5

5K 277 3
                                        

* Nathaniel *

Wstałem o świcie i powoli wyplątałem się z objęć Zoe. Chociaż nie potrzebowaliśmy tyle snu, co ludzie nie chciałem jej jeszcze budzić. Po ostatnich wydarzeniach zasługiwała na spokój i odpoczynek. Wziąłem prysznic i ubrałem się cały na czarno. Nie chciałem ryzykować, że ktoś zobaczy krew na ubraniu. Na wszelki wypadek spakowałem też do plecaka ciuchy na przebranie. Zszedłem do kuchni i włączyłem ekspres, otwierając lodówkę. Kącik moich ust uniósł się na widok wgniecenia w jednych z drzwiczek. Na szczęście wczoraj zamówiłem nową, którą mieli dostarczyć dzisiaj po południu, o czym musiałem jeszcze uprzedzić Zoe. Byłem fatalnym kucharzem, więc ograniczyłem śniadanie do jajecznicy i kanapek. Właśnie miałem sprzątnąć naczynia, kiedy zadzwonił mój telefon. Odebrałem natychmiast mając nadzieję, że dźwięk dzwonka nie obudził Zoe.

- Co jest? - spytałem na wstępie, wkładając talerz do zmywarki.

- Mamy drobne problemy na granicy z Syrią. Turcy nie chcą pozwolić nam dostarczyć tam broni, a wiesz, że nie możemy spóźnić się z dostawą, więc ojciec chce, żeby Kellan tam poleciał i załatwił to - wyjaśnił wyraźnie niezadowolony James.

- Skoro to drobny problem, to czemu nie może wysłać tam kogoś innego? - spytałem wkurzony. Nie podobało mi się, że jeden z moich najlepszych i najbardziej zaufanych ludzi miał wykonywać robotę tysiące kilometrów stąd.

- Stary, widziałeś, co tam się ostatnio dzieje? To pierdolona wojna, a Kellan szybciej ogarnie ten syf.

- W takim razie zadzwoń do niego - westchnąłem nie ukrywając swojej niechęci wobec tego pomysłu. - Tylko nie mów nic Zoe, nie chcę żeby martwiła się o niego. Nie podoba mi się to.

James zachichotał.

- Brachu to ostatnia rzecz, o jaką mógłbyś się martwić - rozłączył się, a ja westchnąłem.

James nie miał pojęcia, że Zoe wciąż ich lubiła. Nawet, jeśli nie było w tym nic więcej nie chciałem, żeby moja mate myślała o jakimkolwiek innym mężczyźnie i martwiła się o niego.

Posprzątałem po sobie, wrzuciłem plecak do bagażnika i zostawiłem ukochanej kartkę. Tym razem wybrałem Jaguara. Niecałe dwadzieścia minut później byłem już na miejscu. Wszystko dzięki kompletnemu łamaniu przepisów drogowych i temu, że o tej porze nie było jeszcze korków. Chris i James czekali już w środku razem z naszym gościem. Facet siedział przywiązany do krzesła i był już trochę poobijany. Zgadywałem, że to robota mojego brata. Czasem potrafił być nieobliczalnym skurwielem. Zdziwiło mnie natomiast to, że obok niego w identycznych pozycjach siedziały dwie kobiety. Obydwie płakały, choć jedna wyglądała na nieco starszą.

- Kto to? - spytałem wskazując na nie ruchem głowy.

- Jego żona i matka - odpowiedział obojętnym tonem James. - W życiu nie uwierzysz, która jest która - zaśmiał się.

Chris wstał ze stołu i podszedł do mnie.

- Dość tej zabawy. Mamy robotę do wykonania - oznajmił chłodno. Widząc strach w oczach całej trójki uśmiechnąłem się z satysfakcją. Uwielbiałem tę robotę.

Gdy skończyliśmy przesłuchiwać naszego gościa pozbyliśmy się ciała jego żony. Zabijanie najbliższych zawsze rozwiązuje im języki. To było tak cholernie proste, że aż nudne.

- Jest coś, o czym powinniśmy pogadać - odezwałem się, kiedy Chris i James mieli zamiar wracać.

Obaj odwrócili się patrząc na mnie z ciekawością.

- Chodzi o Zoe. Nie mamy pojęcia, jak to możliwe, ale Zoe nie jest do końca taka, jak ja. Zachowała tę część siebie, którą ja straciłem.

Obydwaj patrzyli na mnie w szoku. Rozumiałem, że to nie jest nowina, jakiej się spodziewali i musieli najpierw sami się z tym oswoić zanim się odezwą.

* Zoe *

- To już czwarta sukienka - przypomniałam Nadii. - Niedługo skończy mi się miejsce.

- Najwyżej wywalisz ciuchy Nathana. Ja robię tak cały czas z Jamesem - powiedziała po prostu podając mi kolejne dwie. - Teraz przymierzaj - popchnęła mnie w kierunku przymierzalni i podążyła tam za mną razem z Aną.

Pokazywałam jej się w każdym stroju przewracając oczami za każdym razem, kiedy coś jej nie pasowało. To ona wybierała te rzeczy nie ja, a teraz tylko marudziła. Ostatecznie zostałam zmuszona do kupienia jednej sukienki i trzech topów. W jednym sklepie, a ponieważ buty, które kupiłyśmy przed wejściem do tego sklepu nie nadawały się do niczego, co właśnie wzięłam Nadia oznajmiła, że musimy jeszcze znaleźć jakieś pasujące do nowych strojów. Jakby te piętnaście par w bagażniku nie wystarczyło. Dobrze, że Nathan nie miał Porsche, bo miałabym spory kłopot ze zmieszczeniem tego wszystkiego w bagażniku.

Pięć par butów i osiem kolejnych ciuchów później Nadia w końcu pozwoliła mi iść do sklepu papierniczego. Dawno nie rysowałam i trochę za tym tęskniłam. Wzięłam dziesięć nowych szkicowników, tyle samo zestawów nowych ołówków, dwa zestawy kredek, pastele, jakieś dwadzieścia gumek i temperówek. Nie mogłam też oprzeć się niebieskiemu długopisowi z napisem 'Najlepszy chłopak na świecie'. Chłopak. Naprawdę tego nie znosiłam. Mijając jubilera w drodze do kawiarni, w której czekały dziewczyny przeszło mi przez myśl, czy Nathan kiedykolwiek mi się oświadczy. Rozumiałam, że nie jest romantykiem, który będzie śpiewał mi serenady pod oknem, ale to chyba oczywiste, że każda dziewczyna marzyła o ślubie z ukochanym. Zwłaszcza w otoczeniu szczęśliwych mężatek.

Cholerni faceci. To przecież nie takie trudne. Chyba, że on nie chciał się ze mną ożenić. Być może jemu wcale nie zależało na małżeństwie i już do końca życia pozostanę tylko jego dziewczyną. To byłoby trochę żałosne. Wyobraziłam sobie naszych znajomych, szczęśliwych małżonków i mnie z Nathanem obok nich. Wieczna dziewczyna. W każdym razie nie byłam aż tak zdesperowana, aby samej mu się oświadczać. Może kobiety już od dawna tak robiły i faceci nie tylko nie mieli nic przeciwko, ale także zgadzali się, jednak ja byłam staroświecka. Dorastając w żałosnej parodii rodziny, jako mała dziewczynka marzyłam o wielkiej miłości i białej sukni. O tym, iż to facet oświadczy się mi, a ja ze łzami w oczach wpadnę mu w ramiona zgadzając się i pocałujemy się. No dobra, pocałunek wymyśliłam później. Jako mała dziewczynka uważałam to za paskudne.

- Udane zakupy? - spytała Nadia patrząc wymownie na moje torby z logo sklepu papierniczego.

- Bardzo - odpowiedziałam uprzejmie.

- W takim razie możemy wrócić do kupowania naprawdę - podkreśliła to słowo - potrzebnych rzeczy.

- A czego jeszcze potrzebujemy? - było oczywiste, że słowo my odnosiło się tylko do mnie. Jej zdaniem potrzebowałam całego mnóstwa rzeczy, których nigdy wcześniej nie nosiłam czy używałam.

- Bielizny oczywiście - odparła poważnym tonem.

- Oczywiście - westchnęłam i pozwoliłam poprowadzić się do piekła zwanego również Victoria's Secret.

Po ponad godzinie spędzonej tam byłam absolutnie pewna, że będę miała koszmary. Z koronką w roli głównej. Gdybym nadal odczuwała zmęczenie prawdopodobnie nie byłabym teraz w stanie chodzić. No i pozbawiłam Nathana kilku zer z konta, jednak według tego, co mówiła Nadia, gdy tylko zobaczy mnie w którymś z tych seksownych kompletów natychmiast o tym zapomni. Była pewna, że z przyjemnością wyśle mnie, żebym wydała więcej.

Kiedy w końcu te tortury zwane przez Nadię zakupami dobiegły końca i mogłam spokojnie wrócić do domu Nathana jeszcze nie było. Zdecydowałam, że poczekam na niego, a w międzyczasie wezmę długą kąpiel. Dodałam do wody olejki zapachowe i zamknęłam oczy, wdychając sosnowy aromat.

Nieumarli 02 - Moja WilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz