Wybiegłam z domu, ledwo zdoławszy utrzymać się na chwiejących się nogach. Weszłam do pierwszego lepszego domu w Wiosce Zwycięzców i... taa, Wioska Zwycięzców.
I tak już była pusta a teraz jedno z nas miało tutaj zostać, bo reszta miała umrzeć. Przecież nie wygram drugi raz Igrzysk z Peetą. Te całe ćwierćwiecze jest zmyślone tylko po to bym mogła spektakularnie zginąć. Znałam Snowa i byłam tego pewna.
Roztrzaskałam okno, pustego, zakurzonego domu a z moich kości u palców, pociekła krew. Nie przejęłam się tym, tylko zaczęłam niszczyć wszystko co w tej chwili przeszkadzało mi w chociażby oddychaniu. Pełna furii i nienawiści krzyczałam ze wściekłości, rzucając kawałkami mebli a przy tym płacząc z bezsilności.
Przed rzutem podartą, ozdobną poduszką, powstrzymała mnie nagle myśl.
Co ja właśnie robiłam?!
Przyszłam tutaj kompletnie zapominając o Peecie, który na pewno był u Haymitcha. Nie wiedziałam kompletnie dlaczego chciałam chronić Haymitcha a co dopiero Peetę. Nie mogłam pozwolić żeby coś się stało chłopakowi, jednak wiedziałam, że nie zdołam powstrzymać Snowa.
Ile tylko miałam sił w nogach, pobiegłam do Haymitcha i nie pukając, otworzyłam drzwi wbiegając do salonu, w którym stali i patrzyli na mnie zdziwieni mężczyźni. Peeta spojrzał na mnie a Haymitch na moją dłoń po czym powiedział:
-Już wiesz...
Jednak nic nie odpowiedziałam, bo poczułam jak łzy znów cisną mi się na powieki.
Mellark podszedł do mnie a ja od razu rzuciłam się mu na szyję, cicho płacząc w jego koszulę. Był wyższy ode mnie więc moczyłam mu łzami materiał okalający jego klatkę piersiową, ale on tym kompletnie się nie przejmował, bo wciąż głaskał mnie po głowie nie mówiąc nic.
Staliśmy tak długo w uścisku dopóki się nie uspokoiłam. Gdy to nastąpiło odsunęłam się momentalnie i zwróciłam do Haymitcha:
-Proszę, zgłoś się jeśli wylosują Peetę.
Zupełnie nie przejmowałam się tym, że za moimi plecami Mellark dostaje szału. Zobaczyłam to dopiero gdy chwycił mnie za ramiona i obrócił ku sobie
-Zwariowałaś?! Teraz będziesz zgrywać męczennicę?! Nie pozwolę Ci umrzeć na rzecz mnie!- krzyczał w moją stronę a z moich oczu płynęły łzy.
Peeta wciąż się wydzierał na mnie, nie przejmując się nawet Haymitchem, który próbował go uspokoić.
Odruchowo skuliłam się w sobie, coraz więcej przypominając sobie o tym co się działo po pierwszych Igrzyskach w Kapitolu... Mój krzyk odbijający się po ścianach i ten śmiech... szaleńczy śmiech gdy podchodził do mnie z paralizatorem...
-PRZESTAŃ! - krzyknęłam tak głośno, że byłam pewna iż całe szkło w domu zatrzęsło się od wysokości tego dźwięku.-Nie wybaczyłabym sobie gdybyś umarł... ja.... Ja nie mogę zapomnieć o tym co się działo w Kapitolu... - wyszeptałam a dwie pary oczu spojrzały na mnie z przenikającym na wskroś rentgenem.
Ty głupia, za dużo powiedziałaś! Krzyczałam na siebie w głowie a na zewnątrz oddychałam głęboko próbując powstrzymać drżenie warg.
-O czym ty mówisz? - wyszeptał Peeta zachrypniętym głosem, przez który po moim ciele przeszły dreszcze.
-O niczym. Zapomnij. - warknęłam a cała moja skorupka arogancji i złośliwości wróciła na miejsce. Wiedziałam to, bo w oczach Peety przez chwilę pojawił się przebłysk bólu jednak udawałam, że nic nie widzę.
Wciąż zaciskałam dłonie w pięści i dopiero teraz, gdy czułam się wypruta z emocji i siły, poczułam jak w prawej dłoni zbiera się coraz większa kałuża krwi. Rozpostarłam palce, jednak nic nie mówiąc, przytknęłam palec do ust i spojrzałam na Haymitcha. Odsunęłam dłoń od ust i wypowiedziałam chłodno jedno zdanie: "Mam nadzieję, że się dogadaliśmy"
-Nawet za sto lat nie będziesz na niego zasługiwała - powiedział lekko rozbawionym głosem Haymitch.
Czy zabolało? Owszem, bo przecież byłam człowiekiem, jednak po mojej twarzy nie było można wywnioskować niczego.
-Niestety nie dane nam będzie się przekonać bo nie minie nawet miesiąc a będę martwa. - mój głos był ociekający jadem jednakże nie patrzyłam się na nich z wyższością. Po prostu zachowywałam się jak dawniej chociaż oni wiedzieli o mnie więcej...
Gdy wychodziłam usłyszałam jeszcze pretensjonalny głos Peety, zwrócony do Haymitcha pytając "Jak mogłeś jej coś takiego powiedzieć". Gdy tylko usłyszałam jego kroki na śniegu za mną, przyspieszyłam nie chcąc z nim rozmawiać.
Krew wciąż nie chciała przestać płynąć a mi zaczynało się kręcić w głowie od jej widoku. Ponownie przytknęłam jedną z kostek do ust jednak czując intensywny smak krwi, odsunęłam rękę od siebie
-Cholera jasna. - mruknęłam sama do siebie a gdy podniosłam wzrok chcąc dalej iść, przede mną wyrósł Peeta. Patrzył się na mnie z zatroskaniem a była to ostatnia rzecz, której potrzebowałam.
-Nie patrz się na mnie tak -miało to zabrzmieć wrednie a słychać było w moim głosie niepewność ale także otwartość na rozmowę z nim.
-Jak? - zapytał lekko rozbawiony. Spojrzałam na niego i moje kąciki ust uniosły się ku górze, również.
-Tak jakbyś się o mnie martwił - wywróciłam oczami lekko z irytacją jednak wciąż się miło do niego uśmiechałam.
Peeta momentalnie zmienił wyraz twarzy. Z rozbawionego chłopaka, który stał przede mną kilka sekund temu, zamienił się w niezłego pielęgniarza, który z troską wymalowaną na twarzy, bandażował mi dłoń.
Trzymał chwile moją dłoń w swoich, po czym cicho wyszeptał, pochylając się nade mną
-A co jeśli tak jest?
__________________________________________________________
A WIĘC TO JA, SUPER HIPER VERONICA, KTÓRĄ TAK KOCHACIE
wiem, pewnie wolicie Laure ale niestety obie piszemy te ff ;///
Mam jednak nadzieję, że Wam się podobało, Robaczki <333
Gwiazdkujcie, komentujcie i czytajcie następne części :D
~ Wasza Veronica
CZYTASZ
Don't Let Me Down II T.H.G || Igrzyska Śmierci || ZAWIESZONE
FanfictionOczami Peety i Katniss. Co jeśli udawana miłość w pierwszych Igrzyskach, przerodzi się w nienawiść do drugiej osoby? Katniss i Peeta po 74. Igrzyskach Głodowych jeszcze bardziej nie potrafią siebie zaakceptować. Na co dzień unikają się wzajemnie ja...