EPILOG

228 18 6
                                    

***Zuzia***

Otworzyłam powieki. Rozejrzałam się dookoła i po chwili zorientowałam się, że jestem w szpitalu na łóżku. Próbowałam się podnieść z pozycji leżącej, lecz to się nie udało z powodu silnych obrażeń spowodowanych przez ogień oraz wtopiony nóż w klatce piersiowej. Spojrzałam na moje ciało, a ono całe zostało owinięte bandażem, ale w niektórych miejscach ujrzałam poparzoną skórę. Podniosłam wzrok i zauważyłam lekarza siedzącego na jakimś krześle i trzymającego w ręku jakieś dokumenty dotyczące prawdopodobnie mojego pobytu tutaj.

-Jak się czujesz? -spytał w końcu skupiając uwagę na mnie. -Wszystko w porządku?

-Myślę, że tak. -ułożyłam głowę wygodniej na poduszce. -Dziękuję.

-Jeśli będziesz potrzebowała czegokolwiek to wołaj, dobrze? -wstał z siedziska. -Ja muszę pomóc innym pacjentom. Gdyby twój stan się pogorszył to wezwij pielęgniarkę tym guzikiem. -wskazał na czerwony przycisk obok łóżka. -Ja już pójdę. -stanął w drzwiach i chwilę mnie obserwował ze zmartwioną miną, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Westchnęłam skupiając wzrok na pogodzie, która jest za oknem. Małe kropelki spływały szybko po szybie, a deszcz dudnił w parapet wydając głośny odgłos. Nagle o moje uszy obił się zgrzyt, więc obróciłam głowę w kierunku wejścia do sali, a tam stał mój tata. W ręku trzymał śliczny bukiet kwiatów, a jego ubrania były całe przemoknięte. Zamknęłam powieki i udawałam, że śpię. Nic nie widziałam, ale za to poczułam jak jego zimna dłoń gładzi mój policzek, lecz po paru chwilach przestała. Otworzyłam lekko oczy widząc tylko rozmazany obraz. Rozejrzałam się dookoła, a mojego ojca już nie było, więc bardziej podniosłam powieki ku górze i wszystko stało się wyraźne. Popatrzyłam na mały stoliczek, a na nim leżały czerwone róże wraz z małą karteczką przyczepioną do kolczastej łodygi. Odchyliłam bardziej kawałek papieru i ujrzałam jakieś litery, a parę chwil później całe zdanie:

,,Wracaj szybko do zdrowia, skarbie.

Tata."

Nagle poczułam takie ciepło w sercu, że mam kogoś kto mnie kocha.

Jeszcze nie wszystko stracone.

***Scott***

Wszedłem do restauracji, a w niej pełno policjantów, strażaków oraz funkcjonariuszy pogotowia. Zbliżyłem się do miejsca gdzie stał tłum ludzi obserwujących jakieś zdarzenie, więc przez wąską szparę sprawdziłem co się dzieje, a na biało-czarnych kafelkach w kałuży czerwonej cieczy leżała jakaś dziewczynka, najgorsze było to, że nie posiadała głowy. Podniosłem wzrok, a przy szarej ścianie siedziały całkowicie rozwalone animatroniki, a obok nich widniały różne metalowe części, srebrne śrubki i porozrzucane kończyny. Nagle poczułem, że ktoś położył dłoń na moim ramieniu, więc lekko odwróciłem się, a to był mój pracodawca.

-No cóż, Cawthon....Wszystko stracone! -krzyknął szef. -Restauracja zrujnowana i spalona! Te animatroniki to fatalny pomysł. Zamykam firmę, bo nie będzie żadnych dochodów! To koniec! Bankructwo! -zdenerwował się.

-Panie Fazbear..... -zaczął policjant w służbowym mundurze. -Proszę się nie martwić o majątek tylko o ofiary, które padły pana niebezpiecznego pomysłu! Przykro mi, ale aresztujemy pana za spowodowanie śmierci tylu osób. -wyciągnął z kieszeni srebrne kajdanki, następnie zakuł nimi nadgarstki Lucasa. -Idziesz pan z nami. -złapał go za barki i prowadził w stronę wyjścia na zewnątrz gdzie stał radiowóz.

-To kurwa niedorzeczne!!! -wykrzyknął próbując się wyrwać z rąk stróża prawa, ale to nie było możliwe, ponieważ prowadził go w stronę specjalnego samochodu, który zawiezie go prosto do więzienia.

Five nights at Freddy's [PL]Where stories live. Discover now