27| Zaufanie do robotów

189 18 25
                                    

Rozdział 27

***Zuzia***

Otworzyłam powieki, ujrzałam ogromny i zarazem potężny pysk czerwonego lisa, który wypuścił gorący oddech w moją twarz. 

-C-co się dzieje? -zapytałam patrząc w jego tęczówki, które obecnie przepełnia złoty kolor. 

-Nasz czas się na razie skończył. -oczy animatronika zalała wyłącznie głęboka czerń. 

Spojrzałam na zegarek, a on pokazywał godzinę szóstą. Ulżyło mi na tę wieść, że jestem już bezpieczna. Obrzuciłam wzrokiem dwa roboty stojące bez ruchu, a w ich narządzie wzroku ujrzałam zabłąkane dusze, które wydawały niepokojące jęki waląc pięściami o szkło.

-Czyli zagubione duchy jeszcze nie zostały uwolnione. -szepnęłam cicho do siebie. 

***Klaudia***

Patrzyłam jak zniszczona wersja żółtego kurczaka znika tajemniczo w ciemności wypełniającej całe biuro. Chwyciłam do ręki latarkę, następnie nacisnęłam przycisk, który włączył urządzenie dając mocną iskrę światła. Skierowałam jasny błysk na pracownika z odgryzioną dłonią i plamą czerwonej cieczy na jasnoniebieskiej koszuli. 

-Mam dość. -rzekł bez siły leżąc na biało-czarnych kafelkach. -Rezygnuję z pracowania tutaj. -spojrzał na uszkodzone miejsce, a z niego wystawała kość z której zwisały kawałki skóry. 

-N-nic ci nie jest? -spytałam zaniepokojona obserwując cieknącą krew, która kapała na matowe płytki. 

-Poradzę sobie. -powiedział stanowczo patrząc na swoją ogryzioną dłoń. -Ból jest potworny. -zacisnął jedną pięść cedząc przez zęby. 

-Mogę ci jakoś pomóc? -podeszłam w jego stronę. -Mam chusteczki. Podać ci? Wiem, że to niewiele da, ale przynajmniej zatamuje krew.

-Nie trzeba. -odparł bez żadnych emocji wstając z podłogi.

-Okej, ja muszę już iść. -cofnęłam się parę kroków w tył przestraszona, następnie odeszłam. 

-Do zobaczenia! -podniósł głos idąc w drugą stronę. 

Przemierzałam dalej długi korytarz otoczona mrokiem. Moim celem były białe drzwi wyjściowe wykonane z metalu. Nagle usłyszałam jakieś niepokojące szepty przeszywające mnie na wskroś. Z cienia wyłonił się złoty niedźwiedź z pomazaną czerwoną cieczą szczęką oraz czarnymi oczami w których migały białe punkty. 

-Musisz zniknąć. -jego głos zmienił się w dziecięcy, lecz zniekształcony. -Nie ufa się animatronikom. -powiedział stanowczo łapiąc materiał mojej bluzki unosząc go do góry. 

-C-co chcesz zrobić?! -rozpłakałam się patrząc na otwierający się pysk robota. 

-Po prostu......zamilcz. 

Ostatnie co czułam, widziałam i słyszałam to narastający ból, ciemność oraz.....głośny zgrzyt. 

*NASTĘPNY DZIEŃ*

***Zuzia***

Spojrzałam na zegarek, a on pokazywał godzinę dokładnie dwudziestą trzecią, więc zarzuciłam na siebie czerwoną kurtkę, ponieważ na dworze zrobiło się chłodno. Zamknęłam za sobą cicho drzwi i zbiegłam na dół po schodach. 

Przemierzałam ulicę amerykańskiego miasta w którym jest pełno atrakcji oraz bardzo dużo pracy, żeby się z czegoś utrzymać. Tutaj nie jest jak w filmach, czyli pięknie, bezpiecznie oraz dosłownie każdy może być sławny. Nie! Sławni są tylko ci, którzy posiadają talenty, a ci zwykli muszą harować całe dnie i noce, żeby przeżyć w ,,mieście, które nigdy nie śpi." To akurat jest prawda. W owym miejscu ludzie ożywają dopiero nocą. Chodzą na dyskoteki, bale, uroczystości, koncerty i inne imprezy. Tutaj wszędzie wokół pełno gangów, chuliganów, złodziei, wyrzutków i innych bandytów na których trzeba bardzo uważać.

Z gęstwiny drzew wyłonił się ogromny budynek  z przygasłym neonem. Przyspieszyłam kroku, żeby jak najszybciej wejść do placówki w której panuje zło. Złapałam za klamkę od metalowych drzwi, następnie ją przekręciłam, żeby wkroczyć do środka. Podniosłam jeszcze wzrok ku górze, który przykuła mała tabliczka z napisem: ,,Zamknięte". Westchnęłam wchodząc do wnętrza restauracji. Rozejrzałam się dookoła, a tutaj pełno kurzu oraz pajęczyn ozdabiających sufit z którego kapała woda na zamazane krwią kafelki. 

-Tutaj jest serio strasznie. -przełknęłam ślinę patrząc na otoczenie pokryte ciemnością. -Przyda się latarka. -stwierdziłam szukając owej rzeczy na różnych pułkach. -Znalazłam. -szepnęłam cicho do siebie, chwyciłam urządzenie do ręki, po czym nacisnęłam guzik, który obdarował obszar na wprost mnie iskrą światła. 

Kierowałam narzędziem w różne strony, lecz o dziwo nie było tutaj żadnych animatroników, nawet na głównej scenie. 

-Gdzie one są?! -krzyknęłam nasłuchując się pytaniu, które rozbrzmiewa kilkakrotnie echem po pomieszczeniu. -Specjalnie tutaj przyszłam, żeby z nimi szczerze porozmawiać, a ich nie ma?! Co to, zabawa w chowanego?! -poczułam w sobie narastającą wściekłość. 

Popatrzyłam w kąt, a w nim leżały rozwalone, dziurawe, nowsze wersje robotów z których wystawały kolorowe kable. Dookoła widniało na podłodze pełno srebrnych śrubek oraz jakiś metalowych części. 

-Ktoś musiał się nimi porządnie zająć. -wymamrotałam patrząc na rozbitą szybkę w oku zamienniczki żółtego kurczaka. 

Zobaczyłam w biurze jakieś światełko, więc natychmiast zaczęłam biec w te stronę. Weszłam do miejsca pracy strażników, lecz tutaj nic się nie zmieniło. Zaświeciłam latarką, która dała jasny błysk na złoty kostium niedźwiedzia siedzącego bez ruchu przy szarej ścianie. Jego puste oczy pokrywała wyłącznie czerń, a szczęka była lekko otwarta. 

-Jest wyłączony? -spytałam siadając na obrotowym krześle.  

Spojrzałam na zegarek, a on wskazywał północ, więc chwyciłam do ręki srebrny tablet i zaczęłam przeglądać pomieszczenia udekorowane do przyjęcia urodzinowego. 

-Czemu oni nie zdejmą tych dekoracji? -ponownie zapytałam. 

Westchnęłam odkładając sprzęt na biurko i zamiast tego wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon. Kliknęłam na galerię, po czym nacisnęłam na zdjęcie gdzie został ukazany mój tata wraz z moją mamą. 

-Kocham Was. -uroniłam jedną łzę, lecz po chwili wytarłam ją bawełnianym rękawem od białego swetra. 

Wsunęłam komórkę z powrotem na swoje miejsce, ale usłyszałam za sobą głośny oddech, więc pośpiesznie się odwróciłam. Zauważyłam starsze wersję robotów, które również były poniszczone oraz podziurawione tak samo jak te nowe. Nagle brązowy niedźwiedź wyciągnął rękę w moją stronę. 

-F-Freddy, co robisz?! -zaczęłam się trząść ze strachu, ale robot zatkał mi swoją metalową dłonią usta, żebym nie mogła krzyczeć. 

Fioletowy królik podał mu srebrny nóż dużej wielkości na co animatronik odcinający mi dostęp do tlenu złowieszczo się zaśmiał przybliżając ostrze do mojej twarzy oraz otwierając lekko swoją poniszczoną szczękę. Spojrzałam w jego oczy, a w nich widniała nieposkromiona agresja, złość, gniew oraz nienawiść. Niby robot, a w jego wzroku widać tyle emocji i uczuć. Zaczęłam się szarpać, żeby uciec, ale animatronik zawzięcie ścisnął mi dłonią usta, żebym nie mogła wrzeszczeć i błagać o pomoc. Freddy podniósł ostre narzędzie, następnie zatopił je w mojej klatce piersiowej złowieszczo się śmiejąc. 




     •~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•      

Ilość słów: 1006

Data opublikowania rozdziału: 14:24 / 03.09.2016

WKRÓTCE POJAWI SIĘ EPILOG.

Five nights at Freddy's [PL]Where stories live. Discover now