Nie mogłam słuchać tego wszystkiego. Tego co dotyczyło areny, uczestników i sponsorów, chociaż bardzo dobrze wiedziałam, że są to istotne informacje.
Chciałam już jak najszybciej znaleźć się w Kapitolu. A nawet na arenie, chciałam już to wszystko zakończyć, ale w głowie kiełkował mi plan, w którym głównym celem było uratowanie Peety. Haymitch miał rację, nie zasługiwałam na Mellarka więc musiałam mu jakoś to wszystko zrekompensować. Mógł mieć każdą a zgodził się na udawanie mojego narzeczonego, co nam obojgu się nie podobało.
Gdy Effie opowiadała nam o tym wszystkim, do czego powinnam przywiązywać większą wagę, zerkałam ukradkiem na Peete. Żałowałam, że go tak okrutnie traktowałam jednak po prostu działał mi na nerwy. Nie byłam wstanie go chronić, jeśli mielibyśmy być oboje na arenie. Z Haymitchem na Igrzyskach byłoby mi dużo łatwiej.
Jednak samo to moje myślenie, powodowało cichy szept w mojej głowie, że ratuję Peete dla własnych korzyści. Tylko, że jeśli zginę a on przeżyje, nie będę miała tych korzyści..
Miałam ochotę stamtąd wyjść jak najszybciej jednak zostałam do końca przerwanej przemowy Effie. A przerwanej dlatego, że nagle ni stąd ni zowąd wparował do naszego przedziału niski, sędziwy starszy maszynista, kierujący pociągiem
-Wybaczcie, że przeszkadzam ale nastąpiła drobna awaria w podłożu pojazdu. Niestety w stolicy będziemy dopiero około ósmej rano a nie o czwartej nad ranem, tak jak to planowano. Proszę wybaczyć, miłej podróży - i zmył się póki nie zdążyliśmy otworzyć ust.
To był idealny moment by porozmawiać z Haymitchem na osobności. Effie zaproponowała, żebyśmy się wyspali bo przed nami Wielki Dzień, a właściwie jeden z większych. Gdy wstaliśmy, Peeta nieznacznie podszedł do mnie, jednak nie wiedząc czy Haymitch rzeczywiście chce ze mną rozmawiać, czy robił to bym nie skrzywdziła Peety już ani jednym słowem, chwycił mnie mocno za przed ramię i pociągnął za sobą w głąb korytarza, na końcu na którym znajdowały się drzwi prowadzące do szklanego pomieszczenia obserwacyjnego.
Kiedy Haymitch zamknął drzwi za nami, odwróciłam się do niego plecami, wciągając głęboko powietrze i przymykając powieki. Miałam dłonie założone na piersiach, oczekując pierwszych słów ze strony mentora. Gdy nic nie mówił, odwróciłam się i spytałam cicho, z rezygnacją i cichą rozpaczą w głosie
-Co mam robić?
-Nie rań tego chłopaka, on na to nie zasługuje - powiedział Haymitch, a ja wywróciłam oczami zirytowana.
-Peeta nie zasługuje na krzyki tak okropnej Katniss - zaczęłam udawać osobę szczebioczącą do małego dziecka.Po chwili jednak spojrzałam butnie na Haymitcha i z powrotem przybrałam na twarzy twardy wyraz. Mentor zacisnął dłonie w pięści a ja patrzyłam na niego z politowaniem. Miałam ochotę roześmiać się mu w twarz. Co jak co ale oboje mieli niezły tupet. Haymitch wykorzystywał Peete, a Mellark mentora.
-Jesteś idiotką, Katniss. - po tych słowach zbliżyłam się do niego z zamiarem uderzenia go, bo zaczynałam być wściekła ale on złapał mnie za ramiona i mocno mną potrząsnął.- Nie tylko jesteś idiotką. Jesteś ślepą idiotką...
-Dobra, wystarczy! - krzyknęłam głośno odpychając niego od siebie. - O co panu chodzi? Wysłuchałam już krótką litanię wyzwisk więc może przejdziemy do rzeczy?! - warczałam do mentora, aż momentalnie zakręciło mi się w głowie.
Źle się czułam z samego rana, przez cały stres i złości zapomniałam o tym ale udawałam, że mam dobre samopoczucie.
-Nie wpadło Ci do głowy, że może chłopak wcale nie udaje?! - wydarł się na mnie, natomiast ja wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.
CZYTASZ
Don't Let Me Down II T.H.G || Igrzyska Śmierci || ZAWIESZONE
FanficOczami Peety i Katniss. Co jeśli udawana miłość w pierwszych Igrzyskach, przerodzi się w nienawiść do drugiej osoby? Katniss i Peeta po 74. Igrzyskach Głodowych jeszcze bardziej nie potrafią siebie zaakceptować. Na co dzień unikają się wzajemnie ja...