3 - Martwy ogień

479 50 14
                                    

Niespodzianka. Miał być rozdział 18+ z Blank Canvas, lecz trudno się mówi. 

~ Narrator ~

Mnisi stali na jeszcze niedawno zielonym, pełnym kwiatów, krzewów i drobnych zwierzątek wzgórzu.

Teraz pozostała tylko zwęglona ziemia. Gołe skały gdzie nie gdzie były powbijane w podłoże, skruszone, zniszczone, złamane.

Wszelkie życie już dawno umarło, przyduszone przez potężny ogień.

Przez chwilę jedynymi odgłosami, które wciąż roznosiły się po już niemalże nieistniejącym wzgórzu, były ostatnie desperackie jęki języków płomieni, które wciąż próbowały na nowo pochłonąć to, co żyje, by i to uśmiercić.

Ale już się nie zapali. Nie pozostało nic, co mogłoby jeszcze spłonąć.

To był koniec.

Kiedy te kilka godzin temu wyruszyli ze świątyni byli pełni nadziei. Przekonani, że już teraz wszystko będzie dobrze, że się ułoży, że nareszcie wszystko będzie mogło wrócić do normy, że zakończy się cierpienie; nie tyle co ich, a Księcia Ciemności.

Mylili się.

To, co się działo przed ich oczami...

Nawet nie pomyśleli, że coś takiego byłoby w ogóle możliwe. Nie wiedzieli jakim cudem... to się mogło stać.

Po trzech miesiącach wystarczył jeden dzień, a stracili jedyną szansę, żeby uratować albinosa.

Pustka. I ogień. Ogień i nic; w tym samym czasie wydają się być jedynymi rzeczami, które mogą ze sobą współistnieć.

Zarówno wokół nich, jak i w ich oczach. Ich umysłach. Ich ludzkich ,,sercach''.

Przegrali. Zawiedli go. Zawiedli też Chase'a. Zawiedli samych siebie.

Co niby mogliby jeszcze zrobić?

W końcu przegrali.

Zazwyczaj byli przyzwyczajeni do tego, że istnieje szansa, że mogliby przegrać. Ale wiedzieli jak sobie z tym radzić; w końcu byli Xiaolin. Medytacja. Spokój. Rozmowa.

Niektórym godzenie się ze swoją chwilą słabości szła lepiej, niektórym gorzej; jednemu wystarczyły minuty, drugiemu dni; ale w końcu zawsze się podnosili, czego by nie utracili.

Teraz mają wrażenie, -a może to jest już nawet przekonanie-; że to koniec.

Bo przegrali.

Przegrali, i to w walce; w walce, w której powinni byli jako drużyna Xiaolin nie tylko dać z siebie wszystko, ale ewentualnie wygrać ze złem

-Ze złem dla zła. Innego, lepszego rodzaju zła.-

Przegrali o jedyną rzecz, która po tych trzech niesamowicie długich, i trudnych, nie tylko dla nich miesiącach (wypełnionych cichym cierpieniem, smutkiem, wspólnym zrozumieniem) dała im nadzieję.

Jak mogą w ogóle nazywać się mnichami Xiaolin; tymi, którzy mają na co dzień ratować świat przed złem i złoczyńcami; skoro nie byli w stanie dotrzymać tej jednej, niemej obietnicy, którą w dodatku pewni siebie złożyli samym sobie?

-Te wszystkie słowa; brzmią niczym opowieści rodem z bajek, bajek dla dzieci; bo tym właśnie są, dziećmi. Jak gdyby byli w stanie kogokolwiek uratować, cokolwiek naprawić. Są zbyt mali. Zbyt nieważni. Ich magia zbyt słaba.-

✔♠/♥ My Hand To Hold | Chase x Jack | (Xiaolin Showdown)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz