Rozdział dzisaj na specjalną prośbę.
Co ja gadam? Jarałam się jak nie wiem, chcąc go dodać. A tak w ogóle to...
CZEŚĆ!
Mam dość ważne ogłoszenie! To ostatni rozdział!
P.S. możecie dawać więcej komentarzy? Bo bez nich mi smutno ~żebracz*jeszcze będzie epilog jakby co*
-Jesteś głupkiem!-
Długo rozmawiałam z Cassie. Nawet dobrze nam się gadało. Cassandra rozluźniała się z każdą chwilą, a ja zauważyłam, że robi się coraz bardziej radosna. Kto wie? Może łatwo wyleczymy ją z depresji?
W pewnym momencie obok nas usiadł Derek. W samym środku. Napięłam mięśnie.
-Spokojnie, Camille. Nic ci nie zrobię-Uśmiechnął się, ale pos fasadą uśmiechu był ledwie wyczuwalny smutek i ból.
Czyżbym go uraziła?
-Wybacz, jeżeli wydawałam się ostry na spotkaniu. Alfa musi pokazać swoją siłę nie słabość.
-To nie jest wytłumaczenie, dlaczego byłeś taki rozkazujący dla mamy.
Jego uśmiech sprawił, że wydał się łagodniejszy, a zielone oczy rozbłysły iskierkami.
-Tak bardzo się cieszę, że nas zaakceptowałaś! Szczerze mówiąc dawno straciłem na to nadzieję, ale teraz?
Założył ręce na nasze barki i przycisnął nas do siebie.
-Teraz znowu mamy rodzinę. Oczywiście niepełną, ale... Trzeba się cieszyć z tego co się ma.
Zaśmiałam się. Teraz tak bardzo przypominał tatę. Zaczęliśmy rozmawiać, chcąc się lepiej poznać. Zwykłe pytania- o ulubiony kolor, danie, czy lubię czekoladę... Nagle Cassadnra wypaliła z czymś takim:
-Camille pojedzie z nami?-Zrobiła sarnie oczka, jakby tylko Derek miał na to wpływ.
-To jest jej decyzja. Tak postanowiliśmy z alfą.
Cassandrze uśmiech opadł w dół i spojrzała na mnie, przeszywając mnie na wskroś srebrnymi oczami.
-Pojedziesz prawda?
Przełknęłam głośno ślinę.
I co teraz? Przecież nie mogę tak po prostu pojechać. Pomimo tego, że znalazłam biologicznych rodziców to mam przecież adopcyjnych. Oni też mnie kochają. To oni mnie wychowali, a teraz nawet nie wiedzą, że znalazłam kogoś kto mógłby zająć ich miejsce.
Nie wyobrażałam sobie nawet tego pytania. Ani jak mogę odpowiedzieć. To tutaj czułam się jak w domu. To tutaj przeżyłam całe swoje życie i miałam kochających mnie ludzi (wilków).
-Pozwólcie, że się zastanowię.
Przez chwilę myślałam, że Cassandra się rozpłacze, ale ona zamknęła oczy i ze spokojem pokiwała głową.
-Rozumiem. W razie czego będziemy u siebie.
Wstali i wyszli gdzieś. Westchnęłam i postanowiłam także się położyć. Ruszyłam w stronę schodów, a później weszłam po schodkach.
Dopiero teraz odczułam jak bardzo jestem zmęczona. Ziewając ruszyłam korytarzem do sypialni.
Otworzywszy drzwi, oniemiałam.
Pokój był wypełniony świeczkami. Było ich tak dużo! Ktoś utworzył ze świeczek coś w rodzaju dróżki. Ruszyłam nią.
W pokoju pachniało malinami. Ten zapach był słodki.
Ścieżka prowadziła do łóżka, an którym siedział Aiden. Był przygarbiony. Łokcie opierał na kolanach, głowę schowaną miał w dłoniach. Spojrzałam na pokój, oświetlony przez świece z zasłoniętym oknem był mroczny, tajemniczy i romantyczny. Pościel miała bordowy lub czerwony kolor-przyciągała spojrzenie podobnie jak rozsypane płatki róż.
-Aiden?-Spytałam cicho-O co chodzi?
Zaśmiał się gorzko. Po chwili wstał i złapał mnie za ramiona, a następnie posadził na łóżku.
-Camie... Ja... -Odetchnął głęboko i ukląkł na jedno przede mną.
Zamrugałam dwa razy, chcąc uwierzyć oczom, które chciały mnie oszukać.
-Miałem na dzisiaj wielkie plany. Pamiętasz jak Ine zemdlała?
Nieświadomie obudził we mnie poczucie winy. Ine. Co się działo z moją przyjaciółką? I jaką przyjaciółką jestem ja skoro o niej zapomniałam?
-Wtedy mnie nie było. Pojechałem z twoją mamą, znaczy z Adele i Marin do miasta. Ja... Chciałem...
Westchnął i wsunął dłoń do kieszeni z tyłu spodni, a po chwili wyciągnął z nich małe czerwone pudełko.
-Camille... Kocham Cię, zawsze będę Cię kochać i nigdy nie przestanę. Chcę wielbić ziemię, po której stąpasz, chcę Cię komplementować przez wieczność, chcę pisać poematy o tobie, o twoich włosach jasnych jak blask gwiazd, oczach jak srebrna strzała, która przebiła moje serce. Chcę chwalić twoją aksamitną, białą skórę. Chcę słyszeć twój śmiech. Chcę widzieć twoją twarz i uśmiech kiedy się obudzę. Chcę się przy tobie zestarzeć-Tutaj wziął głęboki oddech.-Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Zassałam gwałtownie powietrze i czas się po prostu zatrzymał. Nie ruszyłam się, bałam się.
Aiden chyba mylnie odebrał moje milczenie.
-Wiem jaki jestem. Wiem, że jestem idiotą, debilem, gnomem, sukinsynem, dupkiem, bałwanem. Jednak!-Zapał moją twarzw dłonie, a jego kciuk głaskał moją skórę. Lubiłam jego dłonie, prawdziwe, męskie, lekko szorstkie. - Nigdy, rozumiesz Camie? Nigdy, nigdy, przenigdy nie przestanę Cię kochać.
Odsunęłam się do tyłu, a jego dłonie opadły. Widziałam minę zbitego szczeniaczka. Jakby uszło z niego powietrze. Kolano upadło i teraz naprawdę klęczał jak uczniowie w dojo.
Spuścił głowę i wpatrywał się w pudełeczko w swoich dłoniach.
-Zapomniałeś dodać, że jesteś głupkiem-Rzekłam z uśmiechem i ...
Rzuciłam się na niego.
Kompletnie nie był na to przygotowany. Upadliśmy na podłogę. Bogu dzięki, tam gdzie nie było świeczek.
Moje dłonie znalazły się po obu stronach jego głowy. Zbliżyłam twarz do niego i pocałowałam go mocno. Ugryzłam jego wargę, a on jęknął. Wtedy się odsunęłam.-Kocham Cię, głupku! Oczywiście, że za Ciebie wyjdę!
Jego oczy otworzyły się szeroko. Po chwili, w jednej sekundzie, fiolet całkowicie zabarwił tęczówki.
Przekręcił nas i to ja teraz byłam na dole. Pocałował mnie z mocą, przyciskając swoim ciałem do podłogi. Rozychyliłam usta i zaczęliśmy walkę o dominację, która była z góry przesądzona.
-Kocham Cię-Szepnęłam przy jego ustach.
-I ja Ciebie też-I znów mnie pocałował.
Nie muszę chyba mówić co się działo dalej?
___________________________________
Widzimy się w epilogu!
CZYTASZ
Zniewolona przez fiolet
WerewolfKolor ich oczu tom 1 *fragment* -Ten szczeniak to Louis Sander, mój beta.- Bardziej stwierdził niż zapytał, ale i tak pokiwałam głową.-A ty? -Camille Sonest. -Więc Camille... Jako że Lou jest betą jego kara będzie szybka i kr...