K2, rozdział 13

3.1K 291 63
                                    

Kochani próbowałam kilka razy odpisać Wam na komcie pod poprzednim rozdziałem, ale Wattpad strajkuje i nie chce nic dodać, więc odpiszę, kiedy przestanie się buntować!
Miłego czytania! ;*

Nic. Zero. Koniec.
Leżałam w łóżku czując totalną pustkę. Ta noc zabiła we mnie resztki nadziei. Nie było go i już zawsze miałam być sama.
Na dole trzasnęły drzwi.
Mama wyszła do pracy.
Powinnam wstać i iść do szkoły. Powinnam wstać i sprawdzić czy idzie trzeźwa. Powinnam...
Przekręciłam się w bok.
Dlaczego to tak bolało? Przecież nie był nawet rzeczywisty.
Bałam się każdego dnia, że zniknie i powoli, kiedy zaczynałam już wierzyć w jego bycie ze mną na dłużej on po prostu przestał mi się śnić.
Beznadzieja.
Usłyszałam ciche mruczenie na parapecie.
No dobra.
Usiadłam ostrożnie, bojąc się, że ból, który czułam w klatce piersiowej mnie zabije.
Nic jednak takiego się nie stało.
Wciąż żyłam. Żyłam i cholernie cierpiałam.
Kot zaczął drapać w parapet, więc podwinęłam roletę i otwierając okno - wpuściłam go do środka. Niemal od razu zaczął się o mnie ocierać, domagając pieszczot.
-Cześć wędrowniku. - Pogłaskałam zwierzątko po grzbiecie. - Gdzie byłaś ostatnie dni, co?
Odpowiedziało mi głośne mruczenie.
-Głodna jesteś, prawda? - Wzięłam ją na ręce. - Chodź, nakarmimy cię.
Zamknęłam okno i z kotem na rękach, ruszyłam do kuchni.
Czułam się do dupy. Każdy mój ruch był powolny i wymuszony. Wszystko wydawało się takie bez znaczenia. Wiedziałam, że muszę ubrać się, zjeść, ale robiłam to wszystko, jak robot. Automatycznie. Myślami byłam gdzieś indziej.
Puściłam kotkę na podłogę i wsypałam jej odrobinę karmy. Rzuciła się do miski.
-Powinnaś częściej wracać do domu. - Upomniałam ją, a kiedy nie zareagowała, wróciłam do pokoju, żeby się ubrać.
***
Meg była punktualnie. Nawet wysiadła z samochodu.
Zamknęłam drzwi na klucz.
-I jak? - Zapytała z napięciem w głosie.
Spojrzałam na nią. Tyle wystarczyło.
-Gabi. - Jęknęła, przytulając mnie. - Tak mi przykro. Może...
Pokręciłam głową.
-Proszę, nie. - Rzuciłam. - Nie karm mnie złudną nadzieją, bo nie przeżyję kolejnego rozczarowania. Nie ma go. Zniknął.
Westchnęła, ale nie dodała nic więcej. Ruszyłyśmy w stronę samochodu.
Wsiadając zauważyłam, że Jared i Vincent przyglądają nam się uważniej.
-Czemu się tak tuliłyście? - Zapytał ten drugi.
-Babskie sprawy. - Warknęła Meg. - Nie interesuj się.
-Ciebie nie pytam. - Odgryzł się, przenosząc wzrok na mnie.
-Potwierdzam. - Mruknęłam.
-Nie wyglądasz najlepiej. - Powiedział Jared śmiertelnie poważnym tonem.
Spróbowałam się uśmiechnąć.
-Nie czuję się najlepiej.
-Może powinnaś zostać w domu? - Zaproponował Vin'c.
Pokręciłam głową.
-No dobra. - Brat mojej przyjaciółki odpalił silnik. - Jak chcesz.
Megan uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, ale nie miałam siły tego odwzajemnić. Odwróciłam głowę w stronę okna, starając się nie rozpłakać.
Jaki miało teraz sens moje życie? Teraz, kiedy jedyna namiastka szczęścia odchodziła w zapomnienie?
***
Czas w szkole leciał szybko. Byłam tak przybita, że nawet kąśliwe uwagi Kelly nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia. Nie zjadłam obiadu. I chyba nawet, gdyby świat zalała plaga kosmitów, ze statkiem wiszącym nad ziemią, jak w filmie "Piąta Fala" - to nie zrobiłoby, to na mnie najmniejszego wrażenia. Byłam pusta w środku. Martwa. I nawet mnie to cieszyło. Bałam się, że jakiekolwiek uczucia mogły by mnie zabić. Bezpieczniej było nie czuć nic.
Przyszedł weekend.
Spędziłam go w całości w towarzystwie Megan i Jacoba. Od piątkowego wieczoru, aż do niedzielnego południa. Przynajmniej nie miałam czasu na płakanie.
To stało się po wyjściu mojego przyjaciela. Meg kończyła jeszcze zadanie domowe z fizyki, a ja pakowałam się do szkoły. Przypomniałam sobie właśnie, jak Alex uczył mnie w śnie jednego wzoru, ale za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć wyglądu jego twarzy. To znaczy pamiętałam, jak wyglądał, ale za chiny nie wiedziałam, po której stronie jego policzka znajdował się uroczy pieprzyk.
Zerwałam się na równe nogi.
-Nie pamiętam! - Powiedziałam na głos.
Dziewczyna podniosła do góry głowę.
-Czego?
-Pieprzyka. - Wyjaśniłam, rzucając się do szafki w poszukiwaniu szkicownika.
-Co? - Słyszałam, że wstaje, ale nie zwracałam na nią uwagi. Wyrzucałam wszystko z półek.
-Gabi. - Zielonooka położyła mi dłoń na ramieniu. - Spokojnie.
-Nie pamiętam Meg! - Do oczu napłynęły mi łzy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że zachowuję się, jak wariatka, ale nic nie mogłam na to poradzić. - Jak mogłam zapomnieć?
-Przypomnisz sobie. - Głaskała mnie po plecach.
Serce biło mi, jak szalone.
W końcu znalazłam. Zielony zeszyt w kolorowe krówki.
Otworzyłam go bez wahania i widząc naszkicowaną twarz chłopaka poczułam ulgę.
-Prawy policzek. - Wyszeptałam szczęśliwa. - Prawy.
Meg zerknęła mi przez ramię.
Spojrzałam na nią.
-Co jeśli go zapomnę? - W moim głosie dało wyczuć się przerażenie i rozpacz.
Popatrzyła na mnie zbolałym wzrokiem.
-Nie zapomnisz. - Zapewniła, sięgając na biurko. Następnie podała mi ołówek. - Rysuj go. To utrwali ci w pamięci jego obraz.
Zamrugałam.
-Dziękuję. - Przyjęłam ołówek i siadając z powrotem na krześle, zabrałam się za szkicowanie. Zostało mi tylko to.
-Wrócę jutro. - Obiecała dziewczyna i cicho, wymknęła się z pokoju.
Resztę wieczoru przesiedziałam nad zeszytem. Kiedy zasypiałam z twarzą w kartce po pokoju, walały się dziesiątki rysunków z podobizną Alexa.
Nie wiem ile spałam, ale w środku nocy obudziło mnie szerpanie. Początkowo myślałam, że może wpadłam w sen i w końcu pojawił się Alex, ale potem otworzyłam oczy i zaraz musiałam znów je zamknąć. Mocne światło raziło, jak cholera.
-Gabi. - Mama szturchnęła mnie ponownie. - Będzie cię wszystko rano bolało, kładź się do łóżka.
-Co? - Mruknęłam.
-Nie wygłupiaj się.
Spróbowałam znów otworzyć oczy.
-Która jest godzina?
-Pierwsza.
Wyprostowałam się.
Faktycznie, zaczynały boleć mnie plecy.
-Musiałam zasnąć przy... - Wskazałam na biurko i dopiero wtedy zorientowałam się na co patrzę. Spróbowałam zasłonić kartki, ale było za późno.
-Chyba ci się podoba ten chłopiec. - Rzuciła, uśmiechając się.
Zmarszczyłam brwi.
-Przecież jeszcze kilka dni temu nienawidziłaś mężczyzn.
Westchnęła.
-Kochanie nie opowiadaj głupot. - Pogłaskała mnie po głowie. - I kładź się spać.
Wychodząc z pokoju, zgasiła światło.
Wstałam z krzesełka i zmęczona, powlokłam się do łóżka. Na poduszce leżała zwinięta w kłębek kotka. Widząc ją, poczułam się odrobinę mniej samotna.
-Dobranoc Alexie. - Szepnęłam, przykrywając się kołdrą. - Gdziekolwiek jesteś.
Zamknęłam oczy i starym zwyczajem zabrałam się za liczenie owiec.
Z czasem jednak się poddałam. Po prostu zaczęłam wyobrazić sobie Alexa. Przypominać nasze wspólne chwile. Każdy jego dotyk, pocałunek. Obietnice.
Bo przecież obiecał mi, że przy mnie będzie.
Przekręciłam się na drugi bok.
Cierpiałam. Bolał mnie brak Alexa. Chciałam go znów zobaczyć. Chciałam, żeby mnie przytulił. Postanowiłam być jednak silna. Po odejściu ojca obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę płakała przez żadnego faceta. Złamałam tę obietnicę, ale teraz zamierzałam jej się trzymać. Choćby nie wiem kto, to był. Rzeczywisty czy też wyśniony, więcej nie uronię za żadnym z nich nawet jednej łzy.
Zasnęłam odrobinę spokojniejsza. Nie byłam pewna czy dotrzymam postanowienia, ale miałam jakiś cel, a to już było coś!
_________
Biedna Gabi, jakby mało miała na głowie ;< Czyżby to był koniec Alexa? Liczycie, że jeszcze jej się przyśni? Rozdział nie sprawdzony, więc przepraszam za błędy ;*. Dobranoc!

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz