Długo leżałam, bojąc się otworzyć oczy lub poruszyć rękoma. Podświadomie czułam, że Lokiego nie ma już przy mnie w łóżku, ani w ogóle w Asgardzie. Łzy bezgłośnie ciekły mi po twarzy i choć miałam ochotę krzyczeć, nie mogłam wykrztusić z siebie nawet jęku. Wspomnienie jego budzącej się na nowo magii prześladowało mnie niczym senny koszmar. Nie chodziło o miłość - jak mogłam kiedykolwiek pomyśleć, że chodzi o przeklętą miłość? Jedyne co kochał to władzę, nieśmiertelność i dumę.
Nie potrzebowałam dowodów, by wiedzieć co oraz gdzie aktualnie robił, więc zebrałam się w garść i wstałam. Potykałam się o własne nogi, kompletując niestarannie jakikolwiek strój.
Wmawiali mi, że go zmieniłam - mylili się. Cały nasz czas spędzony wspólnie był nic nie wart, skoro jego marzenie o potędze wciąż prezentowało się w ten sam sposób. Nienaruszalna, utopijna i nieosiągalna idea. Należało pomóc mu z tym skończyć, tym razem porządnie, bez względu na konsekwencje.
Nie biorąc żadnego bagażu, prześlizgnęłam się niezauważona przez pałacowe korytarze, wprost do mostu. Heimdall z żalem w tonie zapytał czy jestem pewna tego co robię. Skomentowałam to wyłącznie cichą prośbą o wysłanie do domu. Pożegnaliśmy się kiwnięciem głowy. Wskoczyłam do portalu i wylądowałam na dachu wieżowca brata.
Jazda windą nigdy nie była dla mnie tak krótka i długa jednocześnie. Zdawałam sobie sprawę, że powinnam się pospieszyć, bo niewinni ludzie mogą w tej chwili umierać, a mimo to niewielka, samolubna część mnie pragnęła opóźnić spotkanie, aby zatrzymać w pamięci nietknięty obraz emanującego ciepłem Ponuraka.
Po dotarciu do pracowni Tony'ego poprosiłam Jarvisa o namiary na męża i przygotowanie mojego skafandra. Z ciężkim sercem wciskałam się w przebranie, wysłuchując raportu z centrum miasta puszczonego na płaskim ekranie w rogu pomieszczenia. Nie mogłabym udawać, że mnie to nie dotyczy i odpuścić z czystym sumieniem, żyjąc dalej w królewskim przepychu.
Udałam się na miejsce, natrafiając na zagorzałą bitwę pomiędzy moim ukochanym, a przyjaciółmi. Oni walczyli na ulicach, rozgramiając stwory, które zaoferowały swe usługi Lokiemu. On obserwował akcję z dachu.
Wylądowałam kilka metrów za nim i wyszłam z metalowej puszki. Nie zamierzałam się z nikim pojedynkować, zresztą widok mnie ubranej w zwykłą, szarą bluzkę oraz jeansy prawdopodobnie robił na nim intensywniejsze wrażenie. Jego szaleńczy uśmiech był rozproszony jeszcze zanim mnie ujrzał, jakby sam wątpił w swoje działanie.
- Po co ci to?- krzyknęłam, choć mój głos łamał się zdradliwie. Natychmiast obiecałam sobie, że nie zapłaczę. Nie będę żałosna.
Odwrócił się bezzwłocznie, zszokowany, a zarazem przestraszony.
- Co tu robisz? Powinnaś spokojnie spać na Asgardzie- oznajmił, jak gdybym pokrzyżowała jego skrupulatnie poukładane plany. Wzruszyłam teatralnie ramionami.
- Trzeba było przykuć mnie do łóżka. To od początku było kłamstwo? Nie chciałeś mnie? Nas?- zweryfikowałam, za wszelką cenę utrzymując obojętną minę. Wnętrzności skręcały mi się z nerwów, kiedy zrobił krok w moją stronę.
- Niezupełnie. Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, nie chcę cię zabić. Daj mi zabrać cię z powrotem.- Zmarszczył brwi, wyraźnie się o mnie troszcząc. Szkoda, że nie umiałam mu uwierzyć.
- Z tobą nigdzie nie jest bezpiecznie.- Objęłam się rękoma na sekundę głębokiego zastanowienia, po czym zrzuciłam z palca oba pierścionki, bezładnie upuszczając je na ziemię. Kłamca zrobił w moim kierunku kolejny krok, wyciągając dodatkowo dłoń.
- Proszę cię, nie dramatyzuj. Chodź do mnie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz- zadeklarował z nutą błagania. W jego tęczówkach malowała się panika, lecz wmawiałam sobie, że to następne kłamstwo. On nie był warty wybaczenia, nieważne jak paliłam się do dania mu go. Wykorzystał mnie, knuł za plecami. Czasami miłość to za mało.
- Broniłam cię, uznawałam za kogoś lepszego... a ty tak po prostu wybrałeś bycie potworem?Zawiodłam się na tobie- uświadomiłam mu gorzko, ruszając do zejścia budynku. Skafander więcej mi się nie przyda.
Nagle stało się coś nieoczekiwanego - Sokole Oko wskoczył na nasz dach, mierząc strzałą wprost w mojego męża. Był wystarczająco blisko mnie, by moja instynktowna reakcja nie poszła na marne. Rzuciłam się naprzód, gdy puścił cięciwę, w wyniku czego strzała przebiła moje ramię i upadła ponad metr przed Lokim.
W tym samym momencie czarnowłosy zaatakował swoją magią, posyłając zielony promień wprost na mężczyznę, którego zasłaniałam. Upadłam, krztusząc się powietrzem uciekającym mi z płuc. Moje serce powoli zwalniało i przeczuwałam, że mam przed sobą ostatnie sekundy życia.
Dwójka facetów dopadła do mnie na klęczkach.
- Nie. Nie, Sarah, przepraszam, nie chciałem w ciebie trafić- wymamrotał z przerażeniem Kłamca, dotykając mojego mostka. Przesyłał mi energię, jednak to ewidentnie nie wystarczało, bo nadal słabłam. Uśmiechnęłam się smutno.
- Podejrzewałam taki obrót wydarzeń. Notabene, jestem tylko ludzką kobietą. Nie wypada, żeby ci zależało.
- Nie jesteś. Stanowisz wyjątek od reguły. Błagam, nie umieraj. Kocham cię, przysięgam. Nie zostawiaj mnie. Gdybym wiedział, że... nigdy bym cię nie zostawił... - Ścisnął rozpaczliwie moją dłoń, czego nie miałam siły odwzajemnić. Oparł o siebie nasze czoła.- Nie wiedziałem jak mocno cię kocham, Sarah. Proszę, nie.
- Nie zorientowałbyś się, gdyby nie to- uprzytomniłam mu.
Wytężyłam zmysły, pozwalając nam na czuły, pożegnalny pocałunek. Przysłaniał mi niebo, toteż finalny obraz pozostały przy mnie, kiedy straciłam przytomność i na zawsze zapadła ciemność, przedstawiał piękne, zielone oczy pełne łez.
Loki nie mógł się pozbierać. Trzymał jej zimne, martwe ciało w swoich ramionach, ale nie potrafił pogodzić się z prawdą. Dlaczego musiał ją stracić, żeby dostrzec jej wartość? Nie obchodziło go, że był okrążony przez agentów Fury'ego, w tym jej zdruzgotanych przyjaciół i brata. Moczył lodowatą szyję słonym potokiem, desperacko obejmując jej sylwetkę. Bez niej nic nie miało sensu. Po co ma podbijać światy, jeżeli jedyna osoba, która w niego wierzyła zginęła z jego rąk?
Wsunął twarz w jej miękkie włosy i zdążył wciągnąć ich uzależniający zapach, nim któryś z dryblasów szarpnął go za kark. Podniesiony przemocą, zamknięty w helikopterze i odcięty od ułudy obecności ukochanej czuł, że im dalej od niej tym z nim gorzej. Krzyczałby lub wył, lecz w usta wetknięto mu knebel. Związane kończyny zabraniały rozbić szkło na drobny mak, wyskakując z pułapki. Był bezsilny, pozbawiony wewnętrznej podpory. Pozbawiony Sarah.
Niemo przyrzekł, że nienawiść do samego siebie przenigdy go nie opuści. Tym razem, stając przed obliczem Odyna, wiedział, że zasłużył na najcięższą karę.
![](https://img.wattpad.com/cover/93198498-288-k616272.jpg)
CZYTASZ
Wyjątek od reguły
FanfictionOkazuje się, że Stark ma siostrę o której istnieniu nie miał pojęcia nikt, nawet on sam. Ona nagle postanawia wrócić do domu, mając zresztą swoje powody. Loki po roku spędzonym w celi zostaje skazany na życie na Midgardzie, bez swoich mocy i pod op...