K3, rozdział 24

3.2K 302 66
                                    

Kolejny dzień był jeszcze gorszy, niż poprzedni. Powoli dochodziłam do wniosku, że leżenie w szpitalu z gołym tyłkiem było o wiele lepsze. Z drugiej strony na samą myśl o tym, że przyrodni brat Alexa widział, jak sikałam do basenu robiło mi się nie dobrze.
-Jest lekarzem. - Powtarzała Megan, siedząc na sofie wciśniętej pod okno. - Widział wiele takich przypadków i z pewnością nie było to dla niego niczym nowym. Nawet już pewnie o tym zapomniał.
-Ale ja nie zapomniałam! - Mówiąc zakryłam twarz poduszką i jęknęłam w nią głośno. - A jeśli opowiedział o tym Alexowi? Już nigdy nie spojrzę mu w oczy!
Westchnęła.
-Obowiązuje go tajemnica lekarska, poza tym, jak sobie to wyobrażasz? Podszedł do brata i powiedział mu "wiesz, co? Widziałem cipke twojej dziewczyny!"?
-Megan! - Wrzasnęłam jeszcze bardziej zażenowana.
-Oho! - Gwizdnęła, patrząc w szybę. - O wilku mowa. I podjęchał po mnie brat.
Odłożyłam poduszkę na bok.
-Dzięki, że do mnie tak często zaglądasz. Nigdy nie sądziłam, że będę tęskniła za szkołą.
Wstała, zakładając na ramię plecak.
-Ciesz się póki możesz, że tam nie chodzisz! - Uśmiechnęła się i pochylając, pocałowała mnie w czoło. - Po szkole zajrzę dać ci lekcję.
-Mówiłam, że nie chcę...
-Tylko nigdzie się nie ruszaj! - Puściła moje słowa mimo uszu.
Westchnęłam.
-Bardzo zabawne!
Kiedy wyszła z pokoju, przenioslam wzrok za okno. Bardzo mnie irytowało, że nie mogłam podejść tam i zobaczyć, jak wsiada do samochodu.
Z moich oczu popłynęły łzy.
Nie chciałam odrabiać lekcji. To zbyt wiele znaczyło. Jak bym naprawdę miała wyzdrowieć, a prawda była taka, że nigdy nie miałam w życiu szczęścia (nie licząc Alexa w snach) i nie łudziłam się, że będę chodzić. To dlatego odpychałam wszystkich. Nie chciałam skazywać ich na życie z kimś takim. Z tą nową, dziwaczną mną.
Wiedziałam, że ludzie w takim stanie świetnie sobie radzą, ale to byli silni ludzie. Ja taka nie byłam.
Skrzypnęły drzwi.
Wystraszona spojrzałam w ich stronę i dosłownie oczami wyobraźni zobaczyłam, jak serce wyskakuje mi z piersi.
-Co tutaj robisz!? - Zawołałam rozglądając się za poduszką, ale cholerny pech chciał, że spadła na ziemię i nie byłam w stanie jej sięgnąć.
-Chciałem zobaczyć, jak się trzymasz. - Jego głos był cichy, ale sprawił, że w moim brzuchu poderwała się do lotu chmara motyli.
-Jak widać. - Spróbowałam się uśmiechnąć. - Nie potrzebuję towarzystwa.
-Nie jestem tu dla towarzystwa. - Przyznał. - Uznałem, że lepiej będzie, jeśli do wiesz się o tym ode mnie.
Momentalnie się spięłam.
Boże jego brat miał złe wieści na temat mojego zdrowia, tak? Wiedziałam!
-O co chodzi?
-Tylko się nie denerwuj. - Zaczął. - To nie był mój pomysł i dla jasności powiedziałem im, że się nie zgodzisz.
-Możesz mówić jaśniej? - Poprosiłam stresując się jeszcze bardziej. Nie cierpiałam, kiedy ktoś tak kluczył.
Pokiwał głową.
-Twoja mama żaliła się mojej mamie, że nie chcesz siedzieć całe dnie z pielęgniarką, a moja mama pożaliła się twojej mamie, że mam za dużo czasu wolnego i robię głupoty.
Poczułam mdłości. Już ja dobrze wiedziałam do czego to zmierzało.
-Nie. - Wymknęło się z moich ust. - Nie ma mowy. Nie będziesz moim opiekunem!
-Też im tak powiedziałem, ale...
-Nie. - Twardo stałam przy swoim.
Spojrzał prosto w moje szeroko owtare oczy.
-Nie mam wyjścia, Gabi.
To był jakiś koszmar.
Powiedzcie mi, że spię!
-Zawsze jest jakieś wyjście! - Kłóciłam się. Nie mogłam odpuścić.
Pokręcił głową.
-Mama rzuciła hasło kuratorowi, a on zgodził się, żebym przychodził do ciebie co drugi dzień po szkole w ramach odbywania kary.
Zakręciło mi się w głowie.
Kurator? Kara!? Mój Alex taki nie był! To musiała być jakaś pomyłka. Gdzie ten grzeczny i kochany chłopiec, którym był w snach? Czułam się oszukana. Ktoś sobie robił ze mnie żarty, prawda?
-Kary za co? - Zapytałam cicho.
Podniósł do góry grzywkę, a mnie przeszedł silny dreszcz. Teraz wyglądał tak, jak w moich snach. No może tam nie miał plastra, ale reszta się zgadzała. Ta sama fryzura, te same ciemne oczy czekające na moją reakcję. Ten sam prosty nos i piękne usta proszące się o pocałunek.
-Lubię szybką jazdę, a to niesie ze sobą konsekwencje. - Wyjaśnił.
Zamknęłam oczy.
Nawet nie wiedział, jak wielkie.
Przecież mnie nie pamiętał. Cholera to było jeszcze gorsze, niż moja połamana miednica. Ona chociaż mogła się do pewnego stopnia zrosnąć. Z sercem nie było tak prosto.
Wiedziałam, że jeszcze do końca do mnie nie dotarło, że mój Alex już nie był mój i bałam się tego dnia, kiedy w końcu zrozumiem, że czas ruszyć dalej. Dla własnego dobra powinnam wyrzucić go z domu w tej chwili, ale jakoś nie potrafiłam. Byłam masochistką. Zdecydowanie.
-Porozmawiam z mamą, żeby przekonała twoją mamę, że to zły pomysł.
Uśmiechnął się.
-Wątpię, że ci się uda, ale powodzenia. - Ruszył do drzwi.
-Zaczekaj! - Zawołałam. Chciałam zatrzymać go jeszcze, chociaż na trochę. Popatrzeć w te piękne czekoladowe oczy, które jeszcze kilkanaście dni temu patrzyły na mnie z miłością. Teraz dostrzegałam w nich tylko pytania. - Podasz mi poduszkę?
Uśmiechnął się z figlarnym błyskiem w oku, a moje głupie serce zgubiło rytm.
-Przecież nie chcesz, żebym ci pomagał. - Rzucił, a potem, jak gdyby nigdy nic po prostu sobie wyszedł.
Gapiłam się zszokowana na drzwi, by chwilę później zamiast sie obrazić wybuchnąć głośnym śmiechem. Byłam nienormalna. Zdecydowanie.
***
Schody zaczęły się, gdy po południu przyjechała Megan. Mamy wciąż nie było, a pielęgniarka wyszła już dobre pół godziny temu, więc nie mogła powstrzymać Jareda przed wtargnięciem do środka. Jakby tego było mało Alex postanowił odwiedzić mnie w tym samym czasie.
-Próbowałam go zatrzymać. - Powiedziała Meg i stając przed moim łóżkiem, starała się nie dopuścić bliżej mnie swojego brata. Chłopak jednak wyraźnie nie miał zamiaru odpuścić.
Przeszedł z drugiej strony, rzucając mi wkurzone spojrzenie. Aż się w sobie skuliłam.
-Co jest grane? - Zaczął wprost. - Znamy się od zawsze, a nie chcesz wpuścić mnie do domu?
-To nie tak. - Próbowałam się jakoś bronić. Przecież Alexa też nie zapraszałam.
-A niby jak? - Warknął. Był naprawdę wściekły. Nie chciałam go zranić. - Trzymasz się teraz z tym kolesiem? - Wskazał niedbale w stronę okna.
-Z nikim się nie trzmam! - Oświadczyłam.
Cóż, jeszcze przed wypadkiem na pewno była bym zadowolona z takiego obrotu spraw, ale teraz? Nie chciałam trzymać się z nikim! Nie miałam zamiaru być dla nich ciężarem. Wystarczyło, że mama musiała męczyć się ze mną każdego dnia. Mama i pielegniarka.
-Odpuść sobie, Jared. - Meg złapała go za koszulkę. - Nie potrzebne jej są teraz awantury.
-Chcę tylko widzieć co jest grane.
-Daj spokój. - Przekonywała go dziewczyna. - Miałeś już swoją szanse i to spieprzyłeś!
-Spieprzyłem? - Burknął. - Nawet nie dała mi szansy, żeby to spieprzyć, a teraz lata za jakimś gościem, którego nawet nie zna. - Wyrzucał z siebie, nie zauważając stającego w drzwiach Alexa. Skąd on się tu u licha wzią - Powiesz coś? No dalej, z którym kręcisz?
Zacisnęłam dłonie na pościeli.
Czułam, że zalewa mnie fala złości. Zastanawiałam się czy Alex coś powie, ale on wyraźnie czekał na moją reakcję.
-Chrzań się Jared! - Wysyczałam. - To nie twoja sprawa!
-Nie? - Uniósł brwi. - A myślałem, że to z tobą całowałem się kilka dni temu.
Zagotowało się we mnie.
-A ja myślałam, że chociaż raz w życiu po tym nie okażesz się świnią.
Mierzyliśmy się wzrokiem niczym bokserzy przed walką.
-Nie obiecywałem ci niczego.
-Ja tobie też nie.
Skinął głową.
-Ale mogłaś zachować się inaczej.
No nie! Czy wy też to słyszycie? Ja! Ja mogłam zachować się inaczej? To on pocałował mnie! To on urządzał dzikie zakłady! To on przychodził z uwieszoną na ramieniu Kelly i wkładał jej ręce niemal w majtki. I ja mogłam się zachować!?
Tak mnie wkurzył, że nie mogąc go uderzyć po prostu się rozpłakałam.
-Nie zrobiłam niczego złego!
-Taaa. - Prychnął. - Tylko zaczęłaś spotykać się z innymi.
Kątem oka dostrzegłam, jak Alex mija Megan i Jared chyba też go dostrzegł, bo skrzywił się, jakby zaraz miał zwymiotować.
-Koleś odpuść. - Zaczął mój chłopiec ze snów.
-To nie twoja sprawa. - Warknął zielonooki.
Czekoladowe oczy przeskanowały moją zapłakaną twarz. Nie wiem czego szukały, ale chyba to znalazły, bo znów zwróciły się w stronę Jareda.
-Myślę, że moja.
Brat mojej przyjaciółmi rzucił mi oburzone spojrzenie.
-Wy serio ze sobą kręcicie?
Przełknęłam ślinę.
-To nie...
-Nawet, jeśli to nie twój biznes. - Wszedł mi w słowo Alex. - Zabieraj się stąd. Nie będę patrzył, jak ona przez ciebie płacze.
Chłopak pokręcił głową.
-Zasługujesz na coś lepszego, niż to... - Mruknął i ruszył w stronę drzwi, uderzając ramieniem w Alexa. Oczywiście ten drugi nie był mu dłużny. Nagle zaczęli się szarpać i gdyby Megan nie wcisnęła się między nich prawdopodobnie rzuciliby się na siebie z pięściami.
-Dotknij jej jeszcze raz bez pozwolenia to... - Zaczął chłopak, ale zaraz urwał zdziwiony.
Poczułam skrucz w żołądku.
To musiało być dziwne. Wiedzieć o kimś różne rzeczny nawet go nie znając.
-To co? - Rzucił śmiało brat mojej przyjaciółki.
-Idź już. - Warknęła na niego dziewczyna, wykorzystując wahanie Alexa.
Wreszcie na nią spojrzał.
-Zostajesz z nimi? - Zapytał z niedowierzaniem.
Skrzyżowała ręce na piersi.
-To ty zachowałeś się, jak dupek.
-Chyba żartujesz! - Zawołał, ale zaraz machnął dłonią i wyszedł zostawiając nas samych.
Wzięłam głęboki wdech próbując się uspokoić. Tego typu ataki były dla mnie czymś nowym. Serce tłukło mi się w piersi, a powietrze jakoś nie potrafiło trafić do płuc.
Alex podszedł bliżej.
-Wszystko dobrze?
Pokiwałam głową, a moja przyjaciółka poprawiła mi poduszkę.
-Przepraszam za tego palanta.
-Nie masz za co.
Uśmiechnęła się.
-Przyniosłam ci lekcję.
-Nie będę ich przypisywać. - Oświadczyłam.
-Ależ będziesz!
-Nie, Megan. Nie chcę. To nie ma sensu.
Chłopak przysłuchiwał się naszej rozmowie bez słowa.
-Będziesz chodziła. Przestań wmawiać sobie, że będzie inaczej.
-Nie wmawiam. - Wyjaśniłam. - Po prostu biorę pod uwagę fakty, których wy nie dostrzegacie.
-Przesadzasz. - Warknęła. - Nie możesz siedzieć tu zamknięta i gapić się tylko w sufit.
Prychnęłam.
-W takim razie spróbuj zabrać mnie na spacer.
Skrzywiła się.
-Wiesz o czym mówię. - Rzuciła zmęczonym głosem, obracając się do Alexa. - Powiedz jej!
Uśmiechnął się i oh, żebyście tylko widzieli, jaki to był uśmiech! Niby zwyczajny, a jednak trafił we wszystkie zakamarki mojego umęczonego serca.
-Mój brat mówi, że będziesz chodziła. Ma dziś wieczorem do ciebie zajrzeć.
-Nie daje mi stu procentowej gwarancji. - Zauważyłam.
-Nie może ci jej dać. - Przyznał.
-Widzisz Meg? - Przyniosła wzrok na dziewczynę zadowolona, że wyszło na moje.
-Ale... - Zaczął, zanim moja przyjaciółka zaczęła urządzać swoje tyrady. - Jeśli nie chcesz mieć na głowie psychologa...
Zamrugałam zdziwiona.
-Co? - Zapytałyśmy z Meg niemal równo.
Wzruszył ramionami.
-Leżysz tu, a twoja matka żali się mojej i kilka słów obiło mi się o ucho.
Zielonooka wyprostowała się, jak struna.
-Gadaj co wiesz! - Wycelowała oskarżycielsko w jego stronę palcem.
On jednak nie patrzył na nią. Czułam, że czeka, aż na niego spojrzę.
Czy powinnam?
Wiedziałam, że coś knuje. Znałam go. Może byliśmy razem tylko w snach i nie wiedziałam o jego zamiłowaniu do szybkości, ale przecież to wciąż był mój Alex. Chłopiec ze snów, którego pokochałam.
Westchnęłam.
Nasze oczy spotkały się ze sobą pochłaniając mnie w całości. Chciałam, żeby ta chwila trwała wieki. Kochałam ten jego łobuzerski uśmiech.
-Możemy sobie pomóc nawzajem. - Zauważył puszczając mi oczko.
__________
Miłego 🌙❤.

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz