10 - Szósty łańcuch, przez który nienawidzę jabłek

369 41 15
                                    

~ Jack ~

Stęskniłeś się?

Haha... hah... I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się tak niewinnie. Tak spokojnie. Tak normalnie.

Myślałem... myślałem, że będzie to co zawsze. Że zabiorą mnie do tych czerwonych pomieszczeń, gdzie spędzę godziny, dni, tygodnie; by potem zwrócić mnie z powrotem, jak zużytą zabawkę.

A jednak... inaczej, było, jest inaczej.

Jest? Czy było? To wspomnienie, prawda? To tylko wspomnienie? Wciąż nie ma odpowiedzi, a to wystarczy, jako potwierdzenie. To wciąż tylko wspomnienie.

A jednak, w tym... w tym wspomnieniu; już wtedy doskonale wiedziałem, że... że tym razem... Sam zapach mówił mi, że tym razem będzie inaczej.

Ci mężczyźni nie pachnieli jak te czerwone korytarze, jak ta biała substancja, jak pot, jak dym od papierosów, jak... zapach ciał.

Krew. Już tu, teraz, wtedy... już wtedy wyczuwałem od nich zapach krwi, tak dobrze mi znany, do którego już tak bardzo byłem przyzwyczajony.

Pachnieli jak Dom.

Związany, miałem skrępowane ręce, metalem, kiedy przewozili mnie w jakimś samochodzie. Materiał na oczach nie pozwalał mi nic zobaczyć, a jednak już wtedy ta cisza zdawała się witać mnie w Domu.

A jednak nie było tam moich Rodziców.

Byli tylko ci mężczyźni, lekarze.

-przynajmniej na początku; potem doszedł jeszcze jeden, jeszcze jedna osoba, ten jeden...-

~ * ~

Nie byłem sam; obok mnie - kilka innych osób, a jednak żaden nie starszy ode mnie. Nie przyglądałem im się zbytnio. Jakoś już teraz... już wtedy wiedziałem, że nie zostaną na długo.

Odejdą. Odejdą szybciej niż ja. Zbyt słabi. Ludzie są zbyt słabi na to miejsce. To tylko ludzie, to byli tylko ludzie.

Nie chciałem na nich nawet patrzeć. Po co zapamiętywać ich twarze, ich imiona, skoro i tak umrą?

Tak myślałem. Myślałem, że nie ma sensu, że nie ma sensu ich poznawać. Że to tylko bezużyteczni ludzie, tacy sami, jak pozostałe miliardy na ziemi, nic nie warci. Nie było sensu nawet poznawać ich imion, i tak umrą, i tak umrą...

Ale ten chłopak... chłopiec, to zmienił. Jeszcze... jeszcze nie pojawił się w tym wspomnieniu, ale już niedługo. Jedno spojrzenie na jego postać wystarczyło, by się to zmieniło.
Jeszcze go nie ma... bo to po prostu jeszcze nie czas, żeby wprowadzić nas do szóstego baraku; na razie to wciąż tylko ten pierwszy, początkowy. 
Tamten mężczyzna pojawi się już w piątym. To już za kilka dni.

Wśród więźniów... nie. Przecież jesteśmy, przynajmniej ja jestem tu z własnej woli. Z woli Rodziców, czyli z własnej; chcieli, żebym się tu znalazł; sami mnie o tym poinformowali (przez list, ale czy taki szczegół jest ważny?). Nie jestem więźniem. Nawet nie chcę uciekać, więc...
...nie chciałem. To tylko wspomnienie.

Wśród mieszkańców tego miejsca bez nazwy, ten jeden chłopak najbardziej zapadł mi w pamięci.
Bo był głupi, tak wyjątkowo głupi; głupszy niż ja w kwestiach ludzkich, a to o czymś świadczy. Był pełen nadziei; w tym tak zimnym, zimnym miejscu, on wciąż miał nadzieję, że stąd wyjdzie.

Idiota, idiota, idiota, idiota, idiota. Co z tego, że człowiek. Najgłupszy z nich wszystkich.

-za nadzieję zawsze przyjdzie zapłacić-

✔♠/♥ My Hand To Hold | Chase x Jack | (Xiaolin Showdown)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz