Siedziałam na krzesełku przed pokojem Ine, przyniósł mi je jakiś wilkołak, kiedy o mało co nie zemdlałam.
W pokoju był lekarz stada. Ponoć jest nowy. Zobaczyłam go tylko przelotnie, kiedy wbiegł do pokoju. Miał brązowe włosy i był naprawdę wysoki, miał szerokie bary i ładny tyłeczek, choć Aiden był od niego ładniejszy.
Usłyszałam krzyk. Długi pełen bólu krzyk. Spojrzałam w tamtym kierunku, ktoś niósł na noszach krzyczącego mężczyznę.
-Co się stało? -Spytałam.
Dwójka wilków spojrzała na mnie. Mieli może z szesnaście lat, ledwie rok młodsi ode mnie.
-Wybacz, ale szukamy alfy, nie wiemy...
-Nie ma go tu. -Podniosłam się z krzesełka. Byłam od nich wyższa.-Powtórzę pytanie: co się stało?
Chyba byłam zdeczka poirytowana, usłyszałam ciche warczenie. Chłopcy drgnęli nagle i spuścili głowę.
-Ktoś go zaatakował, a rana się nie goi.
Przejrzałam się leżącemu. Miał głęboką ranę po lewej stronie brzucha, większość jego ciuchów była we krwi.
Z westchnieniem zapukałam do drzwi Ine. Choć martwiłam się o przyjaciółkę, wiedziałam, że nie krwawi.
Głowa lekarza wysunęła się zza drzwi.
-Tak?
-Mamy rannego, a jego rana się nie goi. -Wskazałam na nosze. Lekarz od razu do niego podszedł.
-Zanieście go do kliniki.
-Klinika jest zamknięta-Odezwał się za mną znajomy głos.
Louis przeszedł tuż obok mnie i zaczął cicho rozmawiać z lekarzem. Po chwili Louis kazał młodym wilkom iść za nim. Lekarz wrócił do pokoju Ine i wyszedł z apteczką. Zatrzymałam go zanim wyszedł za próg.
-Co z Ine?
Jego brązowe oczy skierowały się na mnie, a później na korytarz gdzie zniknęli. Próbował się przepchnąć, ale nie dałam się. Rozłożyłam nogi, a rękami złapałam framugę-stworzyłam coś na kształt X.
-Co z Ine?-Ponowiłam pytanie, znów usłyszałam warczenie.
Lekarz nie drgnął jak wilczki, ale coś mignęło w jego spojrzeniu.
-Tylko zemdlała. Wyzdrowieje.
Ulga sprawiła, że rozluźniłam mięśnie, a on wykorzystał to i przepchnął się. Siła z którą to zrobił, sprawiła, że zostałam popchnięta na ścianę. Zjechałam po niej w dół.
Ine nic nie jest. Jak dobrze...
Poczułam pieczenie w oczach i po policzkach spłynęły mi łzy. Podciągnęłam kolana do brody i objęłam nogi ramionami, a później oparłam na nich głowę.
-Camie...? Camie!
Tupot nóg i ten głos... Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Biegł w moim kierunku, a do tego miał na sobie tylko dżinsy. W mgnieniu oka znalazł się przy mnie i jego ramiona objęły mnie, przyciągając do ciepłego ciała. Aiden westchnął głośno.
-Czy wszystko z tobą dobrze? - Spytał.
Odsunął się lekko, jego dłonie złapały moją twarz. Oglądał ją pod każdym kątem, a później prześliznął rękami po moim ciele.
Wiem, że szukał obrażeń, ale w chwili gdy jego dłoń zbliżyła się do mojej piersi, w głowie pojawiły mi się obrazy ze snu.
Przełknęłam głośno ślinę. Serce zakuło mocniej o żebra.
-Camie? - Głos miał zmartwiony,a jego oczy zmiękły, przybierając kolor nieba. -Czy wszystko dobrze?
Nie wiedziałam.
Czy było dobrze? Jetem twoją niewolnicą, a się w tobie zakochuję. Podnieca mnie lekki twój dotyk, w chwili kiedy moja przyjaciółka leży nieprzytomna tuż obok! A do tego ktoś zaatakował twoich ludzi! O których się martwię!
To chciałam mu powiedzieć, ale nawet nie poruszyłam ustami.A może jednak?
Chyba poruszyłam ustami kilka razy, ale nie usłyszałam słów. Nic nie mówiłam?
Pokręciłam głową i wyciągnęłam do niego ręce. Pewnie wyglądałam jak małe dziecko.
Pewnie miałam ślady łez na policzkach.
Aiden wstał.
Czyżby chciał sobie iść? Kiedy ja jestem w rozsypce?
Pociągnęłam nosem. Po chwili poczułam jego dłonie na biodrach. Ścisnął je i podniósł mnie. Owinęłam nogi wokół jego pasa i złapałam go za szyję. Moje dłonie musnęły jego włosy. Głowę schowałam w jego piersi. Czułam jego męski zapach.
-Wszystko będzie dobrze, zaopiekuję się tobą. Obiecuję.
Pokręciłam głową.
Nie chcę.
Jeżeli zacznie się mną opiekować. Jeżeli będzie taki jak wczoraj to...
Zakocham się.
Pokocham go i nie będę potrafiła odejść, a będę musiała. Co z tego, że rzucił Britney? I tak będzie musiał wybrać silną Lunę- samicę alfa, albo chociażby betę. Człowiek do niczego mu się nie przyda. Ludzki pomiot nie będzie mógł w żaden sposób pomóc stadu. A co najważniejsze- człowiek nie dochowa wilka, a to znaczy, że nie może dać alfie potomstwa.
Pokręciłam głową raz jeszcze i opuściłam nogi. Zachwiałam się, mocniej zacisnął dłonie na moich biodrach.
-Nie możesz. Nie możesz się mną opiekować- Mój głos był lekko zachrypnięty. Uśmiechnęłam się smutno, choć bolało mnie serce. -Musisz poznać Lunę, swoją Mate. Nie marnuj czasu na człowieka, którego nie pokochasz.
Czyżbym już się zakochała? Serce bolało jakbym dostała krwotoku wewnętrznego. Czy to w ogóle możliwe?
Jego uścisk się poluźnił. Wyswobodziłam się i ruszyłam korytarzem.
To koniec. Nie pozwolę, aby moje serce usychało do niego z miłości. Jestem człowiekiem, nie zakochuję się tak jak wilki.
~Czy aby na pewno? - Głos w głowie zapytał miękko.
Gdyby nie fakt, że nie znam tego głosu , to pomyślałabym, że to wilk, który próbuje mną manipulować.
Głosu nie znam, więc jestem po prostu świrem.
To nic takiego nie?
To chyba lepsze niż mieć złamane serce.
____________________________________
Czy chcecie następny rozdział jeszcze dziś? Wystarczy, że wbijecie 55⭐ i ze trzy/cztery komentarze!
Pozdrowionka ! 👋
CZYTASZ
Zniewolona przez fiolet
WerewolfKolor ich oczu tom 1 *fragment* -Ten szczeniak to Louis Sander, mój beta.- Bardziej stwierdził niż zapytał, ale i tak pokiwałam głową.-A ty? -Camille Sonest. -Więc Camille... Jako że Lou jest betą jego kara będzie szybka i kr...