K1, rozdział 10

3.4K 291 29
                                    

Tego dnia szłyśmy z Meg pieszo. Jared i Jacob pojechali wcześniej na zebranie z trenerem. Niestety moja przyjaciółka miała fatalny humor. Całą drogę wyzywała swojego brata i jego kumpla, a kiedy już skończyły jej się pomysły na obelgi w ich kierunku, przerzuciła się na Kelly. Nie miałam zamiaru jej przerywać, więc cierpliwie znosiłam jej narzekania, chociaż akurat, jeśli chodziło o Kelly, sama również nie przebierałam w słowach.
Pod szkołą spotkałyśmy Jacoba, ale spieszył się na jakąś poprawkę i zaraz zostawił nas same.
-Cześć kretynko. - Ktoś pchnął mnie ramieniem, a jakiś chłopak rzucił we mnie kulką z papieru, na której zapisał koślawymi literami "masz chęć się napić?".
Meg poczerwieniała ze złości, ale ja miałam to gdzieś.
Ruszyłam do budynku.
-Powinnaś to zgłosić! - Zawołała za mną przyjaciółka.
-Daj spokój.
-To wina Kelly. - Warknęła. - Ona to zaczęła. Mogę jej przyłożyć, jeśli chcesz.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym.
-A co. jeśli złamiesz jej nos?
-Może będzie wyglądała lepiej? - Uniosła brew. - Zresztą stać ją na operację plastyczną.
Zachichotałam.
-Gorzej, jeśli jest już po i będziesz musiała jej za nią oddać.
Dziewczyna prychnęła.
-W takiej sytuacji będą należały mi się podziękowania. Ktoś spieprzył sprawę z jej nosem.
Weszłyśmy do klasy w nieco lepszych humorach.
-A co u Alexa?
Uśmiechnęłam się.
-Nadal jest ideałem.
-Ty to masz szczęście - Westchnęła.
-A co z tobą i Aaronem? - Zapytałam wiedząc, że na imprezie, kiedy zniknęła spędziła z nim czas za domem.
Skrzywiła się.
-Chyba odpuszczę. Dochodzę do wniosku, że gadał ze mną tylko po to, aby wkurzyć Jareda.
-Ale Jared nadal nie wie?
Pokręciła głową.
-Całe szczęście Vin'c znalazł mnie po tym, jak się rozstaliśmy.
-Jeśli twój brat się dowie, że przegadałaś z jego największym wrogiem pół pobytu na imprezie...
-Będzie po mnie. - Dokończyła za mnie, siadając.
Przygryzłam wargę.
Jeśli zacznie kłócić się z Jaredem będziemy mieli z Vincentem przekichane.
Zajęcia mijały szybko. I o dziwo szło mi dziś naprawdę dobrze. Złapałam kilka pozytywnych ocen i ani jednej negatywnej. Miałam dobry humor i nawet poprawiłam dzień mojej przyjaciółce. Z godziny na godzinę żyłam coraz większą nadzieją, że dociągnę tak do ostatnich zajęć.
Co mogę powiedzieć? Przecież dobrze wiecie co mówi się o nadziei. Byłam taka głupia.
Po angielskim udałam się do stołówki. Nie miałam za dużo pieniędzy, ale stać mnie dziś było na mały obiad. Poza tym musiałam spotkać się z przyjaciółmi, a stołówka była naszym miejscem. Nawet, jeśli cały dzień się mijaliśmy, tutaj mogliśmy spokojnie porozmawiać.
Jednak dziś było zupełnie inaczej. Kiedy tylko przekroczyłam próg jadalni zapadła na moment cisza. Udawałam, że tego nie widzę. Dzielnie dotarłam do okienka i zabierając tacę z jedzeniem, ruszyłam do stolika gdzie, jak każdego dnia siedziała już Megan z Jacobem. Uczniowie wrócili do rozmów, ale czułam, że mi się przyglądają. Kilka osób nawet się zaśmiało.
Usiadłam, jednak moi przyjaciel z całych sił starali się nie patrzeć mi w oczy.
-No dobra. - Zaczęłam z lękiem. - O co chodzi? Mam coś na plecach? Podarły mi się spodnie na tyłku czy co?
Odpowiedziała mi cisza.
Przełknęłam ślinę czując, że zamieniam się w kłębek nerwów.
-Meg? - Wyszeptałam ze strachem w głosie.
Nic.
-Jacob do cholery, spójrz na mnie! - Zażądałam, ale chłopak tylko rzucił mi krótkie spojrzenie i znów wlepił wzrok w tackę z makaronem, którego nawet jeszcze nie ruszył.
-Cześć, wieśniaro. - Usłyszałam za sobą Kelly. Ta z pewnością była chętna podzielić się ze mną nowinami.
-Daj spokój! - Jęknęła Meg, rzucając dziewczynie błagalne spojrzenie, ale ja chciałam wiedzieć, co jest grane.
-Czego chcesz? - Odwróciłam się, przywdziewając na twarz maskę opanowania.
W jej oku pojawił się złośliwy błysk.
-Twoja zapijaczona mamuśka chyba zapomniała kluczy od domu. - Zaczęła głośno tak, by osoby w pobliżu ją słyszały.
Zrobiło mi się słabo.
-C-co? - Zamrugałam zdezorientowana, ale ona chyba tylko na to czekała. Uśmiechnęła się i z pogardą wypisaną na twarzy, wyciągnęła w moją stronę swój telefon.
-Przestań! - Jacob zerwał się na równe nogi, chcąc zasłonić mi ekran, ale nie zdążył. Na zdjęciu wyraźnie było widać moją matkę. Leżała na wycieraczce pod drzwiami naszego domu.
Zakręciło mi się w głowie.
Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
To nie działo się naprawdę.
Nie mogło.
Mój mózg nie mógł tego jakoś ogarnąć.
-Ale z ciebie podła suka. - Warknęła Meg do dziewczyny, po czym spróbowała mnie przytulić, ale nie pozwoliłam jej na to. Nie mogłam, inaczej bym się rozpadła, a nie chciałam robić tego na oczach setki dzieciaków ze szkoły.
Zerwałam się na równe nogi.
-Ja... - Zaczęłam, wycofując się. Teraz już chyba wszyscy patrzyli w moją stronę.
Nie mogłam tu zostać. Wybiegłam ze stołowi. I tylko myśl o tym, że muszę zabrać matkę do domu sprawiała, że wciąż nie płakałam. Umiałam, jak nikt inny odkładać płacz na później nawet, jeśli w moim ciele szalał pożar, pozostawiając po sobie spustoszenie.
W końcu znalazłam się przed szkołą. I wreszcie dopisało mi szczęście. Jared i Vincet wsiadali akurat do samochodu. Musieli zostać zwolnieni z ostatnich zajęć.
Rzuciłam się biegiem w ich stronę, przepychając między wianuszkiem dziewczyny.
-Zaczekajcie! - Zawołałam resztkami sił.
Jared uniósł głowę i marszcząc brwi, uchylił okno.
-Co jest? - Zapytał. - Gdzie Meg?
Przełknęłam ślinę, czując suchość w gardle.
-Muszę dostać się do domu. - Powiedziałam, ale mój głos był jakiś dziwnie piszczący. - Błagam, podrzućcie mnie!
Chłopak zerknął na swojego kolegę, a potem z powrotem na mnie.
-Wskakuj.
Nie musiał powtarzać dwa razy.
Otworzyłam drzwi i nie czekając nawet chwili, wpakowałam się na tył.
Ruszyliśmy.
-Chodzi o twoją mamę? - Vin'c obrócił się w moją stronę.
Pokiwałam głową, modląc się w duchu, aby była wciąż tam, gdzie zrobili jej zdjęcie. Jeszcze mi tylko brakowało szukać jej po mieście.
Brat mojej przyjaciół rzucił mi w lusterku współczujące spojrzenie.
-Może chcesz zostać trochę u nas? - Zaproponował. - Przeniosę się do salonu.
-Dzięki, ale dam sobie jakoś radę. - Odpowiedziałam.
Propozycja chłopaka mnie nie zaskoczyła. Nie byłby to pierwszy raz, gdybym poszła do nich spać. I nie pierwszy raz, gdybym spędziła noc w łóżku Jareda, kiedy on sam koczował na kanapie w salonie, ale wciąż nie mogłam go rozgryźć. Wcześniej przy znajomych był dla mnie wredny i śmiał się ze mnie razem z nimi, jedyny wyjątek stanowił Vincet. Przy nim potrafił być niemal tak samo miły, jak wtedy gdy byliśmy sami, a teraz co? Nagle zrobił się moim obrońcą i przestał mnie obrażać? Jakoś nie mogłam w to uwierzyć.
Resztę drogi przyjechaliśmy w milczeniu. Trzęsły mi się okropnie dłonie, więc ukryłam je między udami. Pragnęłam ponad wszystko, aby ten dzień okazał się tylko snem, ale wiedziałam, że to tylko moje pobożne życzenie.
Chłopak wreszcie skręcił w moją ulicę i bez wahania zaparkował przy krawężniku. Na szczęście mama wciąż leżała na wycieraczce.
-Dzięki. - Mruknęłam, wyskakując z samochodu.
Oczywiście moja sąsiadka stała przy płocie.
-Mam zadzwonić na policję? - Zapytała, gdy ją mijałam. - Raz dwa wytrzeźwieje!
Udałam, że jej nie słyszę.
-Niech pani się nie wtrąca. - Jared musiał wysiąść zaraz za mną. - Zajmę się tym. - Powiedział, doganiając mnie.
-Nie musisz. - Zapewniłam. - Poradzę sobie.
-Przestań. - Wyprzedził mnie i bez wahania, podniósł moją matkę. Była kompelnie pijana i mamrotała coś pod nosem. - Otwórz drzwi. - Poprosił.
Sięgnęłam do kieszeni jeansów po klucz, ale tak bardzo trzęsły mi się dłonie, że nie mogłam trafić w zamek.
Nagle czyjaś dłoń, złapała mój nadgarstek i zabrała mi klucze.
Zdziwiona spojrzałam na stojącego obok Vinceta. Otworzył zamek i wpuścił nas do środka.
-Połóż ją w salonie. - Rzuciłam. - Tam przesypia większą część czasu.
Ułożył ją tam, gdzie kazałam i nawet przykrył kocem.
Oparłam się o ścianę, próbując nie spalić ze wstydu. Czułam na sobie ich spojrzenia, ale nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Co prawda Jared znał moją sytuację na wylot, ale Vin'c to już zupełnie inna historia. Oczywiście wiedział to, co każdy - mama piła, ale na pewno nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wygląda to od środka.
-Pojedziesz po Megan? - Zapytał zielonooki, a jego kolega pokiwał głową i obracając się na pięcie, wyszedł z domu.
Wbiłam wzrok w podłogę, ale odrobinę mi ułożyło, że zostaliśmy sami. Z Jaredem było łatwiej.
-Na pewno nie chcesz się do nas przenieść na jakiś czas? - Zapytał, podchodząc bliżej.
-A kto będzie jej pilnował? - Spojrzałam mu w twarz. - Muszę tu zostać.
-Jest coraz gorzej. - Zauważył.
Westchnęłam.
-Wiem. - Odrobinę załamał mi się głos.
-Gabi. - Wymówił moje imię pełnym współczucia głosem, po czym nie dodając nic więcej, przyciągnął mnie do siebie i biorąc w ramionach, pocałował w czoło.
Przytulał mnie pierwszy raz od bardzo dawna i nagle bez ostrzeżenia zalała mnie fala wspomnień.
Kochałam Alexa, ale on był kimś, z kim mogłam być tylko w snach. W prawdziwym świecie zostawałam z tym wszystkim sama. Nie miałam nikogo kto, mógłby wziąć mnie w ramiona i ukryć w nich, chociaż na chwilę przed złem tego świata. I szczerze mówiąc właśnie tego teraz potrzebowałam. Odrobiny czułości. Inaczej rozpadłabym się na drobne kawałki. Tak małe, że nic i nikt nie byłby w stanie ich pozbierać.
Zresztą, przytulanie nie było niczym złym, prawda?
Wtuliłam się w niego, biorąc kilka głębokich wdechów. Pachniał tropikalnym żelem pod prysznic.
-Chcesz zadzwonić do swojego chłopaka? - Zapytał, jednocześnie przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej.
Poczułam, jak ściska mi się gardło. Po moich policzkach popłynęły łzy. Chciałam. Pragnęłam tego całym sercem, ale jak to bywało w życiu, to czego chcieliśmy nie zawsze było osiągalne. Musiałam przełknąć łzy i zmierzyć się z rzeczywistością sama.
-Nadal jest nieosiągalny. - Powiedziałam, odsuwając się. - Zmoczę ci całą koszulkę.
-Nic nie szkodzi. - Zapewnił.
-Jared? - Spojrzałam mu w oczy. - Dziękuję.
Skinął głową.
-Nie masz za co, Gabi. - Dotknął mojego policzka, uśmiechając się smutno.
-Mam. - Upierałam się.
Zabrał dłoń, po czym znów zerknął na moją matkę.
-Poradzisz sobie?
-Jak zawsze.
Jakiś czas później pod dom podjechał Vincent. Meg wyskoczyła z samochodu idąc w moją stronę, a Jareda wsiadł na jej miejsce.
Dziewczyna rzuciła się na moją szyję, przytulając mnie z całej siły.
-Jacob chciał przyjść, ale przekonałam go, żeby został. - Szepnęła. - Jak się trzymasz?
-Nie najlepiej. - Przyznałam, zerkając na ruszających chłopaków. Mój wzrok spotkał się z zielonymi oczami Jareda.
-Och, Skarbie. - Jęknęła, odsuwając się, po czym wzięła w dłonie moje policzki. - Tak mi przykro. Nie chciałam, żebyś dowiedziała się od Kelly, ale nie byłam pewna, jak powiedzieć ci o zdjęciu.
-To nie twoja wina. - Spróbowałam się uśmiechnąć.
-Myślałam, że ją uduszę! - Zawołała. - Szkoda, że nie widziałaś, jak jej przyłożyłam.
Zamrugałam zaskoczona.
-Co?
Posłała mi szeroki uśmiech.
-Módl się, żeby nie miała sztucznego nosa, bo rodzice mnie zabiją, jeśli przyśle rachunek za naprawę go. - Powiedziała, a potem złapała mnie za dłoń i wciągnęła do domu. - Swoją drogą ile może kosztować naprawa sztucznego nosa?
_________________
Dobranoc <3.

Chłopiec Ze Snów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz