K3, rozdział 35

3.7K 317 66
                                    

Leżałam przytulona do jego boku. Nasze nogi splatały się ze sobą, a dłonie chłopaka wciąż głaskały moje plecy. Za oknem słychać było przejeżdżające samochody, ale poza tym panował całkowity spokój.
-Dlczego się do mnie nie odzywałeś? - Zapytałam, całując go w ramię.
-Byłem wkurzony, że mi nie wierzysz.
-To dziecinne, wiesz?
-Wiem, ale przyrzekłem sobie, że zrobię wszystko, aby sobie ciebie przypomnieć i dopiero wtedy wrócę. Miałem cię za kłamczuche.
-Poważnie?
-Poważnie. - Przyznał. - Czułem, że coś jest na rzeczy między nami i wkurzałem się, że nie chcesz powiedzieć mi prawdy.
Spojrzałam na niego.
-A uwierzył byś mi?
-Pewnie nie, wciąż nie rozumiem, jakim cudem byłaś moją dziewczyną w snach!
-Meg stawiała na kosmitów.
Zaśmiał się.
-Ej. - Uderzyłam go w ramię. - Nie śmiej się, bo powoli zaczynam wierzyć w jej torie.
-Przykro mi. - Pocałował mnie w czoło. - Kosmici nie istnieją.
Uśmiechnęłam się.
-W takim razie nie mam pojęcia, jak to wszystko się stało.
Odgarnął mi z twarzy włosy.
-Pieprzyć to. - Zawołał. - Liczy się tylko tu i teraz.
Miał rację. Życie mogło pędzić gdzieś za nami, ale to było najmniej ważne. Liczyliśmy się tylko my.
***
Po południu, kiedy Alex niestety musiał udać się do domu na rozmowę z kuratorem zajrzała do mnie Meg, a zaraz za nią Jacob. Oboje sprawiali, że czułam się kochana i potrzebna, a ja byłam im wdzięczna, że nigdy mnie nie zostawili. Trwali przy mnie pomimo licznych małych i dużych dramatów. Wypełniali mój niegdyś ponury i szary świat kolorami. I myślę, że to właśnie dzięki nim przetrwałam. Warto mieć w swoim życiu kogoś takiego.
Ten dzień miał w sobie wiele niespodzianek. Chwilę po szóstej mama zapukała do pokoju uśmiechając się szeroko.
-Twój ojciec czeka przed drzwiami.
Spojrzałam na nią, zaciskając mocniej wargi.
-Kazałam mu spadać, ale wciąż tam stoi. - Dodała.
-Poważnie? - Zdziwiłam się.
Pokiwała głową.
-Chyba już dość przez niego wycierpiałyśmy. - Rzuciła. - Niech wraca do swojej rodziny.
-Chętnie mu to powiem. - Złapałam za kule i podnosząc się do góry z ich wsparciem, ruszyłam na przedpokój.
-Powodzenia. - Powiedziała i wychodząc za mną z pokoju, udała się do łazienki.
Zanim doszłam do drzwi usłyszałam, jak puszcza wodę.
Zastanawiałam się, kiedy w końcu pozna mnie ze swoim facetem. Nie chciałam jej pospieszać. Po prostu byłam ciekawa.
Stając przy drzwiach oparłam kulę o ścianę i położyłam dłoń na klamce chcąc otworzyć, ale nie zrobiłam tego. Wręcz przeciwnie. Zamarłam bojąc się nawet oddychać.
Na zewnątrz stał Jared i rozmawiał z moim tatą.
Cholera jasna.
Przyłożyłam do drzwi ucho.
Miałam wrażenie, że moje serce zaraz wyjdzie z klatki piersiowej i mając mnie dość, uda się na długi spacer. Wcale mu się nie dziwiłam. Ostatnio ciągle coś przyprawiało je o szybsze bicie.
-Nie powinno tu Pana być. - Stwierdził chłopak. - Wybrał Pan kochankę. Nie ma tutaj czego szukać.
-To moja córka! - Zawołał oburzony mężczyzna.
-Tak. - Przytaknął. - Była nią też tydzień wcześniej, miesiąc, rok, dwa lata temu i gdzie wtedy Pan był?
-Nie mogłem być blisko.
-Coś mi mówi, że teraz już nie ma potrzeby tu być.
-Uważam inaczej.
Chłopak westchnął.
-Powiem inaczej. - W jego głosie dało wyczuć się nutkę złości. - Gdyby Pana tu chciała wyszłaby. Przyszłaby i poprosiła o pomoc tak, jak robiła to, kiedy nie mogła obudzić pijanej matki.
Zamknęłam oczy.
Chciało mi się płakać, ale słuchałam dalej.
-Nie miał Pan wtedy dla niej czasu, a teraz już nie da się go odzyskać. Popełniamy błędy i musimy z nimi żyć.
-Więc co mam robić? - Głos ojca wyraźnie wskazywał na zmieszanie.
-Wrócić do domu i czekać. Jeśli zechce zadzwoni sama.
Zapadła cisza.
Trwała sekundy, ale kiedy wreszcie usłyszałam kroki, a chwilę później odpalony samochód - odważyłam się otworzyć oczy i zerknąć przez wizjer.
Na schodach został tylko Jared.
Gapił się tępo przed siebie z usniesioną do góry ręką.
Coś ścisnęło moje serce.
Działając pod wpływem chwili złapałam za klamkę uchylając drzwi. Nasze oczy spotkały się ze sobą, a przez moje ciało przebiegł dreszcz.
Nie był to jednak taki sam dreszcz, jak wcześniej. Ja po prostu rozpaczliwie pragnęłam znów mieć w nim przyjaciela.
-Przepraszam. - Wyrwało się z jego ust i to wystarczyło.
Wpadłam w jego ramiona cicho szlochając.
-Nie płacz. - Poprosił. - Bo ja też zacznę.
Zachichotałam, ale łzy wciąż leciały po moich policzkach.
-Ty nigdy nie płaczesz.
-Poważnie? - Uniósł brwi. - A pamiętasz, jak mieliśmy po sześć, siedem lat i wystraszyłem się pękającego balona?
Zmarszczyłam czoło, odsuwając się w bok.
-To było na urodzinach Megan?
Pokiwał głową.
-Płakałem tak długo, że mama w końcu wygoniła gości.
-No dobra. - Przyznałam. - Jednak potrafisz płakać.
Uśmiechnął się, ale zaraz znów spoważniał.
-Naprawdę przepraszam.
Pokiwałam głową.
-Wiem.
Po drugiej stronie ulicy trzasnęły drzwi. Zerknęłam na dom mojej byłej przyjaciółki i po raz pierwszy nie czułam bólu. Tęskniłam za nią, ale w końcu zrozumiałam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Może jej wyjazd miał być szansą dla nas wszystkich?
W naszą stronę szedł Alex.
Jared oblizał wyschnięte wargi.
-Więc znów możemy się przyjaźnić?
Spojrzałam w jego stronę.
-Liczyłam na to.
Wycofał się, ponieważ mój chłopak stanął obok.
-Cześć. - Przywitał się z zielonookim, po czym pocałował mnie w czoło. - Gdzie masz drugą kulę?
Przewróciłam oczami.
Nie dało się przed nim nic ukryć.
-Stoi oparta o ścianę.
Spojrzałam na Jareda.
-Dobrze razem wyglądacie. - Przyznał, by chwilę później rzucić ostrzegawcze spojrzenie Alexowi. - Dbaj o nią.
Ciemnooki pogłaskał mnie po ramieniu.
-Taki mam zamiar. - Odpowiedział i pochylając się do moich nóg podniósł mnie do góry. Pisnęłam łapiąc go za szyję.
-Co ty wyprawiasz?!
-Zabieram cię stąd.
-Ale jestem w piżamie!
Jared ruszył do samochodu głośno się śmiejąc.
-Zdrajca! - Zawołałam za nim.
-Sama sobie wybrałaś takiego chłopaka! - Odkrzyknął.
Spojrzeliśmy na siebie z Alex'em myślac o tym samym.
Właściwie to wcale nie mieliśmy wyboru. To życie pchnęło nas w swoją stronę, ale nie żałowałam.
-Dokąd jedziemy? - Zapytałam, kiedy wreszcie usadził mnie w samochodzie.
-Zobaczysz. - Jego uśmiech był zaraźliwy. - Natchnął mnie jeden z twoich szkiców.
-Moich szkiców? - Zapięłam pasy patrząc, jak odpala silnik.
-Tak. - Pokiwał głową. - Swoją drogą to ciekawe, że tak często mnie szkicujesz. Może kiedyś bym zapozował?
Zrobiło mi się ciepło.
-Skąd o tym wiesz!?
Spojrzał na mnie.
-Gabrielo, opiekowałem się tobą tygodnie. Myślisz, że nie wiem co trzymasz w szafie, albo jaki masz rozmiar stanika?
Spłonęłam rumieńcem.
Miał rację, przecież każdego dnia kompletował dla mnie nowe ubranie, a mama wcale nie ukryła głęboko moich rysunków. Kiedyś musiał je znaleźć.
Przygryzłam wargę.
-Zaczynam mieć wyrzuty sumienia. - Pożaliłam się. - Ja nie mam pojęcia co masz w szafie.
-Za proszę cię i sama zobaczysz, ale nie teraz.
Zerknęłam na ulice.
-Powiesz mi gdzie jedziemy?
-Lepiej. - Rzucił. - Pokaże ci.
___________________
Nie było mnie trochę, bo pomagałam przy weselu, a potem się na nim bawiłam, i chociaż "Chłopiec ze snów" dobiega końca, mam też dobra wiadomość. Nowa książka już się tworzy i to nawet nie jedna! 💕

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz