24

2.9K 189 19
                                        

* Zoe *

Nathan zniknął kilka dni temu. Chris, James, a nawet Daniel i Kellan nie wiedzieli, gdzie mógł się podziać. Nie miał przy sobie telefonu i nie odzywał się przez ten cały czas. Może i to tylko pięć dni, ale odchodziłam od zmysłów. Powtarzałam, że nigdy nie zniknąłby tak bez słowa. W końcu Chris i James przyznali mi rację i zaczęli razem z chłopakami i resztą pracujących dla nich mężczyzn go szukać. Niestety do tej pory niczego się nie dowiedzieliśmy.

- Mam coś! - usłyszałam krzyk jednego z hakerów z watahy Chrisa.

Od razu do nich pobiegłam. Chris urządził własny gabinet na ich tymczasowe, komputerowe centrum dowodzenia, w którym siedziało trzech hakerów, każdy przy przynajmniej dwóch laptopach.

- Co takiego? - zapytałam, pochylając się nad ekranem. Nie widziałam na nim niczego pomocnego, ale ufałam, iż w rzeczywistości była to jakaś wskazówka.

Poza mną byli tu jeszcze Chris i James oraz trójka pracujących dla nich mężczyzn. Ten, który nas zawołał kliknął kilka razy i na ekranie zamiast zamrożonego zdjęcia pojawił się obraz. Był na nim Nathan wysiadający z samochodu, do którego po chwili podeszło trzech facetów. Nagranie było kiepskiej jakości, więc nie widziałam dokładnie, co mu zrobili, ale z pewnością nic dobrego, skoro stracił przytomność.

- Mówiłam, że coś się dzieje! - odwróciłam się do Chrisa. Byłam zła, że nie wierzył mi na początku oraz zamartwiałam się o ukochanego. - Oni go porwali! Jeśli coś mu się stanie - James położył mi dłonie na ramionach.

- Spokojnie. Skoro wiemy, kto go porwał znajdziemy go.

Bez słowa opuściłam pomieszczenie i udałam się do naszego domu. Usiadłam na fotelu w salonie i po raz pierwszy od kilku dni pozwoliłam sobie rozpłakać się. Bałam się o niego. Nathan był silny, silniejszy niż jakikolwiek wilk, a mimo to tamci faceci porwali go z taką łatwością. Jakby doskonale wiedzieli, co mają robić i byli pewni, że ich plan się powiedzie. To nie był przypadek. Tylko, po co go ze sobą zabrali? Modliłam się, aby oznaczało to, że mój ukochany wciąż żyje. W końcu, gdyby chcieli jego śmierci zabiliby go już przy aucie.

On musi żyć. Musi, powtarzałam w myślach niczym mantrę.

Bez niego moje życie nie będzie miało jakiegokolwiek sensu. Stanie się pustką, bólem, rozpaczą. Nathan musi do mnie wrócić inaczej nie dam rady dalej żyć.

Znajdziemy naszego mate. Po raz pierwszy chciałam wierzyć, że Aster się nie myliła.

Ktoś potrząsał mną wyrywając ze snu, bez snów. Otworzyłam oczy i pierwsze, co zobaczyłam to zielone tęczówki patrzące na mnie z troską i bólem. Przez ułamek sekundy myślałam, miałam nadzieję, że to Nathan. Zaraz jednak dostrzegłam blond włosy okalające piękną, kobiecą twarz. Usiadłam.

- Stało się coś Nadia? - zwróciłam się do niej z pozoru obojętnie.

Właśnie tak się czułam. Umierałam ze strachu o Nathana, a jednocześnie byłam obojętna na wszystko inne.

- Chłopaki coś znaleźli, ale - zaczęła, jednak przerwałam jej.

- Co? - błagałam spojrzeniem, by powiedziała, że nic mu nie jest, że mój ukochany jest cały i zdrowy.

Spuściła wzrok. To było do niej niepodobne. Zawsze była pełna energii, roześmiana. Teraz z całej jej postawy emanował smutek, ale to było całkiem zrozumiałe. Tęskniła za bratem.

- Wiemy, dokąd mniej więcej się udali, ale problem polega na tym, że w okolicy jest zbyt dużo miast. To, jak szukanie igły w stogu siana.

- Co z tego?! Nawet, jeśli to ma zająć kolejne sto lat znajdę go - powiedziałam z mocą.

Nadia wstała i przytuliła mnie. Bardziej odruchowo niż z faktycznej potrzeby odwzajemniłam uścisk.

- Mnie też go brakuje i ja też się o niego boję - usłyszałam jej słaby szept.

- Nie tak, jak ja - odpowiedziałam, opierając głowę o jej bark.

Później dołączyła do nas jeszcze Ana i we trójkę starałyśmy się nie zwariować podczas, gdy mężczyźni kontynuowali poszukiwania. Oglądałyśmy głupie filmy, gotowałyśmy, sprzątałyśmy. Wszystko, byle by nie myśleć o tym, co mogło mu się stać.

Po kolejnych trzech dniach musiałam walczyć sama ze sobą, żeby wstać z łóżka. Przestałam jeść i codziennie zakładałam jego ciuchy. Koszulki, koszule, bluzy. Chciałam choć w ten sposób poczuć, że był blisko. Nie tylko ja byłam w kiepskim stanie. Reszta rodziny też przez cały czas była przygnębiona i pełna obaw, jednak to ja, jako jego mate cierpiałam najbardziej. Wszystko, czego pragnęłam to znów go zobaczyć. Chciałam, żeby znów mnie objął, pocałował. Chciałam, żeby kochał się ze mną powtarzając, że już wszystko w porządku i już nigdy mnie tak nie zostawi. Potrzebowałam go. Bez niego dusiłam się we własnym bólu.

Ja też go chcę. Powiedziała słabo Aster. Ostatnio ona również wydawała się być w znacznie gorszym stanie. Tak samo, jak ja tęskniła za nim. Czułam to tak samo mocno, jak to, że stała się słabsza.

Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu. Rzuciłam się do urządzenia z nadzieją, że to Nathan. Rozczarowanie rozlało się po moim ciele, gdy tylko zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Nadii.

- Spakuj się. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy - odezwała się od razu, bez zwyczajowego powitania.

- Po co?

- Chyba coś mamy i jutro z samego rana jedziemy to sprawdzić. Chris i James chcą jeszcze zabrać kilka rzeczy, a to trochę im zajmie. W każdym razie - westchnęła - bądź gotowa o świcie.

Rozłączyła się. Przez chwilę stałam w bezruchu przetwarzając tę informację. Kiedy dotarło do mnie, co powiedziała natychmiast wbiegłam na górę. Wyciągnęłam jedną z walizek i po prostu wrzucałam do niej ubrania nie patrząc nawet na to, co wybierałam. Na wszelki wypadek spakowałam także trochę ubrań dla Nathana. 

Tak, jak powiedziała Nadia chwilę po wzejściu słońca przed moim domem pojawiły się dwa samochody. W jednym byli Chris, Ana i Daniel, a w drugim James, Nadia i Kellan. Wybrałam ten z moim przybranym rodzeństwem i od razu ruszyliśmy. Chwilę później poczułam dłoń Kellana na swojej.

- Wszystko będzie dobrze - posłał mi pocieszający uśmiech.

Jednak ja wiedziałam. Nawet on nie był pewien swoich słów.

15 komentarzy = nowy rozdział

Nieumarli 02 - Moja WilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz