McMillton zajmował ten sam pokój co Erwin, Rickett i Heitz. Smith wiedział zatem, że chłopak posiadał niesamowitą zdolność do błyskawicznego trzeźwienia, dzięki której już po kilku godzinach od ostatniej kropli piwa był rześki, wypoczęty i gotowy na koleją imprezę. Wiedział też, że mimo to McMillton nie wrócił na noc do pokoju.
To nie było w jego stylu.
To nie było w jego stylu do tego stopnia, że Erwin nie mógł nawet oka zmrużyć, bo wciąż czekał na powrót kolegi. Zawsze tak na niego czekał, dzięki temu już po kilku godzinach zorientował się, że coś było bardzo nie w porządku. Gdy niebo zaczęło szarzeć od świtu, wstał z łóżka i zebrał się, nie budząc przy tym kolegów. Miał zamiar przed poranną zbiórką przeszukać cały obóz. W końcu mogło się zdarzyć, że Roger zasnął gdzieś na dworze.
Przeczucie kazało mu jednak nie wołać go na głos. Nie wiedział specjalnie dlaczego, ale wolał zachować tylko dla siebie tę akcję poszukiwawczą. Przeczucia do tej pory jednak nieczęsto go myliły, dlatego postanowił im zaufać.
Wolnym krokiem mijał drewniane budynki, które już od kilku lat były ich całym światem, nie licząc tych rzadkich dni, kiedy to organizowano im zajęcia w terenie. Większość kadetów czuła się tu zupełnie bezpiecznie i swobodnie. On natomiast od jakiegoś czasu tracił ten komfort.
Cały czas miał wrażenie, że ktoś śledzi każdy jego ruch. Nie było to specjalnie zaskakujące. Nie zamierzał zasłaniać się sztuczną skromnością – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest jednym z najlepszych rekrutów od wielu lat. Jego kariera malowała się w iście różowych barwach, a arystokracja co chwilę dopytywała się, kiedy dołączy do żandarmerii. Wszyscy pokładali w nim wielkie nadzieje...
Wszyscy chcieli aby dołączył do żandarmerii, zdobył wysokie stanowisko i do końca życia chował się w obrębie wewnętrznego muru, podczas gdy jego dużo słabsi i mniej inteligentni koledzy będą dźwigać na swoich barkach ciężar walki z tytanami.
Aż go skręcało z tłumionej wściekłości.
Dzień w dzień musiał im patrzeć w oczy – tym wszystkim młodym ludziom, których natura nie obdarzyła tak hojnie. Niczym sobie nie zawinili, pracowali przecież równie ciężko jak on, a mimo to, to właśnie on będzie miał szansę na bezpieczne, pozbawione wszelkich trosk życie. Cała odpowiedzialność za obronę ich społeczności spadnie na tych, którzy nauczyli się traktować go jak dowódcę. Jak miał im w przyszłości wydawać rozkazy, chowając się samemu wśród przeżartej zepsuciem arystokracji?
To, co powiedział McMillton, na pewno się komuś bardzo nie spodobało. To dlatego chłopak zniknął. Zniknął tak samo jak wszyscy ci, którzy samowolnie chcieli opuścić mury. Co takiego właściwie powiedział? Że Erwin pokona tytanów i doprowadzi do zniszczenia murów? Wstępując do żandarmerii nigdy czegoś takiego nie dokona.
Aby to zrobić musiałby zostać...
Nagłe szturchnięcie pod żebra sprawiło, że aż podskoczył w miejscu i krzyknął. Jak mógł dać się tak łatwo podejść? Odwrócił się i omal nie jęknął. Patrzył prosto w dwie pary oczu ich grupowego dziwadła.

CZYTASZ
Ani słowa
FanfictionZupełnie teoretyczna koncepcja tego, jak mogły wyglądać początki kariery Erwina i jego spotkanie z Rivaillem. Ilustracja z okładki została wykonana przez Yumakirosaki. Pochodzą stąd: https://www.deviantart.com/yumakirosaki/art/Attack-On-Titan-Survey...