14

3.4K 220 4
                                    

Zaczynałem się już cholernie nudzić.

- Uspokój się - powiedział James podchodząc do mnie. - Przecież i tak niczego nie zrobimy.

Westchnąłem. Nie znosiłem tego, że miał rację. Wyciągnąłem z torby na tylnym siedzeniu whisky i plastikowe kubki. Przynajmniej tyle, choć jak dla mnie było to wciąż za mało. Niestety ze względu na obecność ludzi nie mogliśmy porządnie się napić, ale nie zamierzaliśmy całkiem z tego rezygnować. Pozostali odebrali od Jamesa kubki, a ja je napełniłem.

Ponad godzinę później jeden z gliniarzy odebrał telefon i poinformował nas, że towar jest już blisko. Minęło jakieś pół godziny nim tir zatrzymał się na granicy i wysiadł z niego uzbrojony mężczyzna. Chwilę po nim obok zatrzymała się terenówka, w której siedziało kolejnych trzech uzbrojonych gości. Przywitaliśmy się, gliny sprawdziły towar, a dwóch naszych zajęło miejsca w szoferce tira. James wyciągnął z bagażnika walizkę z pieniędzmi i rzucił kierowcy tira. Facet zajrzał do środka i uśmiechnął się.

- Interesy z wami to przyjemność.

- Przekaż Kolumbijczykom, żeby następnym razem się wyrobili - odpowiedział mu chłodno James.

- Spoko. Już się nimi zajęliśmy - odparł nadal zadowolony facet.

Wsiadł do terenówki, która natychmiast odjechała. Teraz musieliśmy odeskortować tira do magazynu, w którym podzielimy towar, który nasi ludzie porozwożą po kraju. Wsiedliśmy z Jamesem do swoich aut, a gliny do radiowozu i pojechaliśmy prosto do magazynu. Na miejscu czekało na nas dwudziestu ludzi i dziesięć samochodów. Zajęli się rozdzielaniem towaru między sobą, podczas gdy James i ja usiedliśmy na plastikowych krzesłach przyglądając się im. Z tego zajęcia wyrwał mnie telefon.

- Błagam nie wściekaj się - oznajmiła moja ukochana, jak tylko odebrałam.

- To mało prawdopodobne, kiedy tak zaczynasz rozmowę - odpowiedziałem jej cicho.

Byłem ciekaw, co takiego się stało, że moja mała obawiała się, że się na nią zdenerwuję.

- No bo to nie moja wina - odezwała się tonem pięciolatki. - Nigdy wcześniej nie musiałam parkować w garażu, a ty masz tu pełno gratów i te samochody...

- Zoe - przerwałem jej. To nie był dobry czas na słuchanie jej wywodu.

- Zarysowałam twój samochód.

- Co?! - krzyknąłem. - Który?!

- BMW - powiedziała cicho. - Ale to tylko taka malutka...

- Co kurwa zrobiłaś?! - teraz naprawdę byłem zły. - Zoe powiedz, że żartujesz.

Cisza po drugiej stronie dała mi znać, że to bynajmniej nie był żart.

- Pieprzone kobiety. Przysięgam, że jak tylko wrócę zabiorę ci kluczyki. Masz pojęcie, że to był mój ulubiony wóz?

- Jakbyś nie mógł kupić sobie nowego - mruknęła najwyraźniej obrażona.

- Doprowadzasz mnie do szału kobieto - potarłem dłonią podbródek zastanawiając się, jak rozwiązać tę sytuację.

- Nawzajem! - zawołała zła, rozłączając się.

Po minie Jamesa wiedziałem, że długo nie wytrzyma i faktycznie, jakąś sekundę później wybuchnął śmiechem.

- Przestań się śmiać dupku! To ty dałeś jej ten pieprzony samochód!

To wywołało u niego jeszcze większy śmiech. Reszta chłopaków też zaczęła śmiać się i jednocześnie składać mi wyrazy współczucia, gdy tylko dowiedzieli się od mojego brata, o co chodzi.

Gdyby to był ktokolwiek inny już dawno rozszarpałbym go na małe kawałeczki, a na Zoe już nawet się nie wściekałem. Westchnąłem. Już miałem powiedzieć coś chłopakom by się zamknęli, kiedy usłyszałem podjeżdżające samochody. Spojrzeliśmy po sobie z Jamesem. Z całą pewnością nie spodziewaliśmy się kolejnych dilerów. Auta zatrzymały się przed magazynem i niemal natychmiast padły strzały. Chłopaki wyciągnęli broń i zaczęli strzelać, jednocześnie szukając kryjówek przed kulami. Zrobiliśmy to samo z Jamesem ponieważ nie mogliśmy dopuścić, by którykolwiek z nich zobaczył, że postrzał nie robił na nas żadnego wrażenia. Gdy strzały w końcu ustały do magazynu wbiegło chyba z trzydziestu uzbrojonych facetów. Większość opalona i krótko ścięta. Krzyczeli coś po hiszpańsku, ale szczerze mówiąc nie obchodziło mnie, co to oznaczało. Większość i tak zabijemy na miejscu, a reszta podzieli ich los po tym, jak ich przesłuchamy. Wyciągnąłem zza paska broń i sam zacząłem strzelać. 

Straciliśmy kilku ludzi, ale i tak załatwiliśmy większość z nich, a ci, którzy przeżyli siedzieli teraz związani.

- Skąd jesteście? - James ponowił pytanie.

Tym razem facet nabrał rozumu i odpowiedział z wyraźnym strachem w oczach. Nasi ludzie już odjechali, a my dwaj obecnie prowadziliśmy przesłuchania czekając na nowych dilerów, którzy zabiorą resztę towaru.

- Wenezuela - odpowiedział słabym głosem jeden z nich. - Brazylijczycy nam kazali. Zapłacili za zabicie was i dostarczenie im towaru.

Wymieniliśmy z Jamesem wkurwione spojrzenia. Ostatnio na zbyt dużo sobie pozwalali i najwyraźniej trzeba  było ich utemperować. Po otrzymaniu interesujących nas informacji zabiliśmy wszystkich i pouczyliśmy nowych dilerów, gdzie mają jechać. Wyszliśmy z magazynu cali we krwi.

Na szczęście wziąłem zapasowe ciuchy. Nawet nie chcę myśleć o tym, jak zareagowałaby Zoe widząc mnie takiego, pomyślałem oglądając przód swojego stroju. Niestety wymazane krwią ubrania były moim najmniejszym problemem. Samochody moje i Jamesa wyglądały jak pierdolony szwajcarski ser. Przekląłem, a James zrobił to samo, gdy jego wzrok chwilę później padł na nasze auta.

- Wygląda na to, że czeka nas długi spacer - westchnął.

Nie wydusiliśmy z nich, jak Brazylijczycy dowiedzieli się o magazynie, ale w tych okolicznościach nie mogliśmy go już użyć. Dlatego wepchnęliśmy tam podziurawione auta, a następnie podpaliliśmy wnętrze. Po wszystkim ruszyliśmy biegiem do najbliższego miasta, gdzie ukradliśmy pierwszy napotkany wóz. Później zmieniliśmy go na kolejny i jeszcze inny, zanim w końcu dotarliśmy do Chicago. Oczywiście z opóźnieniem, o którym James natychmiast doniósł Chrisowi. Ten pokręcił głową mówiąc, że zajmiemy się tym później, po czym przeczytał nam o tym, co znalazł u Włochów.

- Niestety w zamian musiałem obiecać im, że będą mogli poznać Zoe - wyznał, a mnie ogarnęła wściekłość.

Nie było szans, bym pozwolił któremukolwiek z nich zbliżyć się do niej. Prędzej wyrwałbym serca im i całemu ich stadu.

- Wiesz, że nie możemy tego zrobić, mimo wszystko Włosi są nam potrzebni.

Nienawidziłem tego, że miał rację, ale jeszcze bardziej nienawidziłem, że odkąd w moim życiu pojawiła się Zoe, Chris zaczął znów traktować mnie, jak swojego psa. Chciałem rozerwać mu gardło, ale nie mogłem tego zrobić, ponieważ to zraniłoby Zoe, a ja nie mogłem zrobić niczego, co przysporzyłoby jej bólu. Tak więc jedynym wyjściem było zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać. Nie byłem tylko pewien, ile czasu to zniosę.

Nieumarli 02 - Moja WilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz