K2, rozdział 20

3.1K 309 60
                                    

Po całym incydencie przed domem Alexa nie mogłam już zasnąć. Leżałam w łóżku i wciąż od nowa nasłuchiwałam. Czekałam, aż wróci i na każdy, nawet najmniejszy dzwięk zrywałam się z łóżka. Podbiegałam do okna i siadałam na parapecie, rozglądając się po pustej ulicy niczym wariatka.
W końcu usiadłam przy oknie na dobre. I tak nie spałam, więc równie dobrze mogłam poczekać tutaj. Jak na złość zrobiłam się senna i nawet nie wiedziałam, w którym momencie zamknęły mi się oczy.
***
Kolejnego dnia poczułam na policzkach ciepłe promienie słońca. Zupełnie inaczej, niż zawsze. Uśmiechnęłam się do siebie, a chwilę później podskoczyłam przestraszona zrywając się na równe nogi.
Ktoś pukał w szybę.
Przyłożyłam dłonie do szybko bijącego serca i spróbowałam się uspokoić.
Ktoś znów zapukał, więc zerknęłam na zewnątrz.
-Chcesz mnie zabić Me... - Zaczęłam pewna, że to moja przyjaciółka postanowiła sobie ze mnie zażartować, ale to wcale nie była Megan.
Chłopiec przede mną do złudzenia przypominał Alexa. Był jednak młodszy. Nie wiele, ale był. Jego twarz wciąż była jeszcze dziecinnie zaokrąglona, ale kiedyś miał wyglądać tak samo przystojnie, jak mój Alex.
Otworzyłam okno.
-Przepraszam. - Rzucił uśmiechając się szeroko. - Nie chciałem cię wystraszyć. Wołałem wcześniej, ale nie słyszałaś.
Poczułam, że czerwienieją mi policzki. Kto normalny śpi na parapecie?
-Coś się stało?
-Właściwe to... - Przygryzł wargę i wyglądając na odrobinę zawstydzonego, wskazał coś palcem.
Wychyliłam się, a moje serce zamarło.
-Pomyślałem, że wolałabyś wciągnąć ją do środka.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Pokiwałam tylko głową i czując, jak w oczach stają mi łzy, zamknęłam okno.
Miałam na sobie tylko krótką koszulę nocną, ale nie miałam czasu się przebrać. Pobiegłam na przedpokój i otwierając drzwi spojrzałam na siedzącą matkę.
-Co ty robisz? - Warknęłam, dostrzegając kątem oka, jak prawdopodobnie brat Alexa podchodzi bliżej.
Kobieta spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem.
-Idę do pracy.
Prychnęłam czując, jak po twarzy spływają mi łzy. Sama już nawet nie wiedziałam dlaczego. Może czułam się upokorzona? A może to ze złości?
-Wstawaj. - Warknęłam i złapałam ją za dłoń, ale była dziś na tyle przytomna, że z zaskakującą siłą szarpnęła się w bok.
-Idę do pracy. - Powtórzyła.
Znów złapałam ją za rękę.
-Nigdzie nie idziesz! - Powiedziałam. - Wracaj do domu, zanim ktoś więcej cię zauważy.
Chłopak podszedł bliżej.
-Pomóc ci?
Pokręciłam głową.
Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby opowiedział potem Alexowi, jak wyciągał ze mną matkę do domu. Już wystarczająco czułam się upokorzona.
-Może...
-Dam sobie radę. - Zapewniłam go, nawet nie mogłam spojrzeć w jego stronę. - Mamo nie rób cyrku, wyleją cię, jeśli za moment nie wejdziesz do środka!
Cholera czy mój głos musiał być taki piskliwy? I czy te głupie łzy nie mogły przestać lecieć?
Kobieta opierała się z całej siły. Owszem, była drobana, ale kiedy zaczynała się ze mną szarpać miała zaskakująco dużo siły.
Zdałam sobie sprawę, że sama jej nie zaciągne do środka.
Może mogłabym zadzwonić po Jareda? Zresztą nie długo powinien tu być. Z drugiej strony nie chciałam czekać i ryzykować, że ktoś ją zobaczy.
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia moja rodzicielka uniosła się do góry. Ktoś podniósł ją, a ona nawet nie zaczęła protestować.
Przerażona zerknęłam w górę i jeśli wcześniej czułam się beznadziejnie, teraz mogłam już tylko umrzeć. Alex trzymał moją matkę na rękach i bez słowa minął mnie, wnosząc ją do środka.
-Powinna się Pani przespać. - Usłyszałam jego głos, wciąż gapiąc się przed siebie. - Jest jeszcze wczesna godzina.
-Naprawdę? - Kobieta wydawała się zaskoczona.
Chłopak przed domem patrzył na mnie ze współczuciem.
-Nikomu nie powiem. - Wyszeptał, ale ja mimo wszystko czułam, jak moje życie rozpada się na drobne kawałki. Nie miałam już nic. Nawet nie starałam się hamować łez.
Nagle poczułam, jak ciepłe ramiona oplatają mnie od tyłu w pasie. Drgnęłam, a moje serce zgubiło rytm.
-Młody, uciekaj stąd. - Jego słowa zabrzmiał niebezpiecznie blisko mojej twarzy. - Zajmę się tym i ani słowa rodzicom, jasne?
Chłopak pokiwał głową i wycofał się, ale zanim odszedł spojrzał jeszcze raz w naszą stronę.
-Mama się o ciebie martwiła.
-Porozmawiam z nią popołudniu. - Ciepły oddech owiał mi policzki, a potem Alex przyciągnął mnie do siebie i bezceremonialnie zamknął drzwi. Bałam się na niego spojrzeć, więc kiedy kładąc mi dłonie na ramionach, obrócił mnie w swoją stronę, spuściłam wzrok. Czemu wciąż płakałam?
-Hej, już dobrze. - Usłyszałam, ale wcale nie było dobrze. - Spójrz na mnie. - Powiedział, ujmując w palce moją brodę, ale nie naciskał. Czekał. I chyba właśnie ta delikatność z jaką mnie dotykał sprawiła, że podniosłam do góry głowę.
Przez myśl przebiegło mi, że nie jestem umalowana i mam na sobie skąpą koszulę, ale zaraz gdzieś to wszystko uleciało. Jego oczy sprawiły, że na moment zapomniałam o tym, gdzie jestem.
-Mówiłaś coś o pracy. - Zaczął, ścierając mi kciukiem z policzka łzy. - Powinniśmy gdzieś zadzwonić?
Pokiwałam głową.
-Gdzie? - Zapytał i łapiąc mnie za dłoń wciągnął w głąb korytarza.
-Muszę coś wykąbinować, żeby jej nie zwolnili. - Przyznałam, piekąc się ze wstydu, ale właściwie to nie mogło być już chyba gorzej. Widział wszystko to, czego miał nie widzieć.
-Dobra. - Podniósł leżący na stoliku telefon. Wyciągnęłam po niego rękę, ale się odsunął. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
-Mogę?
Wzruszyłam ramionami.
-Jak ma zapisanego szefa?
-Szef.
-Oryginalnie. - Mruknął i bez wahania wykręcił numer.
Zamarłam. Co on wyprawiał?
Ktoś po drugiej stronie musiał odebrać, bo chłopak puścił mi oczko i uśmiechając się rzucił do telefonu coś o tym, że jest lekarzem mojej mamy.
Gapiłam się na niego z szeroko otwartą buzią. Co on robił?
-Tak, tak. - Powiedział poważnym tonem. - Nie będzie jej dzisiaj. Ma jeszcze badania, właśnie jest na jednym z nich. - Zamilkł na moment, słuchając drugiej strony, a potem uśmiechnął się szeroko. - Byłbym wdzięczny. Myślę, że jutro już będzie w pracy. - Zaśmiał się. - Dobrze. Wyniki będą za tydzień, ale jestem dobrej myśli. Miłego dnia. - Zakończył i po prostu się rozłączył.
-I co? - Zapytałam zestresowana i nawet łzy przestały mi lecieć.
-Wpisze jej urlop. - Oświadczył. - Nie masz się o co martwić.
Poczułam ulgę.
Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy.
-Dziękuję. - Usłyszałam swój szept.
-Często się to zdarza? - Zapytał cicho, a ja poczułam, że się przysunął.
Zerknęłam na niego.
Opierał się o ścianę obok mnie.
-Z pracą nie.
Pokiwał głową, ale chyba wyłapał aluzję.
Zapiekły mnie oczy. Nie chciałam, żeby wiedział o mojej mamie. Nie chciałam, żeby widział to, co dziś widział, a już na pewno nie chciałam, żeby wnosił ją na rękach do domu.
-Hej, już jest dobrze! - Zawołał chyba zauważając, że tracę kontrolę. Tego też nie chciałam, żeby widział.
-Muszę... - Oderwałam się od ściany chcąc go wyminąć, ale on miał inne plany. Jego ciepła dłoń oplotła mnie w pasie i bezceremonialnie przyciągnęła mnie bliżej.
-Chodź tu. - Zamruczał i wziął mnie w ramiona.
Poddałam się.
Jęknęłam, czując znajomy zapach cytrusowego żelu pod prysznic.
Przywarłam do niego całym ciałem, wtulając twarz w koszulkę. Całe moje ciało momentalnie się rozluźniło. Boże, jak ja za tym tęskniłam.
-Jeśli chcesz, mogę zadzwonić do szkoły i ciebie też usprawiedliwić. - Zażartował cicho, a mnie przeszło przez myśl, że to wcale nie był zły pomysł.
Nie wiem ile tak staliśmy, ale w końcu się uspokoiłam. Na tyle na ile mogłam się uspokoić. Bo przy nim wciąż moje umęczone serce, a to przyspieszało, a to zwalniało bieg. Nie chciałam się z nim rozstawać, ale przecież musiał też iść do szkoły. Cholera. Tylko, jak miałam się od niego odsunąć, kiedy każda cząsteczka mojego jestestwa błagała o zostanie?
Cóż, w podjęciu decyzji wyręczyło mnie pukanie do drzwi.
Odsunęłam się w tył i dopiero wtedy zauważyłam, że Alex mi się przygląda.
-Coś nie tak?
-Pachniesz tak znajomo. - Mruknął. - Znałem cię już wcześniej? Wiem, że to głupie, ale nie... - Urwał, bo pukanie do dtzwi rozległo się po raz drugi.
-Nie. - Skłamałam, bo co miałam mu powiedzieć? Tak, przychodziłeś do mnie w snach? Wziąłby mnie za wariatkę. - Nie znaliśmy się wcześniej.
Z drugiej strony mówiłam prawdę. Przecież nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się w realnym świecie.
-Przepraszam. - Uśmiechnął się, a ja cofnęłam się i obracając do niego tyłem, otworzyłam drzwi.
W progu stała Megan.
-Czemu nie otwiera... - Urwała. - Och, cholera.
Przygryzłam wargę i obróciłam się za siebie, przyłapując Alex na gapieniu się na moje nogi.
Zarumieniłam się i znów obróciłam w stronę przyjaciółki.
-Cześć, chyba dziś zrobię sobie wolne. - Wypaliłam, wpuszczając ją do środka.
Spojrzała na mnie marszcząc brwi.
-Co się stało? - Znała mnie zbyt dobrze.
Nagle Alex stanął obok mnie. Poczułam jego ciepło, zanim jeszcze się odezwał.
-Będę się zbierał. - Posłał mi ciepły uśmiech. - Gdyby coś wiesz, gdzie mieszkam.
-Dziękuję. - Mruknęłam.
Och, tak bardzo nie chciałam, żeby szedł, ale, jak miałam go zatrzymać?
-Do usług. - Rzucił i przeciskając się obok Megan, ruszył w stronę domu.
-Okej? - Oczy Megan prawie wypadały z orbit. - Co mnie ominęło?
Westchnęła.
-Moja mama.
_______________
No i jak tam kochani wrażenia? ;)

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz