19.

418 66 6
                                    

Wyskoczył ze strzemion i wycelował hak prosto w odsłoniętą łopatkę odmieńca.

Potężne szarpnięcie wyrwało go z siodła i rzuciło w stronę tytana z taką prędkością, że ledwie zdołał wyciągnąć miecz, aby rozciąć nim kark potwora. Przez chwilę bał się, że nie zdąży zadać kolejnego ciosu, ale Badria szybko rozproszył jego wątpliwości, dobijając tytana.

Z rany buchnęła para, a spomiędzy zębów wydobył się głośny syk wypuszczanego ze świstem powietrza.

Erwin opadł na ziemię i nie zwlekając ani chwili, pobiegł w stronę Alana. Odel dotarł do niego zaraz po Zoe, której udało się przyprowadzić ich konie.

- Pomóż mu wejść na siodło – polecił Smith. Co chwilę zerkał w stronę pozostałych tytanów, którzy widocznie nie mieli tak podzielnej uwagi jak ich martwy kolega.

- Smith, on jest zupełnie nieprzytomny – Odel jęknął żałośnie, ale nie poddał się od razu. Z pomocą Zoe wrzucił Ricketta na swojego konia, a potem szybko usiadł zaraz za nim.

Tąpnięcie ziemi uświadomiło im, że czas się kończył. Odmieńcy skończyli się pożywiać, a tytani, których unieruchomili wcześniej, w pełni się już zregenerowali.

Erwin bez słowa wskoczył na konia i pędem pokonał odległość, która dzieliła go od upragnionego schronienia. Gdy tylko pierwsze drzewo znalazło się w zasięgu jego haka, wystrzelił go, tym razem w pełni przygotowany na szarpnięcie, które poprzednio niemal pozbawiło go tchu. Kątem oka sprawdził czy Odel nie potrzebuje jego pomocy, ale szybko uświadomił sobie, że nic nie jest w stanie dla niego zrobić.

Nic poza jak najszybszym odstawieniem Alana do szpitala.

Badria ulokował się z nim na szerokiej gałęzi i rozpaczliwie próbował zahamować krwotok z jego nosa. Rickett najprawdopodobniej miał wstrząs mózgu i łzy, które wylewał Odel, na niewiele mu się zdadzą.

Klnąc pod nosem Erwin wspiął się wyżej, aby móc ocenić jakie ponieśli straty oraz z iloma tytanami przyjdzie się im zmierzyć.

Wyszło mu w sumie szesnastu zabitych, nie licząc Leda Wilbroma.

Dziewięciu tytanów, w tym jeszcze dwóch odmieńców, a na horyzoncie zamajaczyły kolejne rozchwiane postaci.

Powinni zaczekać, aż przybiegną wszyscy tytani z okolicy i wybić monstra w lesie czy zaatakować teraz, póki nie byli jeszcze przytłoczeni ich liczbą? Miał właśnie zawołać Zoe i poprosić o radę, gdy czyjaś dłoń zasłoniła mu usta. Poczuł przy szyi zimne ostrze noża.

- Ani się waż choćby pisnąć – pełen groźby szept musnął jego ucho, sprawiając, że włosy na karku stanęły mu dęba.

* * *

Tak. To już teraz. Możecie się cieszyć :3

Ani słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz