Zoe powróciła do życia, choć nie wszystko jest takie, jak w opowieści Nathana.
Głos wilczycy i niepokojące zachowanie dziewczyny zmuszają rodzinę do znalezienia odpowiedzi na pytanie, kim tak naprawdę są nieumarli.
Dopiero spotkanie z pradawnym Elac...
Tańczyłam już chyba ze wszystkimi, kiedy Ana stwierdziła, że dłużej już nie wytrzyma i zaciągnęła mnie do otwierania prezentów. Takiego zachowania spodziewałabym się raczej po Nadii, która czasem potrafiła być niedojrzała, ale nie miałam nic przeciwko temu. Uśmiechnęłam się widząc je obie stojące przy mnie, kiedy zostałam doprowadzona do stosu pakunków. Patrzyły podekscytowane to na mnie, to na pudełka zawinięte w kolorowy papier, poustawiane na stole lub obok niego. Sięgnęłam po pierwsze z nich, które okazało się być prezentem od Kellana. Dał mi nóż sprężynowy ze srebra, z czarno-niebieską rękojeścią.
- Następnym razem, kiedy wpadniesz na faceta na ulicy upewnij się, że masz go ze sobą - zachichotał zapewne na wspomnienie naszego pierwszego spotkania. Ja także zachichotałam przywołując to zdarzenie w pamięci.
Następny i jednocześnie największy ze wszystkich był prezent od Any i Chrisa. Rozerwałam papier i moim oczom ukazał się obraz przedstawiający dwa wilki przytulone do siebie na tle lasu.
Mój szkic, pomyślałam uśmiechając się i jednocześnie czując wzruszenie. Odwróciłam się do nich zaskoczona tym, skąd właściwie go wzięli.
- Nadia dała mi jeden z twoich rysunków - wyjaśniła z ciepłym uśmiechem Ana. - Byłoby szkoda nie pochwalić się takim talentem.
Uściskałam ich dziękując za komplement i wspaniały obraz. Oczami wyobraźni już wiedziałam, gdzie go powiesić. Dalej w kolejności był prezent Daniela. Od niego dostałam różowego Ipod'a z kilkunastoma wgranymi już piosenkami. Odwróciłam się do niego unosząc brew.
- Różowy?
- W sam raz dla ciebie - puścił mi oczko.
Przewróciłam oczami wracając do prezentów. Następny w kolejności był od Nathana i musiałam przyznać, że trochę się denerwowałam przed jego otwarciem. Nie miałam pojęcia, co mógłby mi dać, a z całą pewnością było to za duże na pierścionek. Rozerwałam papier i otworzyłam granatowe pudełeczko ze srebrnym logo. W środku spoczywał piękny diamentowy naszyjnik z szafirem. Diamenty na łańcuszku tworzyły coś, na kształt liści, a szafir zwisał otoczony malutkimi diamencikami. Okazało się, że szafir podtrzymuje białe złoto, z którego wykonano również łańcuszek, a po drugiej stronie wyryto na nim napis '*Pour l'éternité'.
- Na wieczność - ukochany wyszeptał mi do ucha, składając pocałunek na moim czole. - Tak długo będziemy razem.
Wpiłam się w jego usta ignorując wszystkich dookoła. To był wspaniały prezent. Gdy oderwaliśmy się od siebie wszyscy się śmiali, ale nie przejmowałam się tym. Nathan pomógł mi założyć naszyjnik, po czym pocałował mnie krótko. Przedostatni prezent był od Jamesa i z jakiegoś powodu musieliśmy wyjść na zewnątrz. Wszyscy uśmiechali się, jakby doskonale wiedzieli, co to będzie. James gdzieś zniknął, a kilka minut później wyjechał z garażu zielonym Ferrari. Zaparkował je na podjeździe, wysiadł i rzucił mi kluczyki.
- Dajesz mi samochód? - spytałam nie dowierzając.
- Jesteś dużą dziewczynką, powinnaś mieć swój - odpowiedział czochrając mi włosy z szerokim uśmiechem.
Ostatni prezent był od Nadii i to tego bałam się najbardziej, ponieważ dziewczyna była zupełnie nieprzewidywalna, a nie chciałam otworzyć przy wszystkich czegoś w stylu prześwitującej bielizny czy innych tego typu rzeczy. Wszystko przez to, że wcześniej namawiała mnie do kupienia kilku potrzebnych jej zdaniem akcesoriów, żeby urozmaicić życie seksualne moje i Nathana.
Nie potrzebowaliśmy żadnego urozmaicania. Potrząsnęłam głową chcąc pozbyć się krępujących myśli i spojrzałam na nią. Podała mi białą kopertę. Niepewnie zajrzałam do środka, jednak widząc tylko kolorowy papier bez obaw go wyjęłam. Były to dwa bilety. Jeden do Atlantic City i jeden powrotny na dowolne terminy.
- Wiesz, że nas jest dwoje? - spytałam nie bardzo rozumiejąc, dlaczego było tylko po jednym bilecie w każdą stronę.
- Oczywiście, ale faceci nie lecą - odpowiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Czekaj! - zawołał natychmiast James, w reakcji na jej oświadczenie. - Zamierzacie lecieć obie? Bez nas?
- Tak dokładniej to trzy - wtrąciła Ana.
Przez następne dziesięć minut faceci usiłowali dowiedzieć się od nich, kiedy i po co mamy tam lecieć, oraz niby dlaczego oni nie mogą lecieć z nami. Daniel, Kellan i ja przyglądaliśmy się im śmiejąc się.
Do naszego domu wróciliśmy z Nathanem dopiero po północy. Obraz od Any i Chrisa kazałam ukochanemu zawiesić w sypialni nad naszym łóżkiem. Z ulgą pozbyłam się sukienki zamieniając ją na zwykły dres, po czym rzuciłam się na łóżko. To zdecydowanie były jedne z najlepszych urodzin, jakie kiedykolwiek miałam. Choć te zeszłoroczne, które spędziłam tylko z Nathanem też nie były złe.
- Jak przyjęcie? - zapytał, kładąc się koło mnie.
- Było wspaniale. Dziękuję - dotknęłam dłonią jego policzka.
- Nie ma za co - uśmiechnął się w odpowiedzi i pocałował moją dłoń.
Mój przeznaczony uznał, że musimy odpowiednio zakończyć ten dzień kochaliśmy się przez resztę nocy.
Wstałam pierwsza, więc skorzystałam z tego i wzięłam szybki prysznic, po czym zeszłam do kuchni przygotować nam śniadanie. Nadia wysłała mi wiadomość, żebym jutro stawiła się na lotnisku, ponieważ chcą z Aną jak najszybciej wykorzystać te bilety tak, żeby chłopcy nie zdążyli sami się przygotować i lecieć z nami.
Kończyłam właśnie jedzenie, gdy Nathan zszedł do kuchni mając na sobie tylko bokserki. Nie mogłam zmarnować okazji podziwiania jego idealnie wyrzeźbionego ciała i tatuażu widniejącego niemal na całych plecach.
- Muszę wyjść i nie sądzę, żebym zdążył wrócić przed wieczorem - wyznał, kiedy sprzątnęliśmy po śniadaniu, opierając się tyłem o kuchenny blat.
- Czasem żałuję, że mój facet nie ma jasno określonych godzin pracy - westchnęłam doskonale wiedząc, że nie spróbuję go zatrzymać.
- Od jakiegoś czasu, ja też kochanie.
Zostałam sama, więc zamierzałam wykorzystać to i pójść za radą Nadii spędzając ten czas na pakowaniu się. Nie wiedziałam na ile czasu dokładnie miałyśmy lecieć, dlatego wzięłam większą walizkę. Spakowałam kilka sukienek, szortów, mnóstwo koszulek oraz kilka bluz Nathana i jeansów. Do tego buty, kosmetyki, moje przybory do szkicowania, dwie torebki. Do trzeciej torebki spakowałam wszystko, co najpotrzebniejsze, a także mojego nowego iPod'a. Walizkę wrzuciłam na tylne siedzenie Ferrari.
Po powrocie do sypialni sięgnęłam po laptopa chcąc obejrzeć jakiś film urozmaicając sobie resztę dnia.
*Pour l'éternité - wg Google translator to znaczy 'Na wieczność', ale jeśli ktoś z Was zna francuski i jednak napisałam źle, to niech da mi znać
Poza tym zastanawiałam się nad umieszczeniem tu zdjęć prezentów Zoe, ale chyba jednak sobie daruję i zostawię tylko ten od Nathana. (Dla jasności: białe złoto i napis wymyśliłam)
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.