Dziecięcy płacz

1.6K 138 8
                                    

 W końcu zaczął się rok szkolny. Nie mogłam się go doczekać. Oczywiście jak tylko skończyła się kolacja Remi zabrał mnie do pani Pomfrey. Lubię tą pielęgniarkę. Pyta o wszystko, ale nigdy nie zmusza do mówienia. Czasem wystarczy powiedzieć co boli. Tym razem właśnie tak było.

 Miną pierwszy miesiąc, a nauka szła zadziwiająco łatwo. Peter zaczął spotykać się z Dianą, a Syriusz coraz częściej gdzieś wychodził. Ostatnio nie zmienił dziewczyny przez tydzień. Cały czas spędza z jedną. Dor jak zawsze zmienia chłopaków jak rękawiczki, ale ja jej nie widzę w stałym związku. Na pewno jeszcze nie teraz. Ruda zaczęła się nawet przekonywać do huncwotów. Jednak nie wszystko było dobrze. Nadchodziła wojna. Ludzie znikali, ginęli, przyłączali się do Voldemorta. W szkole było bezpiecznie, ale mimo to nie panował już taki spokój jak kiedyś. 

 Wracałam właśnie z eliksirów, gdy usłyszałam płacz. Poszłam w jego stronę i natknęłam się na składzik z eliksirami profesora Slughorna. Wyjęłam różdżkę i weszłam do środka, a to co tam zobaczyłam zaskoczyło mnie najbardziej. Była tam piątka półrocznych dzieci, a dookoła szkło i wylane eliksiry. Szybko posprzątałam machnięciem różdżki i podbiegłam do dzieci. Były poranione, ale większych ran nie widziałam.

- No już cicho - próbowałam je uspokoić 

 Nie chciałam zrobić im krzywdy i podnosić, ale też nie mogłam tutaj czekać w nieskończoność. Westchnęłam ciężko. 

- Idiotko przecież masz magię - walnęłam się w łeb 

 Szybko przetransmutowałam potłuczone szkoło z boku na miskę i powiększyłam ją.

- Aguamenti - szepnęłam i napełniłam misę wodą szybko dodałam zaklęcie ogrzewające i go0towe

 Wzięłam pierwsze dziecko z brzegu. 

- No już maluszku, chodź do Sary - odparłam biorąc pierwszego malca na ręce

 Delikatnie włożyłam go do ciepłej wody. Miał czarne włosy i oczy. Gdy w nie spojrzałam przeraziłam się. 

- Severus? - spytałam, a on spojrzał na mnie i zaczął bawić się w wodzie

 Spojrzałam na resztę dzieci. 

- Na Merlina! James, Syriusz, Peter, Remi - byłam przerażona, a jednocześnie chciało mi się śmiać

 Gdy wszystkie dzieci wesoło się taplały, mi przypomniało się o czym rozmawialiśmy na Obronie przed Czarną Magią. Szybko wyjęłam różdżkę. Zaklęciem Patronusa mogę przecież przesłać wiadomość dyrektorowi. Tylko nigdy go nie używałam. No znam regułę i wiem co robić, ale nie mam wprawy. Trudno muszę spróbować. 

 Niepewnie podniosłam różdżkę i zamknęłam oczy szukając dobrego wspomnienia. Wtedy przypomniało mi się jak powiedziałam o ranach Remusowi. Jak się o mnie troszczy. Pozwoliłam, aby to wypełniło moje ciało, a z moich ust wydobyła się formułka

- Ekspekto patronum - szepnęłam i otworzyłam oczy

 Nie mogłam uwierzyć. Udało się! Zobaczyłam piękną biało-srebrzystą postać orła. Gdy tylko znikła powtórzyłam zaklęcie i przekazałam wiadomość. Spojrzałam na dzieci i westchnęłam. Przetransmutowałam przy okazji koce, którymi wytarłam dzieci i posadziłam na kocu. Jak ja się cieszę, że tak dobrze znam się na Transmutacji. 

 Dzieci niestety jak to one nie chciały słuchać. Wyczarowałam pole dookoła koca i sama na nim usiadłam. Gdy w końcu przez drzwi wpadł dyrektor z McGonagall i profesorem Slughornem, byłam obwieszona dziećmi, jak choinka bombkami na święta. Mały James wisiał uczepiony jak małpka na moim ramieniu, Syriusz siedział mi na głowie, Peter próbował wejść na plecy, Severus wspinał mi się na rękę, a Remi wślizgną się pod bluzkę i leżał przytulony do mnie jak do wielkiego misia. 

- Pomocy - odparłam patrząc na dorosłych wielkimi oczami 

- Merlinie, co tu się stało? - spytała McGonagall, a ja opowiedziałam jej wszystko po kolei

 W tym czasie dyrektor podszedł do mnie i zabrał mi Jamesa z ramienia, a później Syriusza z głowy. Slughorn' owi dałam mojego brata, a McGonagall Petera. Sama zostawiłam sobie małego Remi'ego, który jako jedyny zasnął. 

- Myślę, że należy się panience wybitny zarówno z Transmutacji, Zaklęć jak i Obrony przed Czarną Magią za właściwe ich użycie w potrzebie - odparł dyrektor spoglądając na opiekunkę domu Gogryka

- Powiadomię nauczycieli - odparła uśmiechając się do mnie minimalnie

- Chyba trzeba ich zabrać do pani Pomfrey - stwierdziłam patrząc na małego w rękach

- Nie chyba tylko na pewno - zadecydował profesor Slughorn i wszyscy udaliśmy się do pielęgniarki

 Po drodze mijający nas uczniowie patrzyli na wszystko zaskoczeni. Gdy dotarliśmy podbiegła do nas pani Pomfrey.

- Co się stało? Co to za dzieci Albusie? - spojrzała na dyrektora

- Myślę, że doszło do małej sprzeczki w składziku profesora Slughorna. Wylało się zapewne parę eliksirów, które wymieszane dały taki, a nie inny efekt - odpowiedział 

 Kobieta szybko wyczarowała kołyski i zabrała dzieci kolejno od dyrektora, McGonagall i Slughorna. Gdy przyszła kolej na mnie oddałam je niechętnie. 

- Może przyda się pani pomoc przy dzieciach? - spytałam nagle, a wszyscy spojrzeli na mnie 

- Byłabym wdzięczna - odparła, a ja uniosłam na nią wzrok 

- Myślę, że to dobry pomysł - stwierdził szczęśliwy dyrektor - Jeśli chce panienka, możemy zwolnić panią z lekcji do czasu znalezienia sposobu na przywrócenie uczniów do ich właściwego wieku, ale będzie musiała to później panienka nadrobić - zastrzegł, a ja pokiwałam głową

- Chce 

- Wspaniale, weź najpotrzebniejsze rzeczy z dormitorium, a ja przygotuje ci łóżko obok kołysek - odparła pani Pomfrey

 Uśmiechnęłam się i wyszłam. 



Huncwoci i Sara SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz