33.

349 63 1
                                    

Biorę się do roboty! Trzeba w końcu to skończyć, co nie? :P

* * *

– Nikt przecież nie rodzi się dowódcą. Są rzeczy, których będziesz musiał się nauczyć, ale zapewniam cię, że jeśli dołączysz do zwiadowców, będziesz miał na to wystarczająco dużo czasu. Jeśli naprawdę zamierzałeś wstąpić do żandarmerii, to muszę cię rozczarować. Nigdy nie zrobisz tam kariery. Nikt nie powierzy ci żadnego ważnego stanowiska. I to właśnie dlatego, że jesteś dla nich za dobry. Byłbyś zbyt silną konkurencją.

– A więc jest pan w stanie mi zagwarantować, że jeśli wstąpię do oddziału zwiadowców, nie spotka mnie to samo?

– Więcej. Już w tym momencie jestem w stanie zapewnić ci stanowisko mojego adiutanta.

Chwila, chwila! Adiutant? Czy Fotland mówił zupełnie poważnie? Coś takiego nie zdarzało się... no, właściwie, prawie nigdy.

– Czy mogę zaufać tej obietnicy? – zapytał Erwin niepewnie.

– Tej? – roześmiał się Fotland. – Zaraz złożę ci kilka kolejnych. Pod warunkiem, że odpowiesz mi na jedno pytanie.

– Jakie to pytanie?

– Kadeci zginęli za dowództwa twojego czy Wilbroma?

– Cóż...

– Uważaj na odpowiedź! – uprzedził go Fotland. – Od niej zależy, co powiem w twojej obronie przed komisją. Bo gdyby Wilbrom poświęcił swoje życie, aby pokonać tytanów...

– Chciał to zrobić – przerwał mu Erwin. Rozumiał do czego zmierzał dowódca Fotland, ale nie widział dla tego żadnego zastosowania. – Umarł jako pierwszy. Potem polegli ci, którzy zawahali się wykonać moje rozkazy. To wszystko.

– Rozumiem – westchnął ciężko zwiadowca. – Trudno będzie coś z tym zrobić, ale nie martw się. Wszystkim się zajmę. Powiedz mi lepiej, czy jest ktoś, kogo chciałbyś mieć pod swoimi skrzydłami jako mój nowy adiutant?

Czy Fotland wiedział o hienie? Nie, to było niemożliwe. Nie mógł o nim wiedzieć, bo wtedy... wtedy...

– Jest kilka takich osób – przyznał Erwin bardzo powoli. – Co to ma do rzeczy?

– Och, jestem po prostu ciekawy, czy te osoby pokładają w tobie takie nadzieje, jak ty w nich, i czy pójdą za tobą nawet do oddziału zwiadowców. – To było bardzo podchwytliwe i prowokujące pytanie. Początkowo Erwin w ogóle nie zamierzał na nie odpowiadać, ale słowa same wyciekły mu spomiędzy warg:

– Szczerze w to wątpię. On nawet nie jest kadetem.

Ani słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz