Napijmy się

13.9K 856 243
                                    

Poczułam nieznośny ból karku, kiedy oprzytomniałam po drzemce. Zupełnie jak podczas pracy. Otworzyłam rozespane oczy i nie zdziwiło mnie, gdy okazało się, że jest jasno, a na ulicę wypadli zaaferowani ludzie. Rozejrzałam się za swoim nocnym kompanem, lecz nie było po nim nawet śladu. A może mi się przyśnił?

Zawlokłam swój całkiem zgrabny tyłek do pokoju, żeby wpakować go pod orzeźwiający, chłodny prysznic, który przywrócił mnie do życia. Umyłam zęby i wykonałam bardzo skromny makijaż w razie gdybym musiała dziś gdzieś wyjść. Zmieniłam bieliznę, tym razem ubierając stanik sportowy. Ten nigdy nie uwierał. Na nogi wciągnęłam wczorajsze jeansy, a na górę luźną, bordową koszulkę. Leniwie rozczesałam swoją niedbałą fryzurę, po raz setny zastanawiając się czy nie byłoby lepiej jej przyciąć. Walczyłam ze sobą w tej kwestii od wielu miesięcy.

Na śniadanie zeszłam w dobrym nastroju. Ekran kuchenki wskazywał dwadzieścia cztery po dziewiątej. Zapewne wszyscy wciąż spali, skoro wczoraj tak się zasiedzieli. Pogrzebałam bez zażenowania w lodówce, jednocześnie nastawiając ekspres. Wyjęłam mleko z nadzieją, że w którejś szafce są płatki. Żeby to sprawdzić musiałam oczywiście do każdej zajrzeć. Odnalazły się w momencie, gdy byłam bliska utraty nadziei. Wsypałam je do miski i mechanicznie zalałam. Faza na podgrzewanie mleka minęła mi wieki temu, gdyż zdałam sobie sprawę, że jego smak prędko mnie usypia. Odebrałam swoją kawę i z pełnymi rękoma odwróciłam się z zamiarem pójścia do salonu. Jednak zamarłam, ledwo utrzymując swój posiłek przy sobie. Tuż przede mną zmaterializował się Loki, równie zdziwiony jak ja, choć przecież musiał mnie widzieć i miał opcję przygotowania się na konfrontację.

- Rozumiem, że teraz już zawsze będę wszędzie na ciebie wpadał, czy tak?- margnął, widocznie nieszczęśliwy z tej przyczyny. W zasadzie prezentował się jak siedem nieszczęść ogólnie. Miał podkrążone oczy, niewielką szczecinę, rozczochrane kudły i minę, jakby cały świat nie powinien istnieć.

- Nie wiem, nie wiem. Podobno marzenia się spełniają, więc niewykluczone.- Puściłam mu oczko, kiedy odzyskałam rezon, po czym wyminęłam go i usadowiłam się na kanapie. Przeżuwałam wolno, chłonąc energię z czekoladowych kulek. W połowie opróżniania miski przed stołem mignął mi pośpiesznie przechodzący czarnowłosy z kubkiem w dłoni.- Hej, a ty co? Nie potowarzyszysz mi?- zaczepiłam go odruchowo, przeklinając geny rodziców. Wcale nie chciałam z nim siedzieć.

- Preferuję samotność- mruknął niewyraźnie, idąc dalej. Wkrótce zniknął w windzie. Wzruszyłam ramionami i dokończyłam śniadanie. Popiłam je gorącym napojem, rozpływając się w myślach nad jego intensywnym, boskim smakiem.

Po czterdziestu minutach oglądania telewizji doszłam do wniosku, że muszę kupić jakieś książki, zanim kompletnie zwariuję. Ciężko było przyzwyczaić się do chwilowego braku obowiązków. Nie rozważając tego zbyt rozwlekle - dla swojego zdrowia - obrałam drogę do wyjścia z wieży. Przy okazji nałożyłam buty i kurtkę. Z torebki potrzebowałam ewentualnie portfela, ale w porę połapałam się, że przypadkiem zostawiłam go w kieszeni płaszcza. Dobrze, nie musiałam się cofać.

Kilka godzin chodzenia później moje nogi były w tragicznym stanie, zresztą tak samo jak reszta kończyn. Dźwigałam zadziwiająco duży ciężar. Lektury, koc, parę drobnych kosmetyków, nieco ubrań, szpilki z przeceny, kubek z kotem i krem do depilacji, który zapomniałam zabrać ze swojego - w pewnym sensie - poprzedniego mieszkania. Uśmiechnęłam się sama do siebie bez powodu. Ludzie patrzyli na mnie jak na obłąkaną. Nie zawadzało mi to. Zanadto uwierały mnie cholerne stopy, odejmując skupienie od innych, mniej absorbujących czynników.

Wróciłam do Stark Tower wczesnym wieczorem. Wszyscy spoczywali w salonie, oglądając, jedząc lub zwyczajnie rozmawiając. Spostrzegłam nową twarz, toteż odłożyłam torby na podłogę i podeszłam się przywitać. Znałam jego imię, jak chyba każdy Amerykanin, niemniej wypadało przedstawić swoje.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz