-20-

14.6K 845 31
                                    

Siedziałam na krzesełku przed pokojem Ine, przyniósł mi je jakiś wilkołak, kiedy o mało co nie zemdlałam.

W pokoju był lekarz stada. Ponoć jest nowy. Zobaczyłam go tylko przelotnie, kiedy wbiegł do pokoju. Miał brązowe włosy i był naprawdę wysoki, miał szerokie bary i ładny tyłeczek, choć Aiden był od niego ładniejszy.

Usłyszałam krzyk. Długi pełen bólu krzyk. Spojrzałam w tamtym kierunku, ktoś niósł na noszach krzyczącego mężczyznę.

-Co się stało? -Spytałam.

Dwójka wilków spojrzała na mnie. Mieli może z szesnaście lat, ledwie rok młodsi ode mnie.

-Wybacz, ale szukamy alfy, nie wiemy...

-Nie ma go tu. -Podniosłam się z krzesełka. Byłam od nich wyższa.-Powtórzę pytanie: co się stało?

Chyba byłam zdeczka poirytowana, usłyszałam ciche warczenie. Chłopcy drgnęli nagle i spuścili głowę.

-Ktoś go zaatakował, a rana się nie goi.

Przejrzałam się leżącemu. Miał głęboką ranę po lewej stronie brzucha, większość jego ciuchów była we krwi.

Z westchnieniem zapukałam do drzwi Ine. Choć martwiłam się o przyjaciółkę, wiedziałam, że nie krwawi.

Głowa lekarza wysunęła się zza drzwi.

-Tak?

-Mamy rannego, a jego rana się nie goi. -Wskazałam na nosze. Lekarz od razu do niego podszedł.

-Zanieście go do kliniki.

-Klinika jest zamknięta-Odezwał się za mną znajomy głos.

Louis przeszedł tuż obok mnie i zaczął cicho rozmawiać z lekarzem. Po chwili Louis kazał młodym wilkom iść za nim. Lekarz wrócił do pokoju Ine i wyszedł z apteczką. Zatrzymałam go zanim wyszedł za próg.

-Co z Ine?

Jego brązowe oczy skierowały się na mnie, a później na korytarz gdzie zniknęli. Próbował się przepchnąć, ale nie dałam się. Rozłożyłam nogi, a rękami złapałam framugę-stworzyłam coś na kształt X.

-Co z Ine?-Ponowiłam pytanie, znów usłyszałam warczenie.

Lekarz nie drgnął jak wilczki, ale coś mignęło w jego spojrzeniu.

-Tylko zemdlała. Wyzdrowieje.

Ulga sprawiła, że rozluźniłam mięśnie, a on wykorzystał to i przepchnął się. Siła z którą to zrobił, sprawiła, że zostałam popchnięta na ścianę. Zjechałam po niej w dół.

Ine nic nie jest. Jak dobrze...

Poczułam pieczenie w oczach i po policzkach spłynęły mi łzy. Podciągnęłam kolana do brody i objęłam nogi ramionami, a później oparłam na nich głowę.

-Camie...? Camie!

Tupot nóg i ten głos... Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Biegł w moim kierunku, a do tego miał na sobie tylko dżinsy. W mgnieniu oka znalazł się przy mnie i jego ramiona objęły mnie, przyciągając do ciepłego ciała. Aiden westchnął głośno.

-Czy wszystko z tobą dobrze? - Spytał.

Odsunął się lekko, jego dłonie złapały moją twarz. Oglądał ją pod każdym kątem, a później prześliznął rękami po moim ciele.

Wiem, że szukał obrażeń, ale w chwili gdy jego dłoń zbliżyła się do mojej piersi, w głowie pojawiły mi się obrazy ze snu.

Przełknęłam głośno ślinę. Serce zakuło mocniej o żebra.

-Camie? - Głos miał zmartwiony,a jego oczy zmiękły, przybierając kolor nieba. -Czy wszystko dobrze?

Nie wiedziałam.

Czy było dobrze? Jetem twoją niewolnicą, a się w tobie zakochuję. Podnieca mnie lekki twój dotyk, w chwili kiedy moja przyjaciółka leży nieprzytomna tuż obok! A do tego ktoś zaatakował twoich ludzi! O których się martwię!
To chciałam mu powiedzieć, ale nawet nie poruszyłam ustami.

A może jednak?

Chyba poruszyłam ustami kilka razy, ale nie usłyszałam słów. Nic nie mówiłam?

Pokręciłam głową i wyciągnęłam do niego ręce. Pewnie wyglądałam jak małe dziecko.

Pewnie miałam ślady łez na policzkach.

Aiden wstał.

Czyżby chciał sobie iść? Kiedy ja jestem w rozsypce?

Pociągnęłam nosem. Po chwili poczułam jego dłonie na biodrach. Ścisnął je i podniósł mnie. Owinęłam nogi wokół jego pasa i złapałam go za szyję. Moje dłonie musnęły jego włosy. Głowę schowałam w jego piersi. Czułam jego męski zapach.

-Wszystko będzie dobrze, zaopiekuję się tobą. Obiecuję.

Pokręciłam głową.

Nie chcę.

Jeżeli zacznie się mną opiekować. Jeżeli będzie taki jak wczoraj to...

Zakocham się.

Pokocham go i nie będę potrafiła odejść, a będę musiała. Co z tego, że rzucił Britney? I tak będzie musiał wybrać silną Lunę- samicę alfa, albo chociażby betę. Człowiek do niczego mu się nie przyda. Ludzki pomiot nie będzie mógł w żaden sposób pomóc stadu. A co najważniejsze- człowiek nie dochowa wilka, a to znaczy, że nie może dać alfie potomstwa.

Pokręciłam głową raz jeszcze i opuściłam nogi. Zachwiałam się, mocniej zacisnął dłonie na moich biodrach.

-Nie możesz. Nie możesz się mną opiekować- Mój głos był lekko zachrypnięty. Uśmiechnęłam się smutno, choć bolało mnie serce. -Musisz poznać Lunę, swoją Mate. Nie marnuj czasu na człowieka, którego nie pokochasz.

Czyżbym już się zakochała? Serce bolało jakbym dostała krwotoku wewnętrznego. Czy to w ogóle możliwe?

Jego uścisk się poluźnił. Wyswobodziłam się i ruszyłam korytarzem.

To koniec. Nie pozwolę, aby moje serce usychało do niego z miłości. Jestem człowiekiem, nie zakochuję się tak jak wilki.

~Czy aby na pewno? - Głos w głowie zapytał miękko.

Gdyby nie fakt, że nie znam tego głosu , to pomyślałabym, że to wilk, który próbuje mną manipulować.

Głosu nie znam, więc jestem po prostu świrem.

To nic takiego nie?

To chyba lepsze niż mieć złamane serce.

____________________________________

Czy chcecie następny rozdział jeszcze dziś? Wystarczy, że wbijecie 55⭐ i ze trzy/cztery komentarze!

Pozdrowionka ! 👋








Zniewolona przez fioletOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz