trzynaście

1.1K 99 11
                                    


Calum's POV

     Nieźle się zdziwiłem, gdy napisała do mnie Abby, zapraszając na wspólny obiad. Oczywiście byłbym szczęśliwy, gdybyśmy tylko my tam byli, ale tak pięknie na razie nie będzie i muszę się z tym pogodzić. Zaprosiła mnie i Ashtona na obiad z nią, Mattem i nieodstępującym jej od kilku lat na krok, Lukiem. Nie chciałem widywać jej chłopaka – słabo mi na samą myśl, że teraz on nim jest – gdy nie jest to konieczne, ale zdawałem sobie również sprawę, że to może być jedyna szansa do zbliżania się do Abby. Jeśli oni na serio myślą, że przyjaźń mi wystarczy, to grubo się mylą, bo nie zamierzam odpuścić. Już raz to zrobiłem i nie zrobię po raz kolejny. Wtedy było ciężej, bo była na mnie cholernie zła, co oczywiście było zrozumiałe. Zraniłem ją i było mi z tym faktem źle. Teraz mi wybaczyła, więc ponownie dostaję szansę. Daje mi ją, mimo iż nieświadomie.

Wiem, że gdy się spotkamy przy tym obiedzie, to ciężko będzie mi patrzeć na ich dwójkę. Nie jestem pewien jak to zniosę, ale będę musiał, jeśli chcę ją odzyskać. Postaram się pokazać Mattowi, że tylko się przyjaźnimy. Może wtedy nie będzie tak zazdrosny, gdy będzie ze mną wychodziła. Może będzie myślał, iż nie jest zagrożony. Ja na tym skorzystam. Jeśli on nie będzie robił problemów, gdy będziemy się spotykać, to i Abby nie będzie miała wyrzutów sumienia i częściej pozwoli się gdzieś zabrać. A przynajmniej miałem nadzieję, że tak to wszystko się ułoży.

Może i przeceniałem swój plan. Wiedziałem, że Matt tak łatwo nie odpuści i może mi nie uwierzyć, że chcę tylko przyjaźni, ale warto spróbować. Kiedy on wreszcie przestanie się mną obawiać, ja zrobię wszystko, by odzyskać dziewczynę, którą kocham od czterech lat i bez której nie mogę żyć.

     Tak myślałem, że nie spotkamy się w domu Abby, ani też jej chłopaka, czy przyjaciela. Nie zdziwiłem się ani trochę, gdy napisała mi nazwę restauracji, do której mamy przyjechać. Właściwie to kto miałby nam cokolwiek ugotować? Na pewno nie Abby, która w tym akurat ma dwie lewe ręce. Nigdy też nie widziałem, aby Luke cokolwiek gotował i wątpiłem, że lubi to robić. Co do Matta – nie miałem pojęcia co ten debil lubi robić, a czego nie i mało mnie to interesowało.

Siedziałem obok Ashtona, a naprzeciwko nas była pozostała trójka. Atmosfera była dość dziwna na samym początku. Nikt nie wiedział co ma powiedzieć, o czym mamy w ogóle rozmawiać. Podejrzewałem, że to spotkanie było pomysłem dziewczyny, która teraz błądziła wzrokiem po pomieszczeniu i czekała na kelnera, który przyniesieniem dań, mógłby nas uratować. Przynajmniej mielibyśmy się czym zająć. Nie umknęło mi również to, że mocno ściskała w zdenerwowaniu dłoń Matta. Nie chciałem na to patrzeć, bo wiedziałem, że wtedy mogę się nie kontrolować. Wiedziałem, że się zezłoszczę i albo nawtykam jej fagasowi, albo zacznę mówić takie rzeczy, o które mógłby być zazdrosny. A nie na tym mój plan miał polegać.

Odwróciłem więc wzrok i również zacząłem wypatrywać kelnera, który nie śpieszył się, by przynieść nasze jedzenie, co było dość wkurzające. Krępującą ciszę przerwał wreszcie Luke.

-Grasz jeszcze w koszykówkę? Znalazłeś jakiś klub po zakończeniu szkoły? – widziałem, że Abby odetchnęła z ulgą. Najwyraźniej ta cisza najbardziej jej ciążyła.

-Tak. Jest to drużyna w sąsiednim mieście. Całkiem nieźle nam idzie. Sezon skończył się dość dawno. Teraz mamy wolne. A ty?

-Nie. Nic tutaj nie ma. Ale często z chłopakami gramy na boisku przy naszej starej kochanej szkole.

Po tym rozmowa jakoś się potoczyła. W końcu przyszedł długo wyczekiwany kelner. Każdy zajął się jedzeniem, ale również rozmawialiśmy. Było całkiem nieźle. Tym bardziej, że Matt nie odzywał się zbyt często. Najwyraźniej nadal mnie nie lubił – z wzajemnością oczywiście – i nie próbował tego zmienić. Zdawałem sobie sprawę, że po jednym spotkaniu mnie nie pokocha, ale miałem nadzieję, że wreszcie się chociaż w małym stopniu do mnie przekona i utwierdzi się w przekonaniu, że nie chcę od jego dziewczyny nic więcej jak koleżeńskich kontaktów.

Wiedziałem także, że nie mogę ciągle na Abby patrzeć, bo jej chłopak ciągle mnie obserwował. Jako jej „tylko przyjaciel" nie mogłem przecież wiecznie się na nią gapić. To byłoby dziwne i mogłoby wzbudzić w nim podejrzenia. Całą siłą woli starałem się nie spoglądać w jej kierunku i całkiem nieźle mi wychodziło. W głowie mówiłem sobie, że przecież nie chcę oglądać ich razem, więc nie mam na nich patrzeć. To dość skutecznie mnie do tego zniechęcało.

-Tak właściwie, to ile ze sobą jesteście? – zadałem wreszcie to pytanie, chociaż nie było mi łatwo. Wcale nie chciałem znać odpowiedzi... No dobra, chciałem, ale bałem się, że może mnie wkurzyć. A kiedy zobaczyłem jak ten fagas się uśmiecha triumfująco, to czułem, że już długo nie zdołam udawać, że całkiem go lubię.

-Prawie dwa lata, a może już dwa. Mówią, że szczęśliwi czasu nie liczą, więc nie jestem pewny – odparł, a ja przytaknąłem.

-To całkiem długo – powiedziałem to najnormalniejszym tonem na jaki było mnie stać. Spojrzałem też na nadal trochę zestresowaną Abby, która gdy napotkała mój wzrok, tylko lekko przytaknęła głową.

Najwidoczniej tym pytaniem poprawiłem humor Mattowi, który do końca kolacji był wyśmienity. Ja nie podzielałem jego entuzjazmu, ale udawałem, że tak. Czułem, że jak wrócę do domu, to będę musiał się przebrać i iść na siłownię, żeby cały gniew, który przez to spotkanie w sobie trzymałem, wyrzucić na zewnątrz. Udawać można, ale potem trzeba coś zrobić z tym gniewem, który się ukrywa, a moim zdaniem siłownia najlepiej się do tego nadawała. W moim przypadku.

I mimo, że naprawdę ledwo przecierpiałem to jakże ciekawe spotkanie, to się cieszyłem. Matt pod koniec wyglądał na zadowolonego, więc możliwe, że połknął mój haczyk. To było jedyne pocieszenie i miałem nadzieję, że kilka godzin moich męczarni nie poszło na marne. Już nie mogłem się doczekać naszego wypadu nas ocean. W nasze miejsce. Cieszyłem się, że je znalazłem, bo mogłem tam ją zabrać. Z dala od ludzi, żebyśmy mogli się wyciszyć i nacieszyć swoją obecnością. Chciałem też, żeby miała miejsce, które będzie jej się ze mną kojarzyło. Do którego mogłaby wracać, gdy coś się stanie w jej życiu niemiłego. Oczywiście nie chciałem, aby cierpiała, ale gdyby jednak coś się stało, a ja dowiedziałbym się, że była akurat w tym miejscu, to byłbym dumny.

Kiedy na siłowni wyładowywałem swoją złość, to przy każdym uderzeniu w worek treningowy miałem przed oczami twarz Matta, a w chwilach odpoczynku myślałem o Abby. 

wróć // calum hoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz