Cynamon i imbir

9.5K 687 91
                                    

Czas w wieży pędził nie na żarty. Zanim się obejrzałam do świąt zostały dwa tygodnie. Wszyscy planowali prezenty lub zastanawiali się nad organizacją wigilii, w większości nie mając nikogo poza sobą. Cieszyło mnie, że nie będę w tym roku sama. Boże Narodzenie w pojedynkę nie dawało tyle szczęścia, co spędzane w grupie.

Nigdzie nie było spokojnego miejsca, bo panowała atmosfera porządkowa. W końcu zdenerwowało mnie to do tego stopnia, że postanowiłam ukryć się gdzieś, gdzie miałam gwarancję pozostania niewykrytą.

Zapukałam cicho do drzwi i weszłam, kiedy odpowiedziało mi niechętne chrząknięcie Lokiego.

- Mogę u ciebie posiedzieć?- zagaiłam z nadzieją, stając w niewinnej pozie.

- Wdowa zaczęła walne sprzątanie i usiłuje nakłonić ludzi do pomocy wbrew ich woli?- dopytał, przewracając stronę książki. Czy on nie robił nic poza czytaniem?

- Tak. Jest nieznośna. Zastanawiam się nad opuszczeniem kraju na okres przygotowań- mruknęłam z przekąsem, moszcząc się na brzegu łóżka. W zasadzie mogłam wyjechać, ponieważ wciąż miałam w zapasie mieszkanie za granicą.

- Nie możesz mnie tak zostawić- rzucił impulsywnie, po czym udawał, że nic się nie stało. Ostatnio często doświadczaliśmy takiego zapominania się. Ze swojej strony starałam się współpracować i to ignorować - wtedy w moich momentach słabości odwdzięczał się tym samym.

Niepewnie się rozejrzałam, chociaż nie byłam tu przecież po raz pierwszy. Kolorowe stosy lektur, ustawione na stoliku i podłodze, zielone ściany, okna przysłonięte ciężką firaną. Pomimo czystości wydawało się być obskurnie.

- Ciemno tu masz.

- Lubię.

- Zepsujesz sobie wzrok- zawyrokowałam z niekłamaną troską. Ponurak obdarzył mnie pogardliwym spojrzeniem.

- Jeśli przyszłaś mi matkować to lepiej wyjdź.- Machnął ręką w kierunku korytarza na co głośno westchnęłam. Grząski grunt. To inaczej. Wspięłam się na czworaka, by przetransportować bliżej i wyjęłam książkę z jego dłoni, używając przy tym sporo siły, bo nie chciał puścić jej dobrowolnie. Jakby to była jakaś bariera bezpieczeństwa. Odłożyłam ją na bok i spoczęłam tuż przy nim.- Jesteś paskudna.

- Uczę się od mistrza.- Pokazałam mu język ze świadomością faktu, że to dziecinne.

- To zaproszenie?- Uniósł zadziornie brew, wywołując u mnie rumieniec. Cholera, albo on był w tym coraz lepszy albo ja coraz bardziej podatna.

- Chciałbyś- prychnęłam z udawaną wyższością, splatając przedramiona na piersi.

- Gdybym chciał to dawno byś o tym wiedziała- wymruczał ze złośliwym uśmiechem satysfakcji, wcześniej przybliżając się do mojego ucha. Teraz miałam czerwony też dekolt. Myśl o całowaniu go wywoływała duże, pozytywne emocje. Nie wiem kiedy doszłam do stanu w którym chciałam, żeby jego usta wylądowały na moich. Jeszcze parę tygodni temu było mi głupio z samą ideą zainteresowania jego aparycją. Musiałam pogodzić się z tym, że pociągał mnie w przedziwny sposób.

- Przebywanie z tobą poważnie mi szkodzi- oznajmiłam z pretensją, wachlując się.

- Nie da się zaprzeczyć- zarechotał, czując się zwycięzcą tego krótkiego pojedynku. Chciałam zamordować go wzrokiem, ale gdy spotkałam się z jego, niepohamowanie rozbawionym, ochota na to jakoś mi przeszła. Zachwycał mnie podczas ulotnych chwil czerpania frajdy z naszych utarczek. Zielone tęczówki błyszczały setkami odcieni złota, a wąskie usta drżały pod naporem mięśni, pragnących zwyczajnego grymasu radości.

Gapiliśmy się na siebie zdecydowanie za długo, każde pogrążone we własnych rozważaniach. Delikatnie, żeby go nie spłoszyć, odsunęłam czarne kosmyki z jego czoła. Wzdrygnął się, co podziałało na mnie jak gwałtowne odepchnięcie i sprawiło przykrość. Nie wiem na co liczyłam. Nabrałam powietrza w płuca, odrywając się brutalnie od patrzenia na niego.

- Pójdę zrobić herbaty. Chcesz?- zaoferowałam, chcąc uwolnić nas oboje od nieprzyjemnie zgęstniałego klimatu. Skinął niemo, z powrotem spochmurniały.

W aneksie, przy czekaniu na zagotowanie wody, pozwoliłam sobie na małą analizę, która niefortunnie zabrnęła za daleko, wymykając się spod kontroli. Sądziłam, iż moje towarzystwo to coś, do czego przywykł na tyle, że zdążył je wręcz polubić, lecz co jeżeli byłam w błędzie? Może nic się nie zmieniło i narzucałam mu bez przerwy swoją obecność, podobnie do Steve'a wmawiającego sobie, że ma u mnie szanse. Czy ja chciałam mieć u niego szansę? Faceci zwykle byli poza obrębem moich zmartwień. Trzymałam dystans do jakichkolwiek form relacji. Odkąd zjawiłam się u brata wiele poprzednio ważnych dla mnie spraw zeszło na inny tor, ustępując nowym - tylko dlaczego akurat Loki musiał być jedną z nich?

Zalałam torebki z herbatą, po czym dosypałam do nich kojących moje nerwy przypraw. Z sercem w gardle pomaszerowałam do pieczary smoka z zamiarem zapytania o dręczącą mnie kwestię. Łokciem nacisnęłam klamkę od zewnątrz, by następnie od środka zamknąć wyważonym kopnięciem.

- Gdzie postawić?

- Zaczekaj.- Uprzątnął pospiesznie grube tomy, spoczywające na miniaturowym stoliku u wezgłowia łóżka i wskazał mi pustą przestrzeń. Posłusznie umieściłam w niej parujące kubki.- Co to za zapach?

- Cynamon i imbir.

- Wiesz, że są afrodyzjakami?- Wyraźnie przewidywał jakąś malowniczą reakcję, bo odrobinę się zasępił, gdy wzruszyłam obojętnie ramionami. Ukłucie samozadowolenia, że tym razem to ja wygrałam pozwoliło mi na szeroki uśmiech.

Rozsiadłam się na materacu, w czasie gdy on pochylił się nad herbatą. Ostrożnie siorbnął łyka, osłaniając śródręcza rękawami ciemnoszarego swetra.

- Całkiem nieźle smakuje. Wreszcie coś ci się udało.- Za tę odzywkę oberwał łokciem w żebra. Sięgnęłam po swoją porcję napoju, siłą rzeczy zawisając torsem tuż przy nim.- Ej, moim zdaniem to było miłe.

- Pozwól, że sama zdecyduję co jest dla mnie miłe- fuknęłam, na co przekręcił moją głowę w swoją stronę. W tej pozycji nasze twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. W moim podbrzuszu natychmiastowo zacisnął się skurcz podekscytowania, mimo wiedzy, że i tak nic się nie wydarzy. Ponurak przygryzł policzek od wewnątrz, wwiercając się wejrzeniem w moją czaszkę.

- Jesteś najbardziej intry... irytującą z kobiet- wysyczał, mrużąc nieco powieki. Zezłościł się na samego siebie za pomyłkę w tak kluczowym położeniu. Dreszcz z powodu bycia dla niego intrygującą rozpłynął się błogo po moim ciele. Szybko wzięłam herbatę i zajęłam uprzednie stanowisko. Łagodnie podmuchałam gorącą taflę.

- Czyli ci nie przeszkadzam?

- Najchętniej zobaczyłbym, jak wylatujesz przez okno- skontrował, jednak ja już wiedziałam, że gdybym naprawdę mu zawadzała to wcale nie miałby trudności z okazaniem mi tego, zarówno werbalnie jak i namacalnie. Zwyzywałam samą siebie od kretynek za to, że wcześniej nie doszłam do identycznego wniosku. Nie znaliśmy się od wczoraj. Hormony musiały namieszać mi w logicznym rozumowaniu, co było ciut przerażające.

- Też cię lubię- roześmiałam się, niezbyt urażona jego wspaniałą wizją zabijania mnie.

- Wariatka.


-----

No dobra, nie wiem co się stało, ale obudziłam się z wielką potrzebą poprawiania dalej, więc jest kolejny, a co więcej, być może będę poprawiać dalej, skoro poniedziałek jest wolny.

Lekka rekompensata za cały poprzedni okres oczekiwania, bo ten rozdział tylko w niewielkim stopniu przypomina swój pierwowzór, także jest praktycznie nowy. Lepszy, moim zdaniem, ale kto pamięta co było w poprzednim może się nie zgodzić. Jestem ciekawa waszej opinii. 

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz