Publikuję pomimo braku 15 kom. Chciałam Wam jednak powiedzieć (szczególnie w odpowiedzi na jeden z komentarzy), że skoro najmniejsza liczba wyświetleń pojedynczego rozdziału wynosi 164 liczyłam, że znajdzie się chociaż 15 osób, które skomentują...
Dziękuję tym, którzy napisali choć jedno słowo.
Chociaż przez całą drogę wyglądałam przez okno nie potrafiłabym powiedzieć nic o mijanym krajobrazie, czy nawet którą drogą jechaliśmy. Byłam zbyt zestresowana, aby skupić się na czymkolwiek innym niż Nathan. W myślach wciąż miałam mojego ukochanego i najróżniejsze wersje tego, w jakim stanie go znajdziemy.
- Chcesz gdzieś się zatrzymać? - spytał w pewnej chwili James wyrywając mnie tym samym choć na chwilę z ponurych rozmyślań.
- Nie. Chcę jak najszybciej go znaleźć.
Nie patrzyłam na niego, więc nie widziałam jego reakcji. Słyszałam za to, jak rozmawiał z Chrisem przez telefon, ale nawet z moim wyczulonym słuchem nie mogłam skupić się na wypowiadanych przez nich słowach. Cokolwiek mówili nie interesowało mnie tak długo, jak nie miało związku z Nathanem i miejscem jego pobytu.
Jakiś czas później ponownie zostałam wyrwana z własnych myśli, ale tym razem przez Kellana, który zatrzymał samochód na parkingu. Dotarliśmy do miasta, którego nazwy nie znałam i nawet mnie nie obchodziła. Niemal równocześnie z nami obok zatrzymał się samochód prowadzony przez Daniela. Wszyscy wysiedliśmy tworząc dla przechodniów zapewne dziwną, sporą grupę.
- Myślę, że mimo wszystko powinniśmy zrobić sobie krótką przerwę - zdecydował Chris posyłając mi znaczące spojrzenie. Już chciałam się odezwać i zaprzeczyć, ale nie pozwolił mi dojść do słowa kontynuując swoją wypowiedź. - Ja zarezerwuję nam pokoje w najbliższym hotelu, a ty z dziewczynami idźcie do sklepu. Nie zapraliśmy zbyt wiele z domu - tym razem zwrócił się do Any, a ja miałam ochotę krzyczeć.
Co on do cholery wyrabia?! Tylko marnujemy czas! W ten sposób go nie znajdziemy! Albo, co gorsza spóźnimy się!
Nie możemy tracić czasu! Potrzebujemy naszego mate!
Aster także była wściekła, co nie ułatwiało mi uspokojenia się. Zacisnęłam zęby, powieki i dłonie w pięści, a z moich ust wydobyło się warknięcie. Czułam wzrok wszystkich na sobie.
- Nie mam czasu na zakupy! Muszę go odzyskać! - niemal krzyczałam z wściekłości i bezradności, jakie czułam.
- Wiem Zoe. Wszyscy tego chcemy - Chris podszedł do mnie kładąc mi dłoń na ramieniu i patrząc w oczy ze smutkiem. - Jednak potrzebujemy chwili, by zastanowić się, co dalej. Jeżdżenie po mieście bez planu nie jest najlepszym pomysłem.
Wiedziałam, że miał rację, a jednak ciężko było mi to przyznać i tak po prostu dać się poprowadzić do centrum handlowego, jakby nic się nie stało, a każda mijająca sekunda nie była na wagę złota. Byłam bliska szaleństwa i szczerze nie miałam pojęcia, jak Nathan radził sobie w podobnej sytuacji, kiedy chodziło o mnie. Jak oni wszyscy radzili sobie z tym przez te wszystkie lata.
On może tak mówić, bo nie wie, co czujemy!
Powtórzyłam słowa Aster, zgadzając się z nią. Zostawiłam ich i po prostu zaczęłam biec przed siebie. Gdybym tylko natknęła się na jakiś ślad. Cokolwiek, co wskazałoby mi drogę do Nathana. Niestety nie miałam najmniejszych szans natknąć się na cokolwiek, a wspominanie własnego porwania tylko pogarszało mój stan. Wiedziałam, że mój przeznaczony był znacznie silniejszy oraz bardziej odporny, a jednak nie mogłam przestać widzieć przed oczami tych wszystkich okropnych, prawdopodobnych scenariuszy.
Po kilku godzinach bezcelowych poszukiwań w końcu wróciłam do miejsca, w którym mieliśmy się zatrzymać. Odczułam pewną ulgę widząc wciąż stojące na parkingu dwa samochody. Przynajmniej nie odjechali beze mnie, choć tak na prawdę nie wierzyłam w to, iż mogliby to zrobić. Weszłam do hotelu i od razu zadzwoniłam do Any kierując się jednocześnie w stronę wind, a ta podała mi numer pokoju, który miałam dzielić z nią i Nadią. Od ostatnich dni niemal wcale nie zostawałam sama. Wiedziałam, że robią to, ponieważ martwią się o mnie, za co byłam im niezmiernie wdzięczna, bo zostając z tym samej tylko pogorszyłabym swój już i tak wystarczająco kiepski stan. Pokój był mały i mieściły się w nim trzy łóżka, z czego dwa były jednoosobowe po jednej stronie oraz jedno dwuosobowe po drugiej, obok którego był stół z przysuniętym do niego krzesłem. Nad nim wisiał telewizor, a po jego prawej stronie było okno, zaś na lewo od dwuosobowego łóżka znajdowała się łazienka z prysznicem. Ściany i sufit miały ohydnie żółty kolor, który powinni przemalować lata temu. Chris i James mieli pokój obok nas, a Daniel i Kellan piętro wyżej. Zaraz po tym, jak zamknęłam za sobą drzwi wzięłam prysznic, przebrałam się i położyłam na jednym z łóżek. Nadia bez słowa rzuciła mi pudełko z pizzą oraz butelkę soku.
- Jak się czujesz? - Ana przerwała panującą między nami ciszę. Zmartwienie było nie tylko widoczne na jej pięknej twarzy, ale także słyszalne w głosie.
- A jak mam się czuć? Umieram bez niego - usiadłam czując łzy spływające mi po policzkach.
Razem z Nadią pomimo ograniczonego miejsca usiadły po obu moich stronach przytulając mnie. Nie panując już nad sobą rozpłakałam się niczym dziecko. Ana powtarzała, że wszystko będzie dobrze, że go znajdziemy i razem wrócimy do domu, podczas gdy Nadia gładziła mnie uspokajająco po włosach.
- Cześć dziewczyny! - zawołał Kellan, wchodząc do naszego pokoju bez pukania. - Co powiecie na jakąś grę?
Byłam im wdzięczna, że każdy z nich na swój sposób przez cały ten czas próbował mnie pocieszyć, albo przynajmniej odciągnąć moje myśli od nieprzyjemnych tematów, ale żadne z nich nie rozumiało, jak się teraz czułam. Nigdy nie doświadczyli czegoś takiego. Dlatego po raz pierwszy przeklinałam bycie nieumarłą. Przeklinałam potworny ból, który odczuwałam.
- Skoro nie ma sprzeciwu, wyjaśnię zasady - usiedliśmy w kole, na dywanie. Daniel dołączył do nas kilka minut później razem z Jamesem. Brakowało tylko Chrisa, ale domyśliłam się, iż był zajęty szukaniem syna. - To coś, jak prawda czy wyzwanie, ale ponieważ tylko my dwaj nie mamy dziewczyn, a wasi faceci zabiliby nas za nieodpowiednie pytania nie będziemy poruszać pewnych tematów. Czy to zrozumiałe Nadia? - chłopak posłał jej uśmiech, puszczając oczko.
- Czemu mówisz do mnie? - oburzyła się od razu zaplatając ręce na piersi.
- Ponieważ tylko ty mogłabyś wpaść na tak durny pomysł - odpowiedział jej rozbawiony Daniel.
Nadia wystawiła mu język, na co on i Kellan zaśmiali się. Zaczęliśmy grę pytając się wzajemnie o wszystko, co nie dotyczyło związków. Nadia dzielnie znosiła zakaz i tylko raz spytała Daniela o to z iloma dziewczynami to robił.
- Zoe - sposób w jaki Daniel wymówił moje imię nie wróżył niczego dobrego, - gdybyś miała teraz wrócić z Nathanem do Rochester zrobiłabyś to wiedząc, że spotkasz wszystkich znajomych?
Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, bo nie było to łatwe pytanie, a chciałam dać szczerą odpowiedź. Dawniej uważałam to miasto, za swoje prywatne piekło, w którym doświadczyłam tyle zła, że jedyne, czego zawsze pragnęłam to wyrwać się stamtąd. Nie ważne żywa czy martwa. Jednak po poznaniu Nathana miałam z tym miastem również szczęśliwe wspomnienia, no i z resztą nie byłabym sama. Nathan byłby przy mnie. Dawał mi siłę i wspierał, a także chronił, gdy potrzebowałabym tego.
- Tak - zdecydowałam pewna swojej odpowiedzi. - Gdyby był ze mną Nathan wróciłabym tam bez strachu.
Kiwną głową wiedząc dokładnie, co miałam na myśli. Wszyscy wiedzieli.
- Kellan - zaczęłam z chytrym uśmieszkiem, - gdybym poprosiła cię o zrobienie czegoś w tajemnicy przed Nathanem zrobiłbyś to?
- Co miałoby to być? - spytał podejrzliwie, na co tylko wystawiłam mu język. Nie ma mowy, żebym powiedziała o tym teraz w obecności ich wszystkich. - O ile nie wykastrowałby mnie za to, to chyba tak.
- Pani Monetti - Kellan odwrócił się w stronę Any, chcąc zadać swoje pytanie.

CZYTASZ
Nieumarli 02 - Moja Wilczyca
WerewolfZoe powróciła do życia, choć nie wszystko jest takie, jak w opowieści Nathana. Głos wilczycy i niepokojące zachowanie dziewczyny zmuszają rodzinę do znalezienia odpowiedzi na pytanie, kim tak naprawdę są nieumarli. Dopiero spotkanie z pradawnym Elac...