K3, rozdział 26

3.2K 299 48
                                    

Alex oszalał. Dosłownie. Każdego ranka przyklejał mi nowe zdjęcie na szybie, a kiedy przychodził po południu, ściągał je i wieszał na tablicy korkowej. Więcej, czasami robił mi nawet filmiki ze szkoły. Wręcił też w to Megan i oboje zasypywali mojego facebooka tysiącem nagrań z pozdrowieniami. Dziś na przykład dziewczyna wysłała mi zdjęcie obiadu ze stołówki z podpisem "Smakuje, jak śledź trzymany w skarpecie. Ciesz się, że nie musisz tego jeść", a chwilę po niej, Alex przysłał mi zdjecie z kawiarni, w której pracowałam. Siedział przy stole z Jacobem.
Zrobiło mi się głupio, że tak zaniedbałam przyjaciela, więc poprosiłam, aby zaprosił go do mnie. Zaprosił.
O dziwo Jacob przyszedł sam.
Odrobinę się zawiodłam, ale wciąż jeszcze było wcześnie, więc Alex mógł mnie odwiedzić trochę później.
-Tęskniłem za tobą. - Rzucił z wyrzutem chłopak, siadając obok mnie.
-Przepraszam. - Złapałam jego dłoń. - Naprawdę.
-Megan mówiła, że rzuciłaś szkołę.
Przewróciła oczami.
-Nic z tych rzeczy! Po prostu mam przerwę.
-Gabi, będziesz chodziła. - Oświadczył z mocą, a potem odrył kołdrę. - Te cholernie seksowne nogi nie mogą leżeć w łóżku.
Zaśmiałam się. Chłopak dobrze wiedział, jak poprawić mi humor. I właśnie za to go kochałam. Od pierwszego dnia.
Poznaliśmy się z Jacobem na stołówce szkolnej. Był zakochany w Grece i obrał mnie, jako swój cel do zdobycia informacji na jej temat. Oczywiście nie byli nigdy razem, ale szatyn tak bardzo wgrał się w naszą paczkę, że z czasem staliśmy się nierozłączni.
-Te seksowne nogi nawet w łóżku wyglądają dobrze. - Usłyszałam od progi i czerwieniąc się uniosłam w górę głowę.
W progu stał Vincent.
Nosz kurna! Co to ma być? Mój dom stał się otwartym muzeum z połamanymi ludźmi?
-Cześć. - Rzuciłam. - Jak tu wszedłeś?
-Pielegniarka wychodziła i mnie wpuściła. - Wskszał za siebie. - Jak się czujesz?
Zabiję ją.
Posłałam chłopakowi szeroki uśmiech, a Jacob zakrył mi w tym czasie nogi kołdrą.
-Jakoś się trzymam.
Przez chwilę panowała cisza. Widziałam, że Vin'c się waha czy wejść, czy nie, ale nie zamierzałam decydować za niego.
-Dostałaś ode mnie kwiaty? - Zapytał w końcu.
Pokiwałam głową.
-Stoją w salonie. - Rzuciłam. - Dzięki. Mama o nie dba, bo ja, jak widać nie jestem w formie. - Mówiąc, wskazałam na nogi.
-Ale jest lepiej, prawda?
Zanim odpowiedziałam ktoś głośno chrząknął. Vin'c odwrócił się w tył, a Jacob puścił moją dłoń.
-Mogę? - Zapytał męski głos, a sekundę później do środka wszedł przyrodni brat Alexa, który o zgrozo widział w szpitalu, jak sikałan do basenu. Chciałam zapaść się pod ziemię.
-Tak. - Rzuciłam cicho, po czym odchrząknęłam i powtórzyłam odrobinę głośniej. - Tak.
Minął Vincenta.
-Jak się czujesz? - Zaczął, a kiedy nasze oczy się spotkały, pokiwał głową na znak, że rozumie. Nie musiałam nic mówić. - Mam nadzieję, że nie próbujesz wstawać.
-Leżę przez cały czas. - Przyznałam.
Zerknął na chłopaków.
-Możecie na chwilę wyjść? Muszę ją zbadać.
Jacob zerwał się do wyjścia.
-Poczekam na dobre wieści w salonie. - Puścił mi oko i trącając ramieniem Vincenta wyszedł.
-Ja też. - Mruknął chłopak i już ich nie było.
Tim zamknął drzwi, by chwilę później usiąść na taborecie.
-Powiesz mi, jak to jest z tobą naprawdę?
Westchnęłam.
-Sama nie wiem. - Wyszeptałam, gapiąc się w kołdrę. - Niby dobrze, ale... - Urwałam.
-Boisz się. - Skończył za mnie. Pokiwałam głową. Mogłam oszukiwać wszystkich, nawet siebie, ale Tim był lekarzem. Pracował z ludźmi i na pewno widział już nie jedną osobę taką, jak ja.
-To normalne, że czujesz strach. - Powiedział. - Ja też bym go czuł.
-Czasami budzę się z nadzieją, a potem żałuję, że sobie na nią pozwalam.
-Ale czy nie jest tak, że to właśnie ona czyni cuda w naszym życiu? - Rzucił całkowicie poważnie.
-Mówisz, to znaczy mówi Pan tak samo, jak Alex.
Uśmiechnął się.
-Jestem Tim. - Podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. - Alex to mądry chłopak. Po prostu źle dobiera sobie towarzystwo.
Ciekawa byłam czy tutaj też już znalazł kogoś nieodpowiedniego, a potem przyszło mi na myśl, że znów może się ścigać i mieć wypadek i aż poczułam mdłości.
Miałam ochotę wstać z tego cholernego łóżka i pobiec do jego domu. Zapukać w drzwi i zażądać, aby przyrzekł mi, że więcej nie wsiądzie na tę cholerną machinę śmierci.
-Czy on jest teraz w domu?
-Tak. Zajrzy do ciebie wieczorem. Odwiedziła go koleżanka.
Poczułam się tak, jakbym dostała w twarz.
Koleżanka?
Koleżanka!
Na Boga koleżanka!
Zagotowało się we mnie.
Nie chciałam panikować, ale...
Byłam taka głupia. Myślałam, że skoro przychodził codziennie, że skoro wieszał mi na oknie te cholerne zdjęcia to może...
Byłam taka głupia! Przecież robił to tylko dlatego, że musiał. Kurator każdego dnia chciał mieć sprawozdania z jego opieki nade mną. I tylko to nas łączyło.
Zapiekły mnie oczy.
Przez te ostatnie cztery tygodnie pozwoliłam sobie, aby był blisko. Za blisko. Byłam tylko dziewczyną przykutą do łóżka. Jego przepustką na wolność.  Niczym więcej.
-Jutro przyjdę ściągnąć gips z nogi. - Powiedział, nie dostrzegając mojego stanu. - Jeszcze tylko trzy tygodnie. - Wstał, uśmiechając się. - Dasz radę.
-Dam. - Odpowiedziałam czując, że to kłamstwo.
***
Kiedy tylko wieczorem zostałam sama puściły wszystkie tamy. Płakałam głośno z bezsilności i nie umiałam tego powstrzymać. Byłam taka głupia. Wiedziałam, że Alex rzeczywisty nigdy nie będzie mój, a jednak pozwalałam sobie o tym zapominać, kiedy był obok. Bycie z nim przychodziło tak łatwo. Było, jak oddychanie. Nie musiałam się tego uczyć. Było czymś oczywistym. Umiejętnością, której nigdy się nie zapomina, inaczej może nas zabić. Czy właśnie to mnie czekało? Może nie umierałam dosłownie, może fizycznie żyłam, ale w środku mnie tworzyła się wielka ziejąca pustką czarna dziura i nic nie mogłam na to poradzić.
Mówiłam, że nie jestem masochistką, ale to nie była prawda. Inaczej, kiedy tego dnia odwiedzał mnie Alex, wywaliłabym go z domu. Ja jednak pozwoliłam, aby mnie rozśmieszał, dotykał i wciąż przy mnie trwał.
-Gotowe. - Powiesił na tablicy nowe zdjęcie. - Megan chciała mnie za to zabić.
-Odsuń się, chcę je zobaczyć!
Zaśmiał się, ale posłusznie stanął z boku.
Moim oczom ukazała się roześmiana dziewczyna z buzią pełną makaronu do spaghetti. Siedziała przy naszym stole na stołówce, a obok niej stał Jacob.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Powinieneś zostać fotografem. - Rzuciłam rozbawiona.
-Uważaj, bo zacznę się nad tym naprawdę zastanawiać.
Przewróciłam oczami.
-Będę się zbierał. - Poczułam w brzuchu skurcz. - Mam jeszcze do załatwienia parę spraw.
Zachciało mi się płakać.
Czy jedną z nich była jego tajemnicza koleżanka?
Podszedł bliżej mnie i pochylając się, pocałował moje czoło.
Zadrżałam.
-Dobranoc. - Szept chłopaka owiał mi policzek.
Wciąż nie rozumiałam czemu ciągle całuje mnie w czoło, ale nie narzekałam. W snach też często tak robił.
Zostałam sama.
Gapiłam się w sufit póki do pokoju nie zajrzała mama.
-Śpisz kochanie?
-Nie. - Pokręciłam głową, próbując się uśmiechnąć.
-Alex przyjdzie rano, dobrze?
Zamrugałam.
-Rano?
-Tak. Pielęgniarka chciała wolne, a ja muszę pracować w tę sobotę.
-Nie możesz poprosić kogoś innego? Meg się mną zajmie.
Zmarszczyła brwi.
-Myślałam, że lubisz towarzystwo Alexa.
Przygryzłam wargę.
-Lubię, ale on ma też swoje życie.
-Zgodził się przyjść, więc chyba nie miał planów. - Rzuciła uspokajająco.
Poddałam się.
-Okej.
-Zrobić ci jakąś kolację? - Zmieniła temat.
-Nie, mamo? - Zapytałam coś sobie przypominając. - Pamiętasz moje szkice z podobizną Alexa?
-Tak.
-Leżały w szufladzie i zniknęły.
-Och, schowałam je do szafki, żeby się nie pogniotły. Chcesz je?
-Nie. - Wydęłam wargi. - Prześpię się, trochę mnie bolą plecy.
-Jeszcze tylko trzy tygodnie. - Pocieszyła i wyszła.
-Tak. - Mruknęłam. - Moje ostatnie trzy tygodnie z Alexem.
Nagle pierwszy raz poczułam, że nie chcę zdrowieć. Nie chcę tracić Alexa, a przecież kiedy stanę na nogi, o ile stanę - każde z nas pójdzie w swoją stronę.
___________
Dziękuję za gwiazdeły Kochani! 😍😍 Miłego! 💕💕

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz