Rozdział 15

250 24 9
                                    


Mam wiadomość, jednak nie usunę opowiadania, ale rozdziały będą dodawane co tydzień w piątek wieczorem :) W miarę możliwości, może w tygodniu też, ale wątpię ponieważ mam na głowie drugie opowiadanie. Teraz kończę pierwszą serię, druga pojawi się 1 lipca, chyba ;) . No to łapcie ostatni, rozdział, o tym co robiła Ann po studiach i jak jej się układało... .  Do zobaczenia :) 


XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX


Zaraz po studiach, otworzyłam klinikę weterynaryjną i sklep zoologiczny. Miałam dużo klientów. Tak wygląda moje życie zawodowe, a życie prywatne no to mniej więcej tak. Mieszkam od dwóch lat w Mikołajkach z Luke'em, w jego domu niedaleko mojej kliniki. Aktualnie jesteśmy zaręczeni i mamy psa.

Co do moich przyjaciół to widuję często tych co mieszkają w okolicy czyli Thalię, Piper(po studiach wróciła na Mazury), Clarisse, Chrisa, Jasona i innych. A jeszcze innych nie widziałam od matury, Percy( w końcu wyjechał do Anglii na studia i chyba je skończył, nie mam z nim kontaktu nawet nie wiem gdzie jest), Drew(z tego się bardzo cieszę) i inni jeszcze porobili wielkie kariery. No i mój życiowy pech, coś się ostatnio nie odzywa. Ale nie będę kusić losu. Tak mi się żyje, zbieram kasę na działkę i dom w górkle. Dziś sobota. Siedzę w domu pod cieplutkim kocem piję herbatę i oglądam telewizję. Nie mam dziś dobrego humoru, dręczą mnie jakieś przeczucia, nie wiem czy dobra czy złe, one po prostu są. Czekam na Luke'a, który jest w pracy, długo dziś go nie ma. Na dworze jest zimno, pomimo początku lata. Dryń dryń. Dzwonek do drzwi, kto to??

-Luke, nie rób sobie jaj nie chce mi się wstawać, masz klucze- krzyknęłam, ale nikt nie odpowiedział, jeszcze raz dzwonek. Wstałam i poszłam do drzwi, po drodze się ogarniając, bo nie byłam dziś w pracy to wyglądałam jakbym miała ciężką walkę z aligatorem. Zaczęłam przekręcać zamki, bo jestem zbyt leniwa, żeby spojrzeć przez wizjer, a zresztą i tak już krzyczałam. Otworzyłam drzwi, stał tam jakiś wysoki, przystojny mężczyzna, bardzo rozczochrany, z postawionym kołnierzem i głupkowato się do mnie szczerzył.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc ? Jeśli pan jest jechowym to nie dziękuję. - powiedziałam, nie znam gościa

-Nie, nie jestem.

-A, to pewnie do narzeczonego. Proszę bardzo, ale niech pan wejdzie bo strasznie zimno. - i wpuściłam mężczyznę do środka, ten wszedł, wyjął kopertę z kieszeni kurtki i mi ją wręczył, zrobiłam dziwną minę.

-Nie, przyszedłem do pani, jeśli to nie pomyłka i to pani jest Annabeth?

-Tak to ja -i wręczył mi kopertę, którą rozpakowałam, było to zaproszenie na ślub.... Piper i Jasona? Skąd ten facet to ma może listonosz?

-Em... dziękuję, ale skąd pan to ma ?- spytałam

-Ty naprawdę mnie nie poznajesz?- odpowiedział pytaniem

-Eeee...chyba nie- to była moja najinteligentniejsza odpowiedź w życiu, zaczęłam przyglądać się przybyszowi i łączyć fakty.

Zaproszenie, Ślub Piper i Jasona, dziwny nieznajomy, który mówi że mnie zna....

-Nie dalej nie wiem kim pan jest ? -mój mózg dał za wygraną, ale wtedy przybysz wyciągnął spod kurtki jeszcze coś- błękitną róże i wtedy już wiedziałam, nie chciałam, dać po sobie tego poznać i chciałam zachować tę wiedzę w tajemnicy, ale trochę mi nie wyszło.

-Ym. Nie dalej nie wiem kim pan jest. -powiedziałam i uśmiechnęłam się, wszystko spaprałam. Poznał, że ściemniam i popatrzył na mnie z politowaniem.

-Dobra, już dobra. -ogarnęłam się i zaczęłam od początku - Peeeercy, hejka jak ja cię dawno nie widziałam, wypiękniałeś przez te siedem lat. -I przytuliłam się do niego, naprawdę cieszyłam się z jego widoku, choć się go nie spodziewałam. Odwzajemnił uścisk, a kiedy się puściliśmy, on przyjrzał się mi.

-Ty też...

-Weź, ty już nie oszukuj, wyglądam jakbym, nie spała przynajmniej jedną noc.

-Nieeee....

-Tak ,a może usiądziesz. - zaproponowałam jak na dobrą gospodynię przystało.

-Pewnie - rozebrał się i wszedł do salonu. Usiadł na fotelu i zaczął się rozglądać.

-Kawy ? - zapytałam

-Chętnie dzięki - odpowiedział, a ja podeszłam do wyspy, wstawiłam wodę.

-Ładnie mieszkasz

-Też mi się podoba - powiedziałam, niosąc kawę Percy'emu. Usiadłam naprzeciwko niego w fotelu. - Wiesz... powiem ci, że strasznie się zmieniłeś.

-To miasto też się zmieniło, i Piper, i Jason i wszystko...ale za to ja ci powiem, że ty się nie zmieniasz. Mam wrażenie, że chyba tylko ty.  - Uśmiechnęłam się

-Musi być, jakiś stały punkt. Powiedz mi co tam u ciebie.

-Właściwie nic, skończyłem studia w Anglii, na kierunku medycyny i zarządzania. Jestem teraz chirurgiem i postanowiłem, że wrócę przynajmniej na razie do Polski. Teraz tutaj staram się załatwić sobie pracę, ale na razie to zajmuję się dworkiem w Gałkowie i mieszkam w domku, obok rodziców. I tak mi się żyje. A ty ?

-No więc, również skończyłam studia. Mów mi pani doktor magister weterynarii, mam klinikę, zajmuję się wszystkimi zwierzętami. Jak widzisz mieszkamy tu, ale zbieram na dom gdzieś na wsi, miasto nie jest dla mnie, a po za tym chcę konia kupić i takie tam marzenia, co się pewnie nigdy nie spełnią.

-A tam, ale czekaj mieszkacie ?

-No tak, to ty nie wiesz, jestem zaręczona z Luke'em. W sierpniu ma się odbyć ślub, na który oczywiście jesteś zaproszony. - Percy zrobił niewyraźną minę, ale zaraz się uśmiechnął i powiedział

-O to... wspaniale. - Zrobiło się dziwnie, ale zaraz przestało. Gadaliśmy jak za dawnych lat kiedy, byliśmy przyjaciółmi, a z każdym słowem, wracało jedno miłe wspomnienie. Było świetnie. Dowiedziałam się, że on nie znalazł nikogo. Z godzinę potem poczułam dym. 

-Słuchaj, ja zaraz przyjdę. Idę na górę na chwilę. - powiedziałam, bo chyba tam się coś paliło. Weszłam na piętro. Nic tu nie było. Dziwne, już chciałam wychodzić, gdy minimetr przede mną, pomiędzy mną a drzwiami, spadł sufit, który cały płonął. Cofnęłam się błyskawicznie, upadając na podłogę. Krzyknęłam i zaczęłam wołać Percy'ego. Usłyszałam jak biegnie po schodach. 

-Nic ci nie jest? - zapytał 

-Nie, na szczęście... - odpowiedziałam krótko, dławiąc się dymem. 

-Już dzwonię po straż. -Krzyknął, minęło parę minut i usłyszałam syreny. Dalej siedziałam w tym samym miejscu. Nie mogłam oddychać. Położyłam się i w tym samym czasie, poczułam ostry ból na całym ciele. Zaczęłam krzyczeć i płakać. Usłyszałam wołanie Percy'ego i Luke'a. Nie mogłam się ruszyć. Byłam przywalona płonącym budynkiem. Straciłam przytomność. Ostatnie co pamiętam, to gdy mnie wynosili, okropny ból, łzy, syreny i kogoś kto trzymał mnie za rękę.... 

Co znaczy kochać ?Where stories live. Discover now