To może być nawet modrzew

9.9K 745 476
                                    

Wigilijny poranek nie wyróżniał się zbytnio spośród reszty. Słońce mocno świeciło, cisza na piętrze była przytłaczająca, a mi nie chciało się wstawać. Wszyscy zapewne siedzieli na dole, jedząc wspólne śniadanie lub ignorując wariacje Wdowy, której zdecydowanie odbiło. Dobrze, że dziś ta gorączka się kończyła.

Wybrałam luźniejsze ubranie, wzięłam szybki prysznic, uczesałam się i zeszłam do nich. Nie pomyliłam się, brakowało wyłącznie Bruce'a. Loki naprawdę niechętnie przesunął się bliżej brata, by zrobić mi miejsce. 

- Smacznego- zagaiłam odrobinę zachrypniętym głosem, zanim spoczęłam na kanapie. Steve przyjrzał mi się z troską, gdy inni odpowiadali tłumnie, że dziękują.

- Jesteś chora?- zapytał niepewnie. Miałam ochotę wywrócić oczami, ale to byłoby nieuprzejme. Ograniczyłam się do minimalnego kontaktu wzrokowego i wzięcia sobie kawałka chleba.

- Nie, po prostu to moje pierwsze słowa dzisiaj- wyjaśniłam cierpliwie, sięgając po plasterek sera.- Przepraszam- mruknęłam, kiedy przypadkiem trąciłam ramię Kłamcy. Skinął potulnie, ignorując wtargnięcie w przestrzeń osobistą. Ostatnio był dziwnie grzeczny w towarzystwie.

- Jak się spało?- Rogers dalej próbował bawić się w nawiązywanie konwersacji, czego nikt nie komentował, choć każdy uważnie śledził przebieg jego podbojów. Spiorunowałam spojrzeniem Clint'a, który prawie zakrztusił się swoją grzanką, jednocześnie śmiejąc się, jedząc i obserwując moje rozdrażnienie.

- W porządku- odparłam maksymalnie neutralnie, posyłając blondynowi uprzejmy uśmiech, ku uciesze widowni. Loki nieźle udawał obojętnego, jednak w momencie gdy również prawie zachłysnął się swoim posiłkiem z całej siły nacisnęłam swoją stopą na jego. Trzeba przyznać, że nawet nie pisnął i wyraźnie spokorniał.- Jakie plany na dziś?- rzuciłam w eter, zmieniając taktykę obronną.

- Upiekę indyka- odpowiedziała mi Tasha. Spodziewałam się czegoś w tym stylu. Popatrzyłam na resztę.

- A wam języka zabrakło?

- Ja miałem przykaz ustroić dom w świąteczne akcenty, co zrobiłem wczoraj w nocy, więc dziś jestem wolny.- Anthony uniósł ręce w geście podkreślenia swobody. Od kilku dni panował taki reżim, że każdy bał się oddychać za głośno.

- Kupię i ubiorę choinkę- wtrącił wesoło Kapitan. Miałam wrażenie, że gdyby Thor nie odezwał się natychmiast po nim to były żołnierz poprosiłby mnie o pomoc.

- Lecę do Jane zaraz po śniadaniu. Za to jutro zjem je z wami.

- Mam dziś wartę, zaraz wychodzę- zasępił się fałszywie Sokole Oko. Szczęściarz, przyjdzie na gotowe. Wolałabym pracować, niż znosić humory Rosjanki i on ewidentnie podzielał ten tok rozumowania.

- Loki?- zaczepiłam go słodkim tonem, prowokując, by przyznał się do lenistwa.

- Nie ma mowy. I tak dużo zrobiłem dla waszej durnej tradycji- zaparł się, mordując zielonymi ślepiami rudą. Ku mojemu oburzeniu zgodziła się z tym.- A co ty będziesz robiła?

- Ona nadal ma status gościa- zawyrokował mój brat, puszczając mi perskie oko. W tym momencie autentycznie go kochałam za rodzinną solidarność. Kłamca już-już otwierał usta, lecz zdążyłam przemówić pierwsza.

- A Bruce dotrze?

- Nie wiadomo.- Natasha skrzywiła się nieprzyjemnie, jakbym trąciła bolesną strunę. Między nimi coś było? Nie zwróciłam uwagi. To chyba dlatego, że zbyt wiele czasu spędzałam z byłym bogiem. 

- Najedzeni? Posprzątam.- Podniosłam się i powoli zaczęłam zbierać naczynia. Rogers od razu do mnie dołączył. Gdy szedł tuż za mną w stronę aneksu, stało się coś zaskakującego. 

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz