K1, rozdział 6

3.6K 291 39
                                    

Reszta drogi przebiegła bez większych rewelacji. Na imprezę też dostaliśmy się bez problemu, i chociaż Jared trzymał w samochodzie moją dłoń, zaraz po tym, jak wysiadł zmył się do swoich panienek.
Byłam wściekła.
Nie dlatego, że chciałam czegoś więcej, tylko dlatego, że obaj z Vinc'em, kiedy nikt nie patrzy robili mi jakieś aluzję, a potem znikali i udawali przy innych, że nie istnieję.
Nie chciałam, żeby tak na mnie patrzyli, jak dziś. Nie miałam zamiaru być ich zabawką.
Miałam na tyle godności, żeby się nie dać im podejść. Jeśli wstydzili się mnie przy znajomych, niech dadzą mi spokój. Nie będę spotykała się z żadnym z nich po kryjomu. Miałam Alexa, i chociaż żył tylko w moich snach, postanowiłam być tylko z nim.
-Twój brat to świnia. - Oświadczyłam przyjaciółce, kiedy Jacob ruszył na poszukiwanie czegoś do picia.
Dookoła nas kręcili się goście. I szczerze mówiąc chyba przyszli wszyscy, których zaprosił Aaron.
-Znów próbował cię pocałować? - Zapytała szeptem, unosząc brwi.
-Nie mam pojęcia, co to było, ale całą drogę tutaj trzymał mnie za rękę.
-Mówiłam ci, że leci na ciebie tak samo, jak Vin'c.
-Nie wygłupiaj się. - Warknęłam. - Następnym razem go uderzę.
Zaśmiała się.
-Chętnie ci pomogę.
-Pomogę w czym? - Zapytał Jacob, podając nam dwie puszki coli.
-Pobić mojego brata.
-Jeśli Vincenta też, to nawet ja mogę pomóc.
-Dzięki. - Rzuciłam, otwierając napój. - Dobrze widzieć, że mogę na was liczyć.
-Szkoda, że nie ma z nami Alexa. - Dodała Meg, a mój przyjaciel się uśmiechnął.
-Kiedy w końcu go poznam?
Przygryzłam wargę.
No, cóż chłopak wiedział, że mam kogoś, ale żadna z nas nie uświadomiła go na jakiej działało to zasadzie.
-Może na następnej imprezie. - Odpowiedziała za mnie zielonooka.
Pokiwałam głową.
-Tak, może go wezmę. - Skłamałam.
Prawda była taka, że nigdy go nie poznają, chociaż od pewnego czasu Alex upierał się, że znajdzie sposób, by ze mną być w realnym świecie.
-No dobra. - Chłopak odstawił pustą puszkę. - Skoro tu już jestem to rozejrzę się za jakimiś fajnymi laskami.
Meg uderzyła go w ramię.
-Myślałam, że już je masz!
Zaśmiałam się, a on zmrużył rozbawiony oczy.
-Jeśli chcesz zaspokoić moje męskie potrzeby.
Dziewczyna osłupiała, ale zaraz kogoś dojrzała i zerwała się z krzesła.
-Wolałabym zaspokoić kogoś innego.
Obejrzałam się w bok.
Aaron stał oparty o poręcz schodów.
Jęknęłam.
-Meg miałyśmy trzymać się razem!
-Zaraz wrócę. - Uśmiechnęła się i poprawiając włosy, ruszyła w jego stronę, zanim jednak się oddaliła, Jacob złapał ją za nadgarstek, po czym spojrzał najpierw na nią, a później na mnie, poważniejąc.
-Nie róbcie niczego, czego ja bym nie zrobił. - Ostrzegł.
Pokiwałyśmy zgodnie głowami.
Wiedziałyśmy, że nie żartuje.
Chwilę później puścił Meg i tyle ją widziałam.
-Dasz sobie radę?
Wzruszyłam ramionami.
-Nie mam zamiaru się stąd ruszać.
Uśmiechnął się, ale to nie był wesoły uśmiech. Było mu mnie szkoda. Wiedział, że się martwię. Jeśli mama odkryje pusty pokój...
-Będzie dobrze. - Obiecał i również pognał w stronę tańczącego tłumu.
Dopiłam colę i przyglądając się bawiącym ludziom czekał, aż moim przyjaciele się wyszaleją.
Czas płynął, a Meg nie wracała. Jacob też gdzieś zniknął. Raz czy dwa razy mignął mi Jared, ale zajęty jakimiś dziewczynami nie zwrócił na mnie nawet uwagi. Dziękowałam za to Bogu!
Przecież miałyśmy się nie rozdzielać. Wściekłby się, jak nic.
Zerknęłam na zegarek chyba setny raz. Moja przyjaciółka chyba nie rozumiała co znaczy "zaraz wrócę".
Poddałam się.
Chciałam najpierw odszukać Jacoba, a potem moglibyśmy razem znaleźć Megan, ale kiedy zauważyłam go tańczącego z jakąś blondynką odpuściłam.
Ruszyłam w przeciwnym kierunku.
Goście Aarona byli już mocno wstawieni. Alkohol znikał w zastraszającym tempie.
Dom chłopaka był ogromny, więc miałam trochę do przejścia.
Przepychając się między tańczącymi ludźmi dotarłam do salonu, ale nie znalazłam tu Meg. Załapałam się też na darmową rozrywkę. Dwie upite dziewczyny tańczące na stole bilardowym. Chłopcy dookoła rzucali im kasę, a one cieszyły się, jak głupie. Musiałam jednak przyznać, że obie dobrze wiedziały, co robić. Miały do tego talent.
Zawróciłam.
W salonie numer dwa natknęłam się na robiącą striptiz szatynkę. Jej przyjaciółka błagała, żeby się ubrała, ale dziewczyna ku radości zebranych, ani myślała jej posłuchać.
Wycofałam się.
Byłam tu dopiero godzinę, a miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi od dudniącej z głośników muzyki głowa.
Zajrzałam do kuchni, a potem do trzeciego z parterowych pokoi, ale Meg, jakby zapadła się pod ziemię.
Wróciłam do głównego holu, chcąc zrobić jeszcze jedną rundkę po parterze. Było tyle osób, że mogłam w każdej chwili się z nią minąć.
Przepychałam się właśnie między tańczącymi nastolatkami, kiedy ktoś pchnął mnie mocno do przodu.
Wkurzona obróciłam się w stronę winnej osoby i poczułam, że wzbiera we mnie złość.
-Uważaj, jak chodzisz wariatko. - Warknęła dziewczyna.
Dobrze ją znałam.
Kelly chodziła do klasy z Jaredem i ciągle uprzykrzała mi życie.
-Odwal się.
Podeszła bliżej.
-To ty się odwal.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Powinnaś się leczyć. - Krzyknęłam, przekrzykując muzykę. - To ty ciągle mnie zaczepiasz!
Wściekła zmrużyła oczy.
-Nie udawaj głupiej!
Wciąż nie rozumiałam o co jej chodzi.
-Nie mam na ciebie czasu. - Warknęłam, ale ona podeszła jeszcze bliżej.
-Widzę, jak kręcisz się obok Jareda. - Słysząc jad w jej słowach, doszłam do wniosku, że musi mnie naprawdę bardzo nienawidzić. - Zostaw go w spokoju, jasne?
Szczerze mówiąc zaszokowała mnie. Ja do Jareda? Zwariowała. Przecież my tylko jeździliśmy razem do szkoły. I to we czwórkę.
Odsunęłam się od niej.
-Powinnaś się leczy. - Powtórzyłam i zanim powiedziała coś jeszcze, skręciłam w drugie pomieszczenie.
Pech jednak wciąż się mnie trzymał, bo zamiast na Megan, trafiłam prosto na jej brata.
Jego spojrzenie prześlizgnęło się po moim ciele. Przełknęłam ślinę odrobinę skrępowana.
Zaraz jednak zamrugałam i chociaż usiłowałam go ominąć, on miał inne plany.
-Gdzie moja siostra? - Jego dłonie dotknęły moich ramion, zatrzymując mnie w miejscu.
-Właśnie jej szukam. - Powiedziałam niewinnym głosem, przekrzykując muzykę.
W jego oczach zamigotała złość.
-Miałyście się nie rozdzielać!
-Wiem, ale... - Uwolniłam się z jego dotyku i przemykając pod jego ramieniem, stanęłam po drugiej stronie. Obrócił się za mną. Miałam już skłamać, że moja przyjaciółka poszła do toalety, ale wtedy ktoś za nim przykuł moją uwagę. - Idzie twoja dziewczyna. Lepiej wyjaśnij jej, że do ciebie nie zarywam.
Uniósł brwi, oglądając się za siebie, a kiedy Kelly do niego pomachała, znów na mnie spojrzał mocno rozbawiony.
-To nie jest moja dziewczyna.
-Super. - Uniosłam kciuki w górę. - Więc może to też jej wyjaśnij! - Obróciłam się na pięcie. - Na razie!
Chłopak nie odpuszczał. Złapał mnie za nadgarstek.
-A jeśli chciałbym mieć dziewczynę?
Zdezorientowana zerknęłam na niego przez ramię.
-To sobie ją znajdź. - Rzuciłam, a on wyraźnie chciał coś dodać, ale dopadła go Kelly, więc z łatwością się wyrwałam i wmieszałam w tłum, zanim ruszył za mną.
Obeszłam parter domu dwa razy i nic. Moja przyjaciółka przepadła.
Wzięłam głęboki wdech, stając przy schodach prowadzących na górne piętra. Słyszałam do czego służą na imprezach i nie miałam najmniejszej ochoty tam wchodzić, ale czy miałam wyjście? Wiedziałam, że Meg nie jest głupia, ale skoro nie było jej na dole...
Na dobra.
Zacisnęłam dłonie w pięści i wspięłam się po szerokich stopniach.
No dobra.
Musiałam zrobić to szybko.
Zapukałam cicho do pierwszych drzwi i uchylając je odrobinę, od razu je zamknęłam zniesmaczona widokiem, kochającej się na dywanie parki.
Właśnie tego się obawiałam.
Obie z Meg słyszałyśmy na stołówce plotki, o górnym piętrze na imprezach Aarona, ale myślałyśmy, że odrobinę przesadzali.
Cóż, myliłyśmy się.
Parter naprawdę należał do osób tańczących i pijących, a górne piętro do osób szukających głębszych wrażeń.
Otworzyłam kolejne drzwi.
Ruda dziewczyna uniosła głowę z nad krocza, leżącego chłopaka.
-Spierdalaj! - Warknęła na mój widok i nie musiała dwa razy powtarzać.
Już miałam zapukać w kolejne drzwi, szykując się na kolejny widok rodem z Kamasutry, kiedy ktoś wyszedł ze środka.
Podniosłam głowę i nasze zdziwione oczy zetknęły się ze sobą na dłuższą chwilę, a potem w oczach chłopaka pojawiła się złość.
-Co tu robisz!? - Rzucił wściekły.
-Szu... - Urwałam, bo złapał mnie pod ramię i niemal siłą, pociągnął w stronę schodów.
-Hej! - Pisnęłam. - Vin'c co ty wyprawiasz!? Puść mnie!
Szarpnął mnie mocniej.
-Chcesz sobie zepsuć już całkiem reputację? - Wydarł się.
Zdziwiona, pozwoliłam mu zaciągnąć się po schodach w dół.
-Co? Przecież, ja tylko...
-Wiesz, jak się mówi o dziewczynach, które tu wchodzą?
-Ale ja...
-Ty co!? - Zawołał, znów mi przerywając.
Przygryzłam wargę.
-Szukam Megan.
Uniósł brwi.
-Meg jest na górze?!
-Nie wiem. - Przyznałam. - Ale obszukałam cały dół, dwa razy i jej nie ma!
-Kurwa. - Zdenerwował się jeszcze bardziej. - Jared ją zabije, chodź.
Nie miałam ochoty się kłócić. Vincent miał rację. Ruszyłam więc za nim.
-Co chcesz zrobić?
-Oddać cię w dobre ręce. - Rzucił przez ramię. - Na pewno nie będziesz chodziła po górnym piętrze sama.
-A ty co tam robiłeś? - Zapytałam wkurzając się.
-Nie twoja sprawa.
-Ach tak? - Zatrzymałam się. - To co robię też nie jest twoją sprawą!
Odwrócił się w moją stronę.
-Chodź do cholery!
-Nie będziesz mną rządził! - Oświadczyłam.
-To jeszcze się okaże.
-Nie jestem dzieckiem Vin'c, a ty nie jesteś moim ojcem! - Spierałam się, ale on miał to gdzieś. Rozglądał się, szukając kogoś i widocznie go znalazł, bo z wypisaną na twarzy ulgą, machnął dłonią przywołując do nas tego szczęściarza.
-Nie chciałbym być twoim ojcem. - Spojrzał wreszcie na mnie, mówiąc dziwnie zachrypniętym głosem.
A to kurde, co miało znaczyć?
Chwilę później poczułam za sobą ciepło czyjegoś ciała. Osoba, która do nas podeszła stanęła dosłownie milimetry za mną.
Wkurzona odsunęłam się, zerkając przez ramię.
Cholera jasna.
No to teraz się zacznie.
Jared patrzył na przyjaciela pytająco, ale znałam go zbyt dobrze, więc od razu zauważyłam, że jest odrobinę wstawiony.
Vin'c nie czekał nawet chwili.
Pchnął mnie w ramiona chłopak, a ten widocznie zapomniał, że jest wśród ludzi, bo objął mnie od tyłu ramionami, przyciągając jeszcze bliżej tak, jakby to było zupełnie normalne.
Spróbowałam się wyrwać.
-Pilnuj jej. - Rzucił do przyjaciela.
-O co chodzi? - Zielonooki nie dawał za wygraną. Trzymał mnie w uścisku.
-Wpadłem na nią na górnym piętrze.
Poczułam, jak Jared sztywnieje.
-Gdzie jest Meg?
Rzuciłam Vincentowi wkurzone spojrzenie.
Nawet na mnie nie spojrzał.
-To usiłuję ustalić.
W końcu poczułam, jak brat mojej przyjaciółki mnie puszcza.
-Idę z tobą.
-Nie. - Głos chłopaka był pewny. - Załatwię to, jesteś wstawiony. Zabierz ją do samochodu.
-To moja siostra.
-A to jej przyjaciółka. - Wskazał na mnie. - Zajmij się nią, znajdę Meg.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem Jared odpuścił.
Wkurzony złapał mnie pod ramię i pociągnął w stronę wyjścia.
Cholera jasna.
Miałyśmy przesrane.
_________________
No w końcu znalazłam chwilę czasu na pisanie ;). I co sądzicie o naszych chłopakach? Buziaki! ;*

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz