43.

330 55 2
                                    

Erwin często miał sobie za złe, że pozwolił wtedy odejść Rivaille'owi. Mógł przecież związać mu ręce i siłą zawlec do swojego pokoju, a dopiero potem przejmować się konsekwencjami. Wtedy mógłby mieć go zawsze przy sobie, a nie jedynie zastanawiać się, co by było gdyby...

Za każdym razem, gdy patrzył w lustro jego spojrzenie zatrzymywało się na ranie po ugryzieniu. Kiedy Rivaille mu ją sprawił, miał to chłopakowi nieco za złe, teraz jednak wodził po niej tęsknie palcem i żałował, że nie była głębsza. Uszkodzona tkanka zagoiła się według Smitha stanowczo zbyt szybko. Zapewne dlatego, że wielką przyjemność sprawiało mu zmienianie opatrunków, bo mógł wtedy myśleć tylko o hienie.

Do Dnia Wyboru zostały tylko dwa tygodnie. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że zamierzał dołączyć do oddziału zwiadowców. Oficjalna wersja, rozpowszechniona przez Asbjorna Fotlanda, twierdziła, że to dowódca kazał mu wstąpić do zwiadowców, aby w ten sposób mógł uniknąć kary za swoją niesubordynację w czasie misji poza murami.

Nikt poza Fotlandem i nim samym nie wiedział, że Erwin miał objąć stanowisko adiutanta. Fakt, wiedział o tym również Rivaille, ale to nie miało większego znaczenia.

Ich plan zajęć uległ znacznemu rozluźnieniu, czego celem było danie kadetom możliwości zapoznania się z przedstawicielami wszystkich trzech oddziałów. U większości kadetów wywoływało to ogromne podniecenie, Erwin natomiast zaczynał być tym wszystkim bardzo zmęczony.

Tego dnia był umówiony na spotkanie z Asbjornem. On sam nie widział w tym żadnego celu, w końcu wszystko mieli już ustalone. Najwidoczniej jednak dowódca doszedł do wniosku, że zbyt pochopnie podjął decyzję o wyborze swojego adiutanta i teraz zamierzał poinformować Erwina, że zmienił zdanie.

Smith poprawił mundur i wyszedł z pokoju. Zostanie adiutantem czy nie, to w gruncie rzeczy było zupełnie bez znaczenia, bo i tak nie miał żadnego wyboru. Mógł wstąpić tylko do zwiadowców. Każdy inny wybór kłóciłby się z jego wewnętrznym pragnieniem wolności i władzy.

– Erwin! – Hange wpadła na niego dokładnie w momencie, w którym przekroczył próg. – Jesteś pewien, że mogę iść z tobą?

Podniecenie w jej oczach przywołało na jego twarz lekki uśmiech. To, co dla niego było jedynie męczącą formalnością, dla niej stanowiło niepowtarzalną okazję, aby móc pozadręczać prawdziwych zwiadowców pytaniami o tytanów.

– Ależ oczywiście! – zapewnił.

Właśnie dlatego chciał ją ze sobą zabrać. Już nie mógł się doczekać reakcji Fotlanda na fanatyzm Zoe.

Ani słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz