K2, rozdział 16

3.4K 298 73
                                    

Jared nie żartował. Przekonałam się o tym już następnego dnia, kiedy tylko wyszłam z domu.
Meg siedziała w samochodzie, a jej durnowaty brat stał przed moimi drzwiami.
-Chcesz na mnie nakrzyczeć? - Zapytałam, ale w głębi serca cieszyłam, że moja przyjaciółka jednak żyje.
-Nie. - Uśmiechnął się. - Chcę się przywitać.
-Przywitać? - Osłupiałam, a on wykorzystując to, pochylił się i cmoknął mnie w policzek.
Odsunęłam się.
-Jared, co ty do cholery wyprawiasz?
-Przekonuję cię do naszego związku.
-Związku!? - Nie wierzyłam własnym uszom. - Ty chcesz być w związku ze mną?
-No nie tak do końca, ale lubię się z tobą całować i chciałbym to robić częściej.
-Ja chyba zwariuję! - Wyrzuciłam w górę ręce i mijając go, ruszyłam do samochodu. Następnie wsiadłam, nie oglądając się nawet na tego kretyna.
-Co mu powiedziałaś? - Zapytała Megan, a Vin'c obrócił się w naszą stronę, skupiając na mnie swój wzrok.
-Że jest skończonym palantem.
Moja przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko, po czym wyciągnęła dłoń w stronę przyjaciela swojego brata.
-Dawaj kasę!
Skrzywił się, ale wyciągnął wszystkie drobne, jakie miał.
-Zakładacie się? - Rzuciłam z niedowierzaniem zbulwersowana.
-Nie wkurzaj się. - Dziewczyna poklepała mnie po plecach. - Podzielę się kasą, tylko nie ulegaj mojemu bratu.
-Ulegnie. - Oświadczył z pewnością Vincent. - I jeszcze oddasz mi całą kasę.
Prychnęłam.
Jared wsiadł do samochodu.
Zerknął nawet na mnie w lusterku, ale ja nie miałam zamiaru mu się poddać. Odwróciłam głowę w stronę okna.
-Za wysoki próg dla ciebie, bracie. - Zawołała wesoło Megan.
-To się okaże. - Powiedział i odpalił silnik.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
Co on sobie myślał? Pewnie już obrócił każdą dziewczynę w szkole i nie miał kogo. No dobra, może byłam dla niego zbyt surowa. Może rzeczywiście podobały mu się pocałunki ze mną, bo z jakiego innego powodu, miałby tak to mnie całować? Ale ja nie chciałam dać się mu wykorzystać. Koniec. Kropka. Zresztą wątpiłam, żeby okazywał mi uczucia przy ludziach. Był taki sam, jak Vincent. Dobrali się idealnie.
***
Na szczęście zajęcia w szkole zleciały szybko. Biegłam do kawiarni, aby zdążyć zjeść coś przed pracą. Byłam głodna, jak wilk, co oczywiście było winą Jareda. Celowo nie poszłam na stołówkę i zaszyłam się w bibliotece, aby go unikać. W czasie przerw odstawiał jakieś cyrki. Nie podchodził do mnie, ale puszczał mi oczko, a raz nawet, kiedy się mijaliśmy dyskretnie wcisnął mi w dłoń karteczkę z narysowanym całusem. Co za kretyn!
Pchnęłam drzwi.
Klientów było mało, więc z ulgą pomachałam do dziewczyny z porannej zmiany i przeciskając się między stolikami, wrzuciłam za ladę plecak.
-Zjem coś szybko i możesz iść do domu. - Powiedziałam, po czym bez wahania zajrzałam do małej lodówki pod barem.
-Możesz wziąć moją sałatkę. - Rzuciła. - Nie miałam czasu zjeść, a nie będę jej brała do domu.
Uśmiechnęłam się.
Helen była jedną z niewielu osób, które były dla mnie naprawdę miłe. Nigdy nie pytała o moją mamę, ani tatę, zawsze mówiła mi "cześć" i czasem żartowała sobie z moich snobistycznych znajomych ze szkoły.
-Dzięki.
-Nie ma za co. - Zaczęła odwiązywać fartuszek.
Wyjęłam sałatkę i usiadłam na małym krzesełku, zaczynając jeść.
-Dasz radę w dziesięć minut? - Zapytała, przecierając blat. - Muszę iść do przedszkola po Andreasa.
Pokiwałam głową.
Andreas był synkiem Helen. Miał cztery latka i był super uroczy. Byłam pewna, że kiedyś będzie bardzo przystojny. Jego ciemne loczki, czekoladowe oczy i urocze dołeczki w policzkach, staną się wabikiem na kobiece serca.
***
Dziś niestety Jacob utknął z rodzeństwem w domu, więc po pracy musiałam wracać do mieszkania sama. Brakowało mi jego ciągłego paplania.
Pomachałam do szefa na dowiedzenia i zabierając plecak, wyszłam tylnym wyjściem.
Wciąż nie działała jedyna w pobliżu latarnia. Wkurzało mnie to, ponieważ zgłaszałam tę usterkę już kilka razy. Wzięłam głęboki wdech i po prostu weszłam w ciemność. To tylko kilka metrów.
Nie bałam się napadu, nie bałam się, że ktoś mnie zaatakuje. Bałam się raczej ciemności samej w sobie. Jej głębi, tego, jak pochłania wszystko. Była czymś nieznanym.
Nagle bez żadnego ostrzeżenia, ktoś złapał mnie za dłoń. Z moich ust wyrwał się cichy pisk, ale zaraz ciepła dłoń zakryła mi usta.
-Ciiicho. - Mruknął ktoś przy moim uchu, a ja zadrżałam na całym ciele. To niemożliwe. To musiał być sen. Znałam ten głos. Znałam go. - Nie będziesz krzyczeć, jeśli cię puszczę?
Pokiwałam głową czując zawroty. Miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę.
Puścił mnie, więc obróciłam się w jego stronę. Już chciałam zapytać go o imię, aby upewnić się, że nie wariuję ponieważ, jak na złość nie mogłam zobaczyć nic w tej cholernej ciemności, kiedy ktoś zaczął biec chodnikiem.
Chłopak zaklął pod nosem i znów przyciągnął mnie do siebie. Chyba ukrywał się przed tymi ludźmi.
Wylądowałam w szerokich, dobrze mi znanych ramionach. Byłam pewna, że są identyczne. Silne i cieple.
Zaciągnęłam się jego zapachem i dosłownie stanęły mi w oczach łzy, a przez głowę przebiegły obrazy chyba wszystkich naszych pocałunków.
Chwilę później, kiedy wciąż tak mnie do siebie tulił, poleciała mi z oka łza. Jedna, na więcej sobie nie pozwoliłam. Przecież starałam się dotrzymać obietnicy.
Nagle, chłopak odsunął mnie od siebie. Poczułam, jak moje ciało zalewa paląca tęsknota za jego ciepłym dotykiem.
Owszem, było ciemno i nie widziałam twarzy mojego towarzysza, ale nie musiałam jej widzieć. Ten głos, dotyk i zapach zapadły w moją pamiętać już na zawsze. Tkwiły gdzieś we mnie. Alex pozostwił po sobie piętno na mojej duszy. Już zawsze miałam mieć go w sercu.
-Dzięki. - Mruknął. - Gdzie mieszkasz? Odprowadzić cię?
W moim ciele panował totalny huragan. Miałam wrażenie, że rozsadzi mnie od środka.
Szok mieszał się z radością. Strach z pragnieniem.
Nie mogłam uwierzyć, że tu jest. Jednocześnie cieszyłam się z tego, jak szalona. Bałam się jednak czy tutaj również mnie pokocha. I ponad wszystko pragnęłam znów poczuć na sobie jego pocałunki. Znów czuć się bezpieczną, a to możliwe było tylko w jego ramionach. Wiedziałam, że nikt nigdy mi go nie zastąpi. Nawet, jeśli pojawiałby się wciąż tylko w moich snach. Rozkochał mnie w sobie na dobre.
Przełknęłam ślinę.
-Alex! - Imię chłopaka wydobyło się szeptem z moich ust.
-Skąd znasz moje imię? - Zapytał i łapiąc mnie za dłoń, pociągnął w stronę chodnika, gdzie było światło.
Przez moje ciało przebiegł dreszcz. Jak to skąd znam jego imię? Nie rozpoznał mojego głosu?
Chwilę później stanęliśmy w świetle latarni, a ja po raz drugi przeżyłam szok.
Był taki sam, jak w moich snach. Stał dokładnie na wprost mnie w realnym świecie. Żywy. Miał na policzku ten sam uroczy pieprzyk, który tak usilnie próbowałam zapamiętać. Jego ramiona wyglądały na silne, a oczy, które tak bardzo kochałam posyłały mi pytające spojrzenie.
-Alex. - Powtórzyłam nie mogąc się powstrzymać, ale on zmarszczył tylko brwi.
-Znamy się?
Mój świat na moment się zatrzymał. I chcąc, nie chcąc poczułam, jak opada mi szczęka.
Dosłownie. Otworzyłam szeroko usta i gapiłam się na niego, jakby urwał się z choinki. Zresztą. Może się z niej urwał? Przecież był wyśniony, prawda?
-Ja-jak to? - Zająknęłam się. - To ja, Gabi.
Pokręcił głową.
-Przepraszam, ale nie kojarzę. - Wydawał się tym faktem zawstydzony. - Na stołówce było tyle osób...
-Na stołówce? - Chyba coś przestawiło mi się w mózgu, bo zupełnie nie rozumiałam, o czym on do mnie mówi.
-W szkole. - Podsunął. - Kiedy mnie przedstawiono.
Stołówka.
Cholerna stołówka.
Cholerny Jared. To przez niego nie byłam na obiedzie.
Wciąż się na niego gapiłam. Zachowywał się tak, jakby naprawdę mnie nie znał.
I chyba odrobinę go tym zawstydziłam, bo podrapał się po głowie i wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Miło mi.
Uścisnęłam ją, ale nic nie powiedziałam. Nie mogłam.
W moim mózgu wciąż i wciąż rozbrzmiewały jego słowa.
Przepraszam, ale nie kojarzę.
Miałam wrażenie, że to cholerny żart. Kręciło mi się w głowie.
Odsunął się.
-To do zobaczenia w szkole?
-Chyba tak. - Mruknęłam sama do końca nie wiedząc, co się dzieję. I czy rzeczywiście właśnie to odpowiedziałam? Czy w ogóle się odezwałam? Miałam w głowie totalny mętlik. Wciąż jeszcze chyba nie dotarło do mnie, że on naprawdę mnie nie pamiętał. A może sobie ze mnie żartował?
-A tak przy okazji. - Rzucił przez ramię, odchodząc. - Przyjemnie pachniesz.
Momentalnie poczułam ciepło rozlewające się w moim brzuchu. Mój Alex często mówił, że przyjemnie pachnę.
-Dzięki. - Odpowiedziałam, ale jego już nie było.
***
Wpadłam do domu kompletnie rozdarta. Nie wiedziałam już sama czy to jawa, czy sen. Całą drogę powrotną szczypałam się w ręce tak mocno, że miałam czerwone ślady, ale nie mogłam się obudzić. Chciałam, żeby to był sen. Chciałam! Jeśli tam by mnie nie pamiętał, jeśli nie pamiętałby mnie w śnie, mogłabym wszystko naprawić, jeśli tu... To koniec. Byłam pewna, że w realnym świecie sobie nie poradzę. W dodatku wciąż miałam nadzieję, że sobie ze mnie żartuje. Przecież nie mógł mnie od tak nie pamiętać, prawda? Na Boga! Widywaliśmy się w snach każdego dnia! Każdego! Jak mógł... Zalała mnie fala rozpaczy. Boże, jak mógł mnie nie pamiętać!?
Byłam pewna, że matka śpi w salonie, ale nawet do niej nie zajrzałam. Pomaszerowałam prosto do mojego pokoju. Złapałam za telefon i wykręciłam numer do Megan. Już ona będzie wiedziała, co się do cholery dzieję. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Widziecie? Znów ta cholerna nadzieja!
________
Czekam na Waszą reakcję! 💕

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz