Rozdział 27

19 4 0
                                    

Po obudzeniu mogłam dokładnie rozejrzeć się po tym pokoju. Nie dużo widziałam bo nie było tam za dużo światła ale skąś kojażę to miejsce. Zaraz przecież.. Przecież to miejsce z mojego snu.. Siedząc na tym zimnym krześle szukałam wzrokiem drzwi lub jakiego kolwiek wyjścia stąd. Gdy je znalazłam podeszłam tam i z wszystkich sił próbowałam je otworzyć ale to nic nie dało. Była zapknięte chyba na cztery spusty albo pięcet. Nawet nie drgały. Rozglądając się dalej po niewielkim pokoju znalazłam średniej wielkości szafkę. Była również zamknięta. Krążyłam nadal po pokoju i nagle coś zwróciło moją uwagę na ścianie. Podeszłam by się lepiej przyjrzeć. Nie rozumiałam o co z tym chodzi ale na ścianie było pełno przywieszonych zdjęć ludzi. Na niektórych byłu namalowane czerwonym mazakiem X. Po chwili na jednym z nich ujrzałam swoje zdjęcie. A obok niego zdjęcie mamy, Sary i.. I przekreślone zdjęcie taty.. Zaraz.. Czy to mają być ich ofiary!? Czyli.. Nie oni nie mogą mnie zabić! Ani mamy! Wpadłam w szok. Myśli wirowały mi w głowie jak szalone. Zaczęłam dobijać się do tych piepszonych drzwi i nagle usłyszałam jak się otwierają.. Odskoczyłam i skuliłam się w rogu. Wszedł tu ten pojeb z jakimś workiem w ręce. Rzucił go na krzesło i podszedł do mnie.

-I co suko? Już się wybudziłaś?

Chwycił mnie za nogę i zaciągnął na środek pokoju. Ucisnął ręką moją szyję i wyciągnął coś z worka. Prosze oby to nie był nóż albo coś czym mnie zabije... Niestety był to nóż. Od samych myśli prawie zemdlałam. Podłożył mi go do ręki lekko rozcinając skórę. Na moje udo raczepił coś w rodzaju łańcucha z kolcami które wbijały mi się w skórę. Bolało jak cholera. Czułam jak wszystkie siły i całe życie ze mnie ucieka. On podszedł do ściany ze zdjęciami i kogoś skreślił. Po chwili wyszedł. Chcąc nie chcąc znów odpłynęłam. Miałam tego dosyć i modliłam się o to żeby to już się skończyło.

Ocknęłam się wciąż zamknięta w tym ciemnym pokoju. Na moim brzuchu leżał jakiś pokunek. Zaczełam go odpokowywać. Gdy otwarłam to pudełko zamarłam. Moje serce omal nie przestało bić. W pódełku leżała odcięta ludzka ręka. Odżuciłam to od siebie i wtedy wyleciała z tego karteczka. Bałam się ją wziąść ale może trzeba.. Już miałam wszystko gdzieś. Wziełam ją do ręki i po chwili już wiedziałam że to był zły pomysł.. Napisali tam że mogę się już pożegnać z mamą.. Oni chyba nie.. Nie oni nie mogą.. Czy oni ją zabili? Czy to.. Jej ręka? Nie boże tego jest za dużo! Ja muszę stąd uciec! Albo co kolwiek! Ja.. Ja się idę zabić.. Oni to będą przedłużać a ja sobie to ukrucę. Tak, tak zrobię. Koniec cierpień. Nie mam dla kogo żyć i tak. Już nikt nie będzie się mną przejmował. No jakie szczęście.. Akurat znalazłam sznór.. Heh
Zrobiłam piękną pentelkę zawiesiłam jakoś na suficie i włożyłam na szyję. Teraz tylko hop i koniec.

3.. 2.. 1..

-------------------------------------------
Wiem wiem miał być rozdział wczoraj ale no nie pykło xD ale jest dziś.

Zostałam SamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz