Rysa na szkle

21.3K 1K 201
                                    

Gdyby jeszcze wczoraj ktoś powiedział mi, że będę jechała pociągiem przez całą Amerykę, by dotrzeć do domu w którym nigdy nie miałam szansy być to wyśmiałabym go. Po pierwsze dlatego, że dlaczego niby nie miałabym lecieć samolotem? Przecież to idiotyczne. Poza tym myśl o mojej wycieczce narodziła się nagle, jakbym doznała olśnienia. Faktycznie, znalazłam się w przedziale, opracowując co właściwie zamierzam powiedzieć, kiedy uda mi się dotrzeć.

Postukałam palcem w szybę, roztrząsając szczegóły swojej przeszłości. Dotąd widziałam swojego brata wyłącznie na ekranie telewizora, gdy wygłaszał przemowy o działalności firmy lub puszczali reportaż o bohaterskiej grupie, ratującej świat. Rodzice ukryli przed nim moje istnienie. Nie miałam pojęcia czy przyjmie mnie pod swoje skrzydła, ani czy uwierzy w naszą historię. Prawda była taka, że miałam dosyć pracy dla wymagającego szefostwa, po której stałam się wrakiem. Zapragnęłam spokoju i rodziny, bo nie miałam tego w swoim zasięgu od czasu wypadku.

Zamknęłam podręczny organizer, wsuwając go do kieszeni walizki. Na następnej stacji wysiadałam. Moje ręce trzęsły się ze stresu, chociaż starałam się trwać przy optymizmie. Jeśli nie byłby w stanie zaufać mi co do naszego pokrewieństwa, po prostu pokazałabym mu akt urodzenia lub zaoferowała testy DNA.

Spięłam się, słysząc nazwę swojego przystanku. Niewielka odległość od celu podróży bardzo mnie stresowała, jednak nie byłabym sobą, gdybym choćby dopuściła do siebie pomysł odwetu.

Spokojnie, przynajmniej na tyle, na ile potrafiłam, udałam się do najbliższego postoju taksówek. Nie było ich dużo, najwidoczniej panowały godziny szczytu. Złapałam ostatnią wolną, dobiegając do niej cudem przed jakąś szczebioczącą do smartfona dziewczyną.

- Dzień dobry- rzuciłam pogodnie, pakując się naprędce razem z bagażem na tylne fotele.- Wie pan gdzie jest Stark Tower?

- Wszyscy wiedzą.- Taksówkarz obejrzał mnie uważnie w lusterku, kontrolując zapewne mój stan obłąkania umysłu. Uśmiechnęłam się wymuszenie. Nie lubiłam takiego zachowania.

- Więc poproszę właśnie tam- oznajmiłam i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu telefonu w celu sprawdzenia liczby nieodebranych połączeń. Kierowca ruszył bez słowa. Jeden z moich ulubionych cudów technologii podświetlił się przez zmianę światła. Cztery próby kontaktu. To jeszcze nie tragedia, spodziewałam się gorszego zasypu. Wybrałam numer i oddzwoniłam niechętnie.

- Sarah?- zapytał gorączkowo głos po drugiej stronie.

- A kto inny mógłby to być?- parsknęłam, gapiąc się na mijane ulice, powypychane billboardami i tłokiem.

- Gdzie ty jesteś? Miałaś dziś rozeznać się w propozycjach inwestorów i wybrać nowy projekt. Musisz tu być za kwadrans.

- Aktualnie jestem w Nowym Jorku, Max. Powiedz im, że nie przyjmuję nowych zleceń. Biorę długi urlop.- Jako najlepsza z wieloletnich pracowników mogłam sobie pozwolić na niereformowalność bez umartwiania się czy mnie wyleją. Nie stać ich na taki uszczerbek.

- Że co?! Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna! Jak możesz mnie z tym wszystkim zostawiać...

- Właśnie tak- przerwałam mu rozbawiona i rozłączyłam się. Maxwell był w porządku jako asystent, lecz nie do końca rozumiał moje podejście do życia. Ja sama momentami go nie rozumiałam.

Wyciszyłam komórkę i strąciłam ją na powrót w bezdenną otchłań torby. Auto powoli skręcało w celu zaparkowania, toteż wyciągnęłam portfel. Jak tylko stanęło uregulowałam płatności, pożegnałam się i powlekłam ku wejściu do wieży. Zdawałam sobie sprawę, że zrobię to teraz albo wcale.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz