Poranki ostatnio wyglądają beznadziejnie. Tylko mój biały pies ma czego wyczekiwać o godzinie 7 rano. Swój dzień zaczynam od deseru, inaczej porannego biegania w parku między kwiatami. Zakładam czarną przylegającą bluzkę, nawet podczas biegania trzeba wyglądać atrakcyjnie, bo nigdy nie wiadomo kogo napotkamy na swojej drodze, jasno fioletowe spodenki do biegania, pastelowe buty. Wypijam szklankę wody i ruszam...
Godzina 8.05. Dobiegam do domu, szybki prysznic. Eleganckie spodnie, koszula, adidasy, szpilki w dłonie, kluczyki do samochodu. Z językiem do pasa wchodzę i jadę. Jak na prawdziwego Warszawiaka przystało śniadanie jem na kolanach stojąc w korku. Przechodzę "wybieg korporacyjny", winda, 17piętro. Szybko biegnę w szpilkach do gabinetu, który znajduje się na końcu długiego siwego korytarza. Naciskam klamkę. Nagle stanęłam twarzą w twarz z dyrektorem z innego działu. Staliśmy tak oboje, wpatrując się w siebie, dzieliła nas nawet nie przestrzeń osobista, ale centymetry. Miałam pewność, że gdybym nie uśmiechnęła się szeroko i nie przeszła pod jego ręką z łzą prawie płynącą po moim policzku, doszłoby do rozmazania mojej czerwonej szminki. Wiem doskonale, że zostało mi mało czasu na znalezienie odpowiedniego kandydata, bo zegar biologiczny tyka nieubłaganie, ale nie jestem w stanie desperacji. Zastanawia mnie też fakty, dlaczego on stanął zemną tak jak kiedyś. Czy zabrakło mu mojej miłości do niego? Stęsknił się, bo długo nie pojawiałam się w pracy? Kiedy weszłam już do biura z widokiem na słoneczną Warszawę, ustałam wpatrując się w samochody jeżdżące na ulicach i wróciłam pamięcią do czasu kiedy byliśmy razem. Pierwsze wspomnienie, a zarazem pierwsze nasze spotkanie było podobne do dzisiejszego. Tak już trochę o nim mówię, a jeszcze nie powiedziałam wam jak nazywa się ten "szczęściarz". Jest to Marcin, brązowowłosy, ciemnooki przystojniak, nie ukrywam. Co bardzo utkwiło mi w pamięci to nasz pierwszy wyjazd nad morze, gdzie spędziliśmy piękny i niezapomniany tydzień. Nie będę rozpisywać się o każdej miłej chwili spędzonej tam, ale... Był zimny dzień, ulewa. Razem spacerowaliśmy brzegiem plaży. Usiedliśmy na piasku, gdzie rosła dość wysoka trawa. Było mi bardzo zimno, siedziałam mokra jak szczur, wiadomo chciał pewnie zrobić romantyczną chwile i mu się udało. Usiadł za mną okrywają mnie swoim ciałem. Rozmawialiśmy wtedy o życiu, o planach na nie. O domie z basenem, dwójce dzieci, psie. Nigdy nie czułam się tak dobrze. Byliśmy ze sobą 3lata, ale niestety miłość nie trwa wiecznie. Nasze rozstanie? Marcin jest osobą przemiłą, kochaną i romantyczną, ale niestety nie był chyba mi pisany. Po 3latach naszego związku, nie czułam już do niego tego samego co na samym początku naszej znajomości. Jest mi z tym strasznie, ale nie mogłam dłużej tak żyć. Marcina ciągle nie było w domu. Siedziałam sama jak palec w czterech ścianach. Mimo, że obiecywał mi że to już ostatni wyjazd na konferencje czy też jakieś spotkanie biznesowe, nie mogłam. Starałam się przetrwać to kiedy go nie było. Teraz też mi jest ciężko kiedy widuję go w pracy, widzę że się zmienił, nie jeździ już na żadne wyjazdy. Ale czy potrafiłabym do niego wrócić? Czy to byłoby to samo co kiedyś? Nie jesteśmy ze sobą już 2miesiące, ten czas spędziłam z dala od miejsca, w którym teraz jestem. Przemyślałam dużo spraw, nie jestem już tą samą osobą jaką wyjeżdżałam z Warszawy. Jest mi strasznie patrzeć w twarz mężczyzny, z którym tyle przeżyłam. Przepłakałam tyle nocy, dni. Może i do niego wrócę, jeśli tylko znowu poczuję coś więcej💖

CZYTASZ
Uczucie milionera
RomantizmMiłosne dramaty, rozdroża dróg. Szybki prysznic, bieg przez płotki. Poranna kawa. Spódnica i koszula z kołnieżem. Wysoki obcas, uśmiech i gotowe. Przejście przez hol korporacyjny niczym wybieg modowy. Winda, 17 piętro. Pierwszy krok i jestem. Idę, c...