Zaczynałem się już cholernie nudzić.
- Uspokój się - powiedział James podchodząc do mnie. - Przecież i tak niczego nie zrobimy.
Westchnąłem. Nie znosiłem tego, że miał rację. Wyciągnąłem z torby na tylnym siedzeniu whisky i plastikowe kubki. Przynajmniej tyle, choć jak dla mnie było to wciąż za mało. Niestety ze względu na obecność ludzi nie mogliśmy porządnie się napić, ale nie zamierzaliśmy całkiem z tego rezygnować. Pozostali odebrali od Jamesa kubki, a ja je napełniłem.
Ponad godzinę później jeden z gliniarzy odebrał telefon i poinformował nas, że towar jest już blisko. Minęło jakieś pół godziny nim tir zatrzymał się na granicy i wysiadł z niego uzbrojony mężczyzna. Chwilę po nim obok zatrzymała się terenówka, w której siedziało kolejnych trzech uzbrojonych gości. Przywitaliśmy się, gliny sprawdziły towar, a dwóch naszych zajęło miejsca w szoferce tira. James wyciągnął z bagażnika walizkę z pieniędzmi i rzucił kierowcy tira. Facet zajrzał do środka i uśmiechnął się.
- Interesy z wami to przyjemność.
- Przekaż Kolumbijczykom, żeby następnym razem się wyrobili - odpowiedział mu chłodno James.
- Spoko. Już się nimi zajęliśmy - odparł nadal zadowolony facet.
Wsiadł do terenówki, która natychmiast odjechała. Teraz musieliśmy odeskortować tira do magazynu, w którym podzielimy towar, który nasi ludzie porozwożą po kraju. Wsiedliśmy z Jamesem do swoich aut, a gliny do radiowozu i pojechaliśmy prosto do magazynu. Na miejscu czekało na nas dwudziestu ludzi i dziesięć samochodów. Zajęli się rozdzielaniem towaru między sobą, podczas gdy James i ja usiedliśmy na plastikowych krzesłach przyglądając się im. Z tego zajęcia wyrwał mnie telefon.
- Błagam nie wściekaj się - oznajmiła moja ukochana, jak tylko odebrałam.
- To mało prawdopodobne, kiedy tak zaczynasz rozmowę - odpowiedziałem jej cicho.
Byłem ciekaw, co takiego się stało, że moja mała obawiała się, że się na nią zdenerwuję.
- No bo to nie moja wina - odezwała się tonem pięciolatki. - Nigdy wcześniej nie musiałam parkować w garażu, a ty masz tu pełno gratów i te samochody...
- Zoe - przerwałem jej. To nie był dobry czas na słuchanie jej wywodu.
- Zarysowałam twój samochód.
- Co?! - krzyknąłem. - Który?!
- BMW - powiedziała cicho. - Ale to tylko taka malutka...
- Co kurwa zrobiłaś?! - teraz naprawdę byłem zły. - Zoe powiedz, że żartujesz.
Cisza po drugiej stronie dała mi znać, że to bynajmniej nie był żart.
- Pieprzone kobiety. Przysięgam, że jak tylko wrócę zabiorę ci kluczyki. Masz pojęcie, że to był mój ulubiony wóz?
- Jakbyś nie mógł kupić sobie nowego - mruknęła najwyraźniej obrażona.
- Doprowadzasz mnie do szału kobieto - potarłem dłonią podbródek zastanawiając się, jak rozwiązać tę sytuację.
- Nawzajem! - zawołała zła, rozłączając się.
Po minie Jamesa wiedziałem, że długo nie wytrzyma i faktycznie, jakąś sekundę później wybuchnął śmiechem.
- Przestań się śmiać dupku! To ty dałeś jej ten pieprzony samochód!
To wywołało u niego jeszcze większy śmiech. Reszta chłopaków też zaczęła śmiać się i jednocześnie składać mi wyrazy współczucia, gdy tylko dowiedzieli się od mojego brata, o co chodzi.
Gdyby to był ktokolwiek inny już dawno rozszarpałbym go na małe kawałeczki, a na Zoe już nawet się nie wściekałem. Westchnąłem. Już miałem powiedzieć coś chłopakom by się zamknęli, kiedy usłyszałem podjeżdżające samochody. Spojrzeliśmy po sobie z Jamesem. Z całą pewnością nie spodziewaliśmy się kolejnych dilerów. Auta zatrzymały się przed magazynem i niemal natychmiast padły strzały. Chłopaki wyciągnęli broń i zaczęli strzelać, jednocześnie szukając kryjówek przed kulami. Zrobiliśmy to samo z Jamesem ponieważ nie mogliśmy dopuścić, by którykolwiek z nich zobaczył, że postrzał nie robił na nas żadnego wrażenia. Gdy strzały w końcu ustały do magazynu wbiegło chyba z trzydziestu uzbrojonych facetów. Większość opalona i krótko ścięta. Krzyczeli coś po hiszpańsku, ale szczerze mówiąc nie obchodziło mnie, co to oznaczało. Większość i tak zabijemy na miejscu, a reszta podzieli ich los po tym, jak ich przesłuchamy. Wyciągnąłem zza paska broń i sam zacząłem strzelać.
Straciliśmy kilku ludzi, ale i tak załatwiliśmy większość z nich, a ci, którzy przeżyli siedzieli teraz związani.
- Skąd jesteście? - James ponowił pytanie.
Tym razem facet nabrał rozumu i odpowiedział z wyraźnym strachem w oczach. Nasi ludzie już odjechali, a my dwaj obecnie prowadziliśmy przesłuchania czekając na nowych dilerów, którzy zabiorą resztę towaru.
- Wenezuela - odpowiedział słabym głosem jeden z nich. - Brazylijczycy nam kazali. Zapłacili za zabicie was i dostarczenie im towaru.
Wymieniliśmy z Jamesem wkurwione spojrzenia. Ostatnio na zbyt dużo sobie pozwalali i najwyraźniej trzeba było ich utemperować. Po otrzymaniu interesujących nas informacji zabiliśmy wszystkich i pouczyliśmy nowych dilerów, gdzie mają jechać. Wyszliśmy z magazynu cali we krwi.
Na szczęście wziąłem zapasowe ciuchy. Nawet nie chcę myśleć o tym, jak zareagowałaby Zoe widząc mnie takiego, pomyślałem oglądając przód swojego stroju. Niestety wymazane krwią ubrania były moim najmniejszym problemem. Samochody moje i Jamesa wyglądały jak pierdolony szwajcarski ser. Przekląłem, a James zrobił to samo, gdy jego wzrok chwilę później padł na nasze auta.
- Wygląda na to, że czeka nas długi spacer - westchnął.
Nie wydusiliśmy z nich, jak Brazylijczycy dowiedzieli się o magazynie, ale w tych okolicznościach nie mogliśmy go już użyć. Dlatego wepchnęliśmy tam podziurawione auta, a następnie podpaliliśmy wnętrze. Po wszystkim ruszyliśmy biegiem do najbliższego miasta, gdzie ukradliśmy pierwszy napotkany wóz. Później zmieniliśmy go na kolejny i jeszcze inny, zanim w końcu dotarliśmy do Chicago. Oczywiście z opóźnieniem, o którym James natychmiast doniósł Chrisowi. Ten pokręcił głową mówiąc, że zajmiemy się tym później, po czym przeczytał nam o tym, co znalazł u Włochów.
- Niestety w zamian musiałem obiecać im, że będą mogli poznać Zoe - wyznał, a mnie ogarnęła wściekłość.
Nie było szans, bym pozwolił któremukolwiek z nich zbliżyć się do niej. Prędzej wyrwałbym serca im i całemu ich stadu.
- Wiesz, że nie możemy tego zrobić, mimo wszystko Włosi są nam potrzebni.
Nienawidziłem tego, że miał rację, ale jeszcze bardziej nienawidziłem, że odkąd w moim życiu pojawiła się Zoe, Chris zaczął znów traktować mnie, jak swojego psa. Chciałem rozerwać mu gardło, ale nie mogłem tego zrobić, ponieważ to zraniłoby Zoe, a ja nie mogłem zrobić niczego, co przysporzyłoby jej bólu. Tak więc jedynym wyjściem było zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać. Nie byłem tylko pewien, ile czasu to zniosę.
CZYTASZ
Nieumarli 02 - Moja Wilczyca
WerewolfZoe powróciła do życia, choć nie wszystko jest takie, jak w opowieści Nathana. Głos wilczycy i niepokojące zachowanie dziewczyny zmuszają rodzinę do znalezienia odpowiedzi na pytanie, kim tak naprawdę są nieumarli. Dopiero spotkanie z pradawnym Elac...