej wzrok mnie peszył, jednak nie mogłam uciec jak ostatni tchórz. Musiałam porozmawiać z brunetem.

-Nie jestem pewna, czy on chce z tobą rozmawiać - odparła i lekko przymknęła drzwi. Nawet taki szczegół nie umknął mojej uwadze. Starałam się jednak wymyslić coś, co przekonałoby ją, że naprawdę żałuję, a rozmowa z jej bratem jest czymś, czego bardzo potrzebuję. Uważałam, że była ona potrzebna nam obu.

-Proszę cię, chcę z nim tylko chwilę porozmawiać.

-Dobrze wiesz, że to nie ode mnie zależy. Może gdybyś się postarała, a wpuszczenie cię byłoby moją decyzją, to całkiem możliwe, że byś weszła, ale Matt jasno dał mi do zrozumienia, że nie mam cię wpuszczać - dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby chodziło o jakąś błahostkę. Wkurzała mnie, ale byłam pewna, że dotrzyma obietnicy jaką na sto procent złożyła mojemu już byłemu chłopakowi i nie mam co liczyć, dopóki sam Matt nie przyjdzie i mnie nie wpuści. 

-Przekaż mu, że przyjdę jutro. Musimy porozmawiać, czy tego chce czy nie - powiedziałam i szybko się odwróciłam. Naprawdę nie zamierzałam się poddać i chciałam walczyć o nasz związek. 


     Całą drogę powrotną do domu myślałam o tym wszystkim co działo się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu dni. Nie mogła uwierzyć w to jak moje życie się zmieniło. W jednej chwili cały mój świat się zawalił. Kiedy miałam już wszystko poukładane, nagle pojawił się Calum, a ja sama nie wiedziałam czego chcę. Raniłam wszystkich dookoła, bo nie byłam stabilna emocjonalnie. Zdałam sobie sprawę, że ze mną jest coś nie tak. Nigdy nie miałam porządnego dzieciństwa, nigdy nie byłam normalnym dzieckiem. Jakoś dorosłam, ale nie rozwijałam się tak, jak powinnam. Trochę to głupie, że zorientowałam się dopiero teraz. Musiałam najpierw zranić osoby, które mnie kochały. Tak, kochały. Dobrze wiem, że Calum mnie kochał, chociaż nie wiem dlaczego. Jestem idiotką, która nie zasługuje na miłość. Rodzice pokazywali mi to od dzieciństwa, więc dlaczego od razu nie odseperowałam się od wszystkich? Dlaczego starałam się mieć normalne życie? Dlaczego starałam się kogoś pokochać, być w związku i żyć normalnie? To nie jest mi przeznaczone i Bóg ma inny plan ma moje życie. Bezndziejny, ale jednak inny niż ten, o którym zawsze marzyłam.

Nie zorientowałam się nawet kiedy zaczęłam płakać. Nagle zaczęło mnie obchodzić, co pomyślą ludzie, którzy przejeżdżają obok mnie. Nie chciałam, żeby mnie taką widzieli. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie widział kiedykolwiek. Skręciłam w dróżkę, o której nawet nie miałam pojęcia, ale nie było tam ludzi, więc spodobała mi się.

Jakoś udało mi się dojść do domu, chociaż zajęło mi to trochę czasu. Podjęłam decyzję, która według mnie, była najlepsza dla wszystkich. Czy dla mnie? Może i nie, ale dla ludzi z mojego otoczenia. Nie chciałam już nikogo ranić. Calum? Mogłam mu wybaczyć i dać kolejną szansę, ale byłam uparta i nie rozmawiałam z nim kilka lat. Matt? Twierdziłam, że go kocham i że nigdy nie skrzywdzę go tak, jak skrzywdzono mnie, ale jednak to zrobiłam. Luke? On cierpiał przez całe życie, bo wiecznie musiał znosić moje humorki. Mówił, że kocha mnie mimo wszystko i wcale nie odstrasza go mój charakter, ale dobrze wiem, że na dłuższą metę nie da się ze mną wytrzymać. Mogę podjąć jedyną słuszną decyzję i uciec od niego, zanim zdążę go skrzywdzić bardziej.

Nie napisałam żadnego listu.

Po protu się spakowałam. 

Zabrałam pieniądze.

I odeszłam. Na zawsze.


🙃🙃🙃


dobra, nie jest to nic zajebistego. nie jest to to, co chciałam napisać. jednak jak tak sobie siedziałam na wattpadzie, to stwierdziłam, że nie mogę zostawić tego tak po prostu bez niczego. bez żadnego zakończenia. zaczęłam sobie od nowa czytać tę część, żeby przypomnieć o czym było i jednak była to zjebana historia. po czasie stwierdzam, że za często się powtarzałam, pisało prawie cały czas jedno i to samo, rozdziały do tego były nudne. dziwię się, że i tak trochę was to czytało. miałam na to fajny plan i w sumie od teraz dopiero miało zacząć się najciekawsze, jednak brat czasu i weny uniemożliwił mi wszystko. chciałam skończyć to fanfiction. na początku stwierdziłam, że jeszcze jakoś to rozwinę i dopiero wtedy epilog, ale jak przyszło co do czego, to jednak skończyłam rozdział, który miałam zaczęty i z "dwadzieścia sześć" zrobiłam "epilog". 

no cóż, to jest koniec historii abby i caluma. albo abby, caluma i matta, oraz oczywiście luke'a.

trochę mi przykro. zaczynałam dawno, ale jednak pamiętam, że miałam większe oczekiwania względem siebie. no ale trudno.

myślę, że pewnie i tak już nie pamiętacie tego i o czym było. może nawet tego nie przeczytacie. jednak chcę wam podziękować, jeśli czytaliście "odpuść" i "wróć" do któregoś tam momentu. dziękuję za każdą gwiazdkę i jeszcze bardziej za komentarz. 


((jak na razie na moim profilu pojawiło się coś w stylu krótkich one-shotów - już dawno, coś tam dodałam, może będę dodawać, więc jak macie ochotę to zapraszam. miałam pewien pomysł na fanfiction i nawet zaczęłam, ale nie wiem czy skończę. jeśli nie, to nawet nie zaczynam publikować, bo chcę koniecznie skończyć. jeśli coś kiedyś się pojawi, to mam nadzieję, że będziecie czytać i będzie wam się podobało. postaram się bardziej.))


  dziękuję za wszystko.  

wróć // calum hoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz