-Co to miało być, idiotko?! - krzyczałam na samą siebie w myślach.
Byłam na prawdę wściekła na siebie a co za tym idzie, w podłym nastroju. Nie wiedziałam co mi w ogóle odbiło, żeby się tak otwierać przed Peetą, który najwidoczniej zrezygnował z ocieplania naszych prywatnych stosunków i postanowił się ograniczyć do odgrywania roli nieszczęśliwego kochanka.
Cieszyłam się za to, że podczas tego całego cyrku uderzyłam go drzwiami. Na samo wspomnienie uśmiechnęłam się pod nosem, wchodząc do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku, kładąc się głową na poduszce.
Nie chciałam od razu zasnąć jednak chciałam być wypoczęta przed wejściem na arenę. Martwiłam się o nasz rzekomy sojusz, który już od jutra miał sprawić byśmy zaczęli współgrać.
Udawanie miłości było jedyną rzeczą, która wychodziła mi i Peecie razem, będąc w parze. Nie potrafiliśmy przebywać w swoim towarzystwie zbyt długo a co dopiero rozmawiać normalnie lecz pocałunki były dla większości bardzo przekonujące.
Zabawne jak można przekonać większość ludzi do tego że się kogoś kocha po możliwe nic nie znaczących pocałunkach. Peeta i ja mogliśmy przecież całować kogo zechcielibyśmy - gdyby od tego nie zależało dobro kraju - i wciąż ludzie mogliby snuć plotki o naszych romansach, miłosnych podbojach i tym podobne.
Postanowiłam przerwać swoje rozmyślania by wziąć kąpiel która miała mnie rozluźnić. Zamiast tego zaczęłam gorączkowo obmyślać strategię na arenę, lecz wszystko co wymyślałam, gdzieś wykluczało mnie samą. Był w mojej głowie tylko on i moje pragnienie by go ocalić. Nie mogłabym pozwolić zginąć kolejnej niewinnej osobie. Na tej arenie znajdować się będą ludzie którzy mają coś na sumieniu. Ale nie on. Peeta nikogo nie skrzywdził a ja nie pozwolę mu umrzeć za dobroć jaką przepełnione jest jego serce .
Nic nie oczekiwałam w zamian.
Gdy leżałam opatulona kołdrą po sam czubek nosa myślałam o śmierci. Na początku ogólnie o tym czym ona dla nas jest by później zacząć myśleć czym dla mnie jest śmierć. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach a ja stwierdziłam ze mam dość gdy w mojej głowie zaczęłam wyobrażać sobie własną śmierć. Wyszłam na korytarz będąc pewna że zastane na nim kogoś z kim będę mogła porozmawiać albo pomilczeć.
Niestety jedyną osobą która "nadawała się" do tego, była nie osiągalna w tym momencie.
Przez własną głupotę traciłam szansę na to by go ocalić. Stałabym tam może o wiele dłużej rozmyślając nad sensem wszystkiego, lecz na szczęście lub nieszczęście moje ręce same powędrowały do drzwi pokoju Peety.Otworzyłam je, nawet nie pukając. Nie wiedziałam w ciemnościach gdzie jest łóżko Peety ale słyszałam jego miarowy oddech, który mnie sparaliżował dlatego stałam tam jak kołek, gdy usłyszałam westchnienie jakby wiedział że tu stoję.
-To ty, Katniss? - spytał w przestrzeń zmęczonym tonem, jakbym zdążyła już go zirytować kilka razy.
-Tak. - odpowiedziałam cicho a gdy Mellark pochylił się do lampki nocnej szepnęłm.
-Nie zapalaj.
Usłyszałam jak wstaje z łóżka a po chwili czułam jego obecność przy sobie, by po chwili poczuć jego dłoń złączoną z moją.
-Nie kłóćmy się -wyszeptał wprost do mojego ucha i nawet nie wiem jak ale gdy wywróciłam oczami dodał - To możliwe. Bądź sobą na arenie. Nie graj nikogo.
Chłopak delikatnie pociągnął mnie za sobą, wciąż trzymając mnie za rękę. Czułam że moje serce szybko bije ale byłam pewna że jego tak samo, nie przestaje dudnić w rytm deszczu, odbijającego się od okien jego pokoju.
CZYTASZ
Don't Let Me Down II T.H.G || Igrzyska Śmierci || ZAWIESZONE
FanfictionOczami Peety i Katniss. Co jeśli udawana miłość w pierwszych Igrzyskach, przerodzi się w nienawiść do drugiej osoby? Katniss i Peeta po 74. Igrzyskach Głodowych jeszcze bardziej nie potrafią siebie zaakceptować. Na co dzień unikają się wzajemnie ja...