Stał przy szafie tak długo, że bałam się czy nagle się nie rozmyślił.
- Loki?- pisnęłam, aby oprzytomniał. Drgnął, wybudzony z transu. Klęknął naprędce i zanurkował wewnątrz mebla. Musiał nieźle schować swój podarunek.
- Gdzieś tu jest, chwila- uspokoił mnie, choć sam zaczynał panikować. Przełknęłam cicho ślinę, podchodząc do niego. Położyłam dłonie na jego ramionach w geście pokoju, uciskając lekko.
- Znajdziesz, a nawet jeśli nie...- zaczęłam, chcąc powiedzieć, że wystarczą mi same dobre chęci, jednak nie było mi dane dokończyć.
- Nie rozpraszaj mnie- warknął instynktownie. Skrzywiłam się, tracąc przynajmniej połowę nastroju. Co on sobie wyobrażał? Że jestem jakimś psem którego można besztać, bo pomachał ogonem bez pozwolenia? Już miałam odejść, kiedy chwycił mnie za nadgarstek.
- Nie obrażaj się, to nie miało zabrzmieć w ten sposób. Ciężko mi się myśli, gdy czuję jak nade mną stoisz- wyjaśnił cierpliwie, patrząc na mnie sugestywnie. Zarumieniłam się, rozumiejąc wyznanie. Odchrząknęłam i odsunęłam się na bezpieczną odległość, pozwalając mu swobodnie wrócić do grzebania. Po kilku minutach odetchnął z ulgą. Zdziwiłam się, że tak mu zależało na jakimś durnym prezencie. Nie kupił chyba czegoś bardzo drogiego? Zamknął drzwiczki i zbliżył się do mnie z czarnym, płaskim pudełkiem.
- Co to jest?- Próbowałam je przechwycić, jednak mi nie pozwolił. Uklęknął przy moich nogach, wprawiając mnie w dyskomfort. O co mu chodziło?- Dasz mi to czy nie?
- Chcę zrobić wstęp, nie bądź niecierpliwa.- Uśmiechnął się złośliwie, uświadamiając mi, że zachowuję się jak dzieciak. Zmarszczyłam nos, składając ramiona na piersi. Wsparł się na moim kolanie, żeby stworzyć poważny nastrój i wpatrzył głęboko w moje oczy. Teraz to dopiero mnie przeraził. Chciał dać mi popiół ze zwłok swoich krewnych czy co?
- Zacznij, zanim ucieknę z krzykiem- poradziłam, kręcąc się niespokojnie. Znając jego to mogło być dosłownie wszystko, łącznie z jakąś magiczną pułapką w której zamknąłby mnie na wieki.
- Dobrze, tylko mi nie przerywaj. To nie będzie długa historia- zakomunikował, samemu nabierając niepewności.- Kiedy dowiedziałem się, że jestem adoptowany byłem wściekły. Miałem być następcą tronu, a zostałem w ogóle wykluczony z kolejki. Domyślasz się, że nie było mi łatwo. Władza to coś, na czym opieram swoje życie od zawsze. Znalazłem sposób, aby poczuć się lepiej. Potrzebowałem pobyć sam, toteż zacząłem podróżować między światami. Najpierw odwiedzałem te bliższe, aczkolwiek później przestało mi to wystarczać. Brnąłem coraz dalej, szukając swojego miejsca na świecie, aż do momentu pamiętnego najazdu na Nowy Jork i mojej niewoli. Wiesz co nastąpiło - bla bla bla, trafiłem tu, poznaliśmy się. Nieważne, nie w tym rzecz. Chciałem powiedzieć, że podczas moich wypraw rosło moje poczucie przynależności do całego wszechświata i przestałem czuć chorobliwą żądzę bycia prawdziwym synem Odyna. Otwórz- poprosił, odrobinę nerwowo. Pokrzepiłam go nieśmiałym uśmiechem, przejmując podarunek. Drżącymi palcami rozwiązałam wstążkę i zdjęłam wieczko. Wewnątrz były kamyki: małe, duże, kolorowe, matowe, gładkie i poszarpane; każdy wyjątkowy, całkowicie różny od reszty. Nic nie rozumiałam. Spojrzałam na niego bezradnie, licząc, że jeszcze coś powie.
- Co...?- zawiesiłam się. Nic mądrego nie wpadło mi do głowy, przysięgam. Żadnego pomysłu. Jak ta opowiastka miała się łączyć z tą osobliwą zawartością?
- Każdy świat jaki odwiedziłem był niepowtarzalny. Czasem były to mroźne krainy pełne cienia, często opuszczone pustkowia z dziwnymi, nierzadko cennymi minerałami... Z każdego z nich zabierałem pamiątkę w postaci fragmentu skały, ziemi czy czegokolwiek. Przechowywałem je jak skarby- oznajmił przeciągle, wyczekując widocznej reakcji.- Daję ci je. Są twoje- dodał, w razie gdybym wciąż nie pojmowała. Rozszerzyłam powieki, kompletnie oszołomiona. Te kamyczki to... spoza Ziemi... Czy on zwariował? Wręczać mi coś takiego? Mój koc i książka nagle wydały mi się strasznie nietrafione.
- Jesteś chory.- Roześmiałam się, brzmiąc prawdopodobnie jak szaleniec. Zamarł, jakby to była odpowiedź, której nie przewidział w najmniejszym stopniu.
- Wytłumacz.
- Oddajesz mi coś tak cennego. Przy tym mój prezent wydaje się być niczym. Te drobne odłamki wiele dla ciebie znaczą, nie mogę ich po prostu wziąć...- zająknęłam się. Zamknęłam pudełko i wepchnęłam je z powrotem w jego zimne dłonie.- To naprawdę cudowne. Jestem zachwycona i wdzięczna i... nie mam słów... nie przyjmę tego...- Plątałam się w zdaniach, póki nie stanął przede mną i nie pochylił się, by zajrzeć mi w oczy z góry. Przyznaję, byłam na granicy rozpłakania się, bo zdałam sobie sprawę, że musiał mnie mocno polubić, skoro chciał oddać mi jedyne materialne wspomnienie ze swojego bycia bogiem.
- Nie pytałem czy weźmiesz. Nie chcę tego, jest twoje. Powiem to wyłącznie raz, więc uspokój się i posłuchaj.- Jego śródręcze przywarło do mojego policzka, kiedy unosił mój podbródek. Starałam się nie okazać słabości.- Byłaś pierwszą osobą w tym cholernym domu, która podeszła do mnie bez wstępnej nienawiści. Pokazałaś mi, że moje uwagi mogą być odwzajemnione, a drażnienie się i przekomarzanie jest przyjemniejsze od niekończących wyzwisk. Mogę zejść do salonu, a oni nie będą traktować mnie jak intruza. Pozwoliłaś mi zasypiać przy swoim boku, gdy zauważyłaś, że dopiero wtedy rzeczywiście odpoczywam. Nie kazałaś mi spadać, bo pozwalałem sobie na zbyt śmiałe akcje. Jesteś dla mnie cenniejsza, niż wszystkie te kamienie razem wzięte, Sarah.
Zastygłam osłupiała. Pod moimi powiekami zgromadziły się łzy. Niezaprzeczalnie - wzruszyłam się. Typowa kobieta. Musiało mu być koszmarnie ciężko powiedzieć coś takiego i widać, że walczył sam ze sobą. Potrafiłam docenić gest. Rzuciłam mu się na szyję, przewracając nas oboje na podłogę. Wtuliłam się w jego twardy, chłodny tors, na co on objął mnie sztywno.
- Nie złamałam ci niczego?- dopytałam, pociągając nosem.
- Nie. Przestań płakać, kretynko. Przysięgam, nigdy więcej niczego takiego nie usłyszysz. Żałosna reakcja. Wyrosłaś z grupy przedszkolnej wieki temu, czas dojrzeć. Wyglądasz strasznie, przypominasz mokry pomidor.
- Zamknij się.- Ponownie się roześmiałam, nie potrafiąc nic na to poradzić.
- Gdybyś mogła siebie zobaczyć... Myślałaś, że to na serio? Żartowałem przecież. Idiotka- mruczał z pretensjami, uchylając się od odpowiedzialności. Nie obchodziło mnie to. Za późno, nie dało się odwołać tego wyznania. Wspięłam się nieco i delikatnie go pocałowałam.
- Nie brnij, skompromitujesz się. Lepiej chodź, zobaczymy co dostałeś od innych- zaproponowałam, podnosząc się. Sytuacja wymagała ewakuacji z pokoju. Należało go odciągnąć od analizowania, inaczej do końca przyszłego roku byłabym zmuszona do wysłuchiwania jakim to on jest świetnym kłamcą i jak doskonale mnie nabrał. Nawet jeśli bezczelnie zagrał na moich emocjach to było to najpiękniejsze oszustwo jakie kiedykolwiek mógłby sklecić.
![](https://img.wattpad.com/cover/93198498-288-k616272.jpg)
CZYTASZ
Wyjątek od reguły
FanfictionOkazuje się, że Stark ma siostrę o której istnieniu nie miał pojęcia nikt, nawet on sam. Ona nagle postanawia wrócić do domu, mając zresztą swoje powody. Loki po roku spędzonym w celi zostaje skazany na życie na Midgardzie, bez swoich mocy i pod op...