Prolog

8.4K 447 88
                                    

Nigdy nie należałam do osób, które twardo stąpały po ziemi. Całe moje życie było pełne marzeń i godzin spędzanych na bujaniu w obłokach. Nic innego mi nie zostało. Wszystko posypało się w jednej chwili. Tato spakował ubrania w walizki i trzasnął drzwiami, mając gdzieś, że rozwalił w drobny mak serce mojej matki, a przy tym zniszczył całe moje życie. Był egoistą. Cholernym egoistą.
Nie możecie więc winić mnie za to, że kiedy wydarzyła się cała ta historia, tak bardzo się zakochałam.
Tej nocy, zupełnie tak, jak poprzedniej nie mogłam długo zasnąć. Kręciłam się z boku na bok, wsłuchując w panującą dookoła mnie ciszę.
Kilka godzin wcześniej razem z przyjaciółką, pożegnałałam na lotnisku naszą dobrą koleżankę. Już zawsze miałyśmy być tylko we dwie.
Bolało.
W końcu znałyśmy się od dziecka.
Westchnęłam cicho, ukrywając twarz w poduszce.
Dobrze wiedziałam, że Grace miała o wiele gorzej. Ona nie miała za granicą nikogo, ale to niczego nie zmieniało. Mimo wszystko było mi ciężko. Nie mogłam się z tym pogodzić.
Życie było cholernie niesprawiedliwe. Jednego dnia miałaś przy sobie bliską ci osobę, drugiego po prostu ją traciłaś.
Wzięłam głęboki wdech i chyba po raz setny przekręciłam się w lewą stronę. Śpiący nad moją głową kot, zamruczał niezadowolony z moich nocych wojaży, ale zaraz znów spał, jak suseł.
Zazdrościłam mu tego. Nie musiał się niczym przejmować. Nigdzie wychodzić. Nikt go nie oceniał, a nawet, jeśli to miał to gdzieś. W dodatku mógł leniuchować do woli. Kto by nie chciał być kotem?
Zamknęłam oczy.
Przecież kiedyś musiałam w końcu zasnąć, prawda?
Starym zwyczajem zmusiłam się do liczenia owiec. Miały śmieszne zielone sweterki i przeskakiwały przez kolorowe płotki.
Pomogło.
Przy sto piątej poczułam, że tracę kontakt z rzeczywistością. A przy sto dziesiątej straciłam władzę nad własnym ciałem. Nie wiedziałam, gdzie jest noga, a gdzie głowa.
Moje sny zawsze były dość zwariowane, ale tym razem było zupełnie inaczej.
Miałam wrażenie, że coś ciągnie mnie w dół. Czułam się tak, jakbym wpadała do studni bez dna i spadała w nieskończoność.
Wiem, wiem. Myślicie pewnie teraz o tym dziwnym uczuciu chwilę przed snem, kiedy wydaje wam się, że spadacie i nagle podskakujecie na łóżku, ale to nie było to. Ja z pewnością się nie obudziłam.
To właśnie tej nocy spotkałam go po raz pierwszy. Siedział na brzegu rzeki, do której chwilę wcześniej wpadłam.
Był opalony, poczochrany i nieziemsko przystojny. Widziałam to nawet z daleka.
W dodatku patrzył na mnie bez żadnego skrępowania, a ja zarumieniłam się pod wpływem jego bystrego spojrzenia. O ile oczywiście można, tak naprawdę zarumienić się w śnie.
Nie odezwałam się.
On sam też nie powiedział ani słowa. Wydawał się nawet odrobinę zdziwiony moim widokiem.
I szczerze mówiąc, musiało minąć jeszcze kilka nocy, zanim zrobił pierwszy krok. Zanim oboje zatraciliśmy się w sobie bez pamięci.
A teraz?
Teraz czułam się tak, jakbym żyła w dwóch różnych światach. Jednym szarym, zwyczajnym, pozbawionym kolorów, drugim tak bardzo szczęśliwym, że o więcej nie mogłabym prosić.
____________
Cześć! Powracam do was z kolejnym romansem, tym razem zaprawionym odrobiną magii! Mam nadzieję, że ten pokochacie równie mocno, jak inne ❤.

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz