Laura
Zaparkowałam samochód tuż przed domem swoich rodziców, szybko z niego wyszłam niemal od razu biegnąc w stronę drzwi wejściowych. Nerwowo naciskałam dzwonek do drzwi czekając aż ktoś mi otworzy. Po chwili jednak zaprzestałam uderzając się z otwartej dłoni w czoło, jest późno więc pewnie śpią. Nie chcąc wracać do siebie szybko obiegłam dom znajdując się za nim, odetchnęłam z ulgą widząc iż okno w kuchni jest uchylone. Otworzyłam je jeszcze bardziej a po chwili wrzuciłam przez nie swoje buty. teraz byłam o wiele niższa co jeszcze bardziej uniemożliwiło mi dosięgnięcie parapetu. Rozejrzałam się wokoło szukając czegoś na czym mogłabym stanąć, zmuszona byłam przytachać tam wiklinowy stolik z altanki. Na szczęście udało mi się i już po chwili wchodziłam do środka, niestety ja i moja niezdarność sprawiły, że zepchnęłam z blatu miskę z owocami a potem spadłam na podłogę mrucząc pod nosem przekleństwa. Nagle w ciemnym pomieszczeniu rozbłysło światło
- Ninja to ty córcia nie będziesz- usłyszałam śmiech przez co natychmiastowo wstałam z podłogi. Tata stał w progu rozbawiony jak nigdy a obok niego mama ze zmartwioną miną.
- Co ty tutaj robisz kochanie? Coś się stało?- zapytała zmartwiona kobieta a ja tylko machnęłam dłonią wyciągając swoje buty ze zlewu.
- Jak za czasów liceum co?- zapytał tata, który miał wyjątkowo dobry humor pokiwałam tylko głową przypominając sobie jak zawsze próbowałam się niepostrzeżenie dostać do domu kiedy wracałam z imprez. W pewnym momencie przypomniałam sobie cel dla którego tutaj jestem. Ominęłam ich kierując się w stronę schodów. Będąc na górze pobiegłam długim korytarzem na sam jego koniec, weszłam do pomieszczenia gdzie mama trzymała wszystkie pamiątki i stare graty. Od razu rzuciłam się w poszukiwaniu swoich rzeczy kiedy pomieszkiwałam tutaj pomiędzy studiami. Po dwóch godzinach zrezygnowana usiadłam na podłodze a w tym czasie do pomieszczenia weszli rodzice.
- Co ty robisz skarbie?- zapytała mama podchodząc do mnie, posłałam jej tylko smutną minę na co zatroskana pogłaskała mnie po głowie.
- Na początku myśleliśmy, że to złodziej. Potem myśleliśmy, że przyszłaś tutaj bo się pokłóciłaś z Justinem a teraz sądzę, że coś brałaś- mama posłała tacie gniewne spojrzenie na co ten wybuchł śmiechem. On pije jakieś ziółka przed snem czy coś?
- Pamiętacie może te pudła ze wszystkimi teczkami, które zostawiłam u was po mojej wyprowadzce?- zapytałam wstając i otrzepując spodnie.
- Tak tata wyniósł je do tego składziku obok jego biura a dlaczego pytasz?
- Szukam bardzo ważnych teczek sprzed dwóch lat- oznajmiłam szczęśliwa biegnąc do drugiej cześć domu. Tam szybko znalazłam szukane przez siebie teczki, które od razu zabrałam. Zeszłam na dół gdzie zastałam rodziców siedzących przy stole w jadalni. Podeszłam do nich aby się pożegnać.- Przepraszam, że was obudziłam. Będę już wracać do siebie- oznajmiłam przytulając ich lekko
- Wychodzisz przez drzwi czy okno?- zapytał tata na co wywróciłam oczami- Wiesz jest jeszcze otwarte więc możesz skorzystać.
- Damiano - skarciła go mama- Jasne, że wyjdzie przez drzwi! Spokojnej i bezpiecznej drogi córciu- powiedziała czule się uśmiechając.
- Dobranoc!- krzyknęłam zanim wyszłam
-------------
Weszłam do domu w rękach trzymając parę kolorowych teczek. Skierowałam się do salonu gdzie na kanapie leżał przykryty kocem Justin na widok którego nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wszystko położyłam na stoliku i cicho nie chcąc go budzić poszłam do kuchni aby zrobić sobie mocnej kawy. Kiedy wstawiłam wodę szybko pobiegłam do swojej sypialnia aby przebrać się w dresowe spodnie i za dużą koszulkę swojego męża. Po paru minutach usiadłam na puchatym dywanie kładąc kubek z ciepłym napojem i talerzyk ze słodyczami na stoliku. Teczki położyłam obok siebie na dywanie. To będzie pracowita noc. Kiedy otwierałam trzecią teczkę usłyszałam cichy pomruk dochodzący z kanapy. Spojrzałam w tamtą stronę dostrzegając podpierającego się na łokciu wpół przytomnego blondyna. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę po czy wróciłam do przeglądania projektów.
- Jest po czwartej rano, dawno wróciłaś?- zapytał siadając i sięgając po mój do połowy opróżniony kubek z zimną kawą wziął łyka.
- Jakoś ponad godzinę temu- wzruszyłam ramionami
- TO powiesz mi co tak nagle zmusiło cię do wybiegnięcia z domu?
-Chyba znalazłam rozwiązanie twojego zadania - mruknęłam rzucając mu różową teczkę
- Ubrania?- zapytał zdziwiony marszcząc czoło
- Dokładniej własna linia ubrań. Wiesz różna odzież męska i damska, sportowa i codzienna a także garnitury czy suknie na ważne okazje- powiedziałam mając nadzieję, że naprawdę mu pomogłam
- To twoje projekty?- zapytał podnosząc jedną kartkę do góry, pokiwałam głową potwierdzając to- Są świetne.
- Dzięki- odparłam- Lecz nie wszystkie się nadają. One są sprzed kilku lat- oznajmiłam drapiąc się po policzku- Sądzisz, że to dobry pomysł z tą linią ubrań?
- Moim zdaniem to bardzo dobry pomysł- powiedział wstając i siadając obok mnie- Moglibyśmy tworzyć stroje piłkarskie dla znanych klubów a sama linia ubrań to nie jest zły pomysł- pocałował mnie w policzek a ja poczułam, że się rumienię co było serio dziwne.
- Teraz tylko czekać aż wszyscy zatwierdzą ten pomysł- przetarłam dłonią twarz, byłam zmęczona.
- Mam najlepszą żonę na świecie! Gdyby nie ty nie miałbym żadnego ciekawego pomysłu- uśmiechnęłam się czując jak moje serce zaczęło bić szybciej kiedy powiedział, że jestem najlepszą żoną. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że dla mnie mające duże znaczenie słowa dla niego są tylko rzucone na wiatr. Tak jak te wszystkie pocałunki, czy uśmiechy mimo to wolę cieszyć się nimi póki jeszcze mogę mieć go tylko dla siebie.
Dodaję rozdział wcześniej taka mała niespodzianka :) Miłego dnia! ♥ Nowa piosenka Laury (link na górze) to sztos :D

CZYTASZ
Udawany związek
FanfictionJeden udawany związek, który rozwiąże ich wszystkie problemy związane z ich rodzinami oraz pieniądzmi . Zmuszeni rozpocząć wspólnie nowe życie zostawią wszystko za sobą . Tylko czy wcześniej się rozmyślą czy dalej będą brnąć w kłamstwa aby nie strac...