Jest dorosła

8.2K 647 55
                                    

Ten jeden jedyny raz wyszedł z wieży do miasta, aby zaszyć się w jakiejś spelunie i uwolnić od zastanawiania nad Sarah, zamkniętą w swoim pokoju przez niego. Rozważał porozmawianie z nią raz jeszcze, lecz wciąż rezygnował w ostatnim momencie, uznając to za bezsensowne poniżenie. Nie miał też ochoty na kolejną pogawędkę z Thorem o tym, że ukrywa swoje prawdziwe, dobre oblicze i powinien w końcu wypuścić je na światło słoneczne, zanim zgnije. Coś takiego nie istniało, a przynajmniej nie na taką skalę, jaką wyobrażał sobie naiwny blondyn. Szczerze mówiąc był przekonany, że nie posiadał ani krztyny serca, póki jego własna ignorancja nie zadała mu ciosu.

Na początku nie zauważył drobnej zmiany w zachowaniu krążących po budynku ludzi. Zakładał, że przybite nastroje nadal są winą zatrzaśniętych przez szatynkę drzwi, chociaż nie wiadomo dlaczego przestali już urządzać pod nimi pikiety. On sam stwierdził ostatecznie, że nie zamierza brać udziału w jej gierkach i generalnie to przecież chciał, żeby się od niego odsunęła.

Trzy dni minęły mu niesamowicie wolno, bo ciążyło mu szybko rozprzestrzeniające się i trawiące wnętrzności poczucie, że coś jest nie w porządku. Intuicja błagała go, by zbadał teren naokoło dokładniej i sprawdził, co przeoczył. Specjalnie wzbraniał się, ignorując ją i nie wychodząc nawet do okna, pod którym zwykł spędzać z siostrą Starka najwięcej czasu. Jednak kiedy absolutnie żadna wycieczka nie zakłóciła jego spokoju zbyt długo - upór osłabł, a książka upadła zapomniana na materac. 

Z nieznanego mu powodu narastała w nim dziwna forma lęku, gdy kroczył korytarzem, zmierzając do niej. Dotarłszy, mógł usłyszeć przyspieszone tętno w swoich uszach. Loki wiedział, że ma niezawodny instynkt, a ten ewidentnie krzyczał do niego o jakiegoś rodzaju katastrofie. Ze zdumieniem odkrył, że jego dłoń ledwo widocznie drży, kiedy uniósł ją do zastukania w drewnianą powierzchnię.

Odpowiedziała mu wszechogarniająca cisza, rozchodząca się po ciele z pomrukiem grozy. Ostrożnie nacisnął klamkę, nie mając zbytniej nadziei na to, że ustąpi. Zmarszczył niespokojnie brwi, patrząc jak zapora bezproblemowo osuwa się dalej z żałosnym jękiem zawiasów. Zajrzał do środka, a widok odebrał mu oddech.

Czy to na pewno właściwy pokój?

Przestąpił przez próg i dotknął pustego stolika na którym zaledwie tydzień temu widział stos długopisów, wazon z kwiatami oraz pudełko chusteczek. Na łóżku leżała złożona w kostkę pościel, biurko świeciło pustką, a krzesło - poprzednio okryte byle jak porzuconym ubraniem -było nagie. Wyglądało na to, jakby nikt tam nie mieszkał.

W akcie desperacji przewędrował do ich ulubionego miejsca, licząc na pozytywny znak, że świat zaraz nie runie mu na kark, miażdżąc kręgosłup. Poza obrazem zabieganego Manhattanu za szybą, znalazł tam czarne, płaskie pudełko wręczone kobiecie na święta i niewielką kartkę, skreśloną damskim pismem.

"Jeśli nie jesteś Lokim to wiadomość nie jest dla Ciebie.
Oto Twoje kamienie, oddaję. Dostałam je od kogoś dla kogo byłam ważniejsza, niż dziesiątki przemierzonych światów. Przestałam być, więc nie należą mi się. Niech będą pamiątką tego, że potrafisz być lepszym sobą, kiedy choć przez moment nie udajesz. Zawiodłeś mnie i jednocześnie dałeś cenną lekcję. 
Zacznij żyć naprawdę, Ponuraku, zamiast wiecznie grać."

Niewiele rzeczy potrafiło zmusić go do udania się do kogoś po pomoc, mimo to przełknął dumę i chłodnym, niewyrażającym niczego chodem udał się do salonu.

Iron Man odpoczywał na sofie w towarzystwie Hulka, dzierżąc w palcach szklankę z nierozcieńczoną whiskey. Oboje umilkli na jego przybycie, oczekując, co powie.

- Gdzie Sarah?- Wyćwiczony, bezuczuciowy głos spłynął na nich, wywołując zdziwienie.

- Najprawdopodobniej ciągle w Argentynie.

Ta informacja rozbudziła w nim coś na podobieństwo strachu. Niewidzialna lina zacisnęła się w okolicy jego płuc, gdy wyobraził sobie tysiąc różnych scenariuszy. Z miliona pytań wybrał chyba najważniejsze.

- Kiedy planuje wrócić?

- Eeee... wcale. Czy ty o niczym nie wiesz?- Zielony naukowiec wydawał się sceptycznie nastawiony, aczkolwiek zmienił zdanie po zobaczeniu na obliczu byłego boga słabego błysku autentycznego szoku.- Sarah wyprowadziła się cztery dni temu. Jej asystent przyjechał przekonać ją do powrotu do pracy.

- Żegnała się z nami, gdzie wtedy byłeś?- wtrącił mechanik, zapijając pytanie alkoholem. W Lokim wezbrała się furia. 

- I wy jej pozwoliliście? Tak po prostu?!- warknął, obracając w głowie potencjalne opcje wydarzeń, mogących być katastrofalnych w skutkach.

- Jest dorosła.- Stark usiłował się bronić, ale nie dość efektywnie.

- Ona jest cholerną pracoholiczką! Nie była choćby w pobliżu tego trującego środowiska, a i tak nie mogła spać przez nerwobóle. Czy wy w ogóle cokolwiek o niej wiecie?! To może wykończyć tę przeklętą kretynkę, a wasza wymówka od reakcji to "Jest dorosła"?! Żartujecie sobie?!

Wściekłość na gapiących się na niego w osłupieniu debili niemal kompletnie zasłoniła mu mgliste ostrzeżenie, że nie ma chwili do stracenia na krzyki. Musiał ustalić jej lokalizację i jechać, natychmiast.

Wcześniej nie uważał jej za stuprocentowo głupią, lecz w obecnej sytuacji należało poddać to powtórnej analizie. Spodziewała się, że jeżeli zacznie od nowa grzebać w tym bagnie to wir obowiązków z łatwością wciągnie ją na dno i wykasuje wspomnienia? Skłamałby, gdyby powiedział, że się nie przejął, jakkolwiek ciężko było mu to przyznać. Uderzyła go tam, gdzie miała być niewypełniona niczym przestrzeń. Czuł i nie stanowiło to dla niego przyjemnego doświadczenia. Odeszła z jego winy, bo jak zwykle uznał, że tylko on ma prawo do racji. Wizja jej torturowanego przez własny organizm ciała nie chciała ustąpić mu sprzed oczu. Potrzebowała go, chociaż nie zdołałaby tego zaakceptować po tym, jak ją potraktował. Nie dowierzał sam sobie, że martwił się o stan ludzkiego pomiotu, a ponadto, iż stawiał sobie za cel ratunek takowego.

- Adres- syknął, nie przyswajając niczego, co mamrotali w trakcie jego procesu myślowego. Zapisał ulicę i numer mieszkania na drugiej stronie liściku od niej.

Był gotów obiecać jej co sobie zażyczy, byle wróciła na stałe. Niewykluczone, że nawet mógłby dotrzymać którychś z danych słów. Niezmiennie pozostawała dla niego kimś ważnym, kto zadbał o niego, mimo otwartej defensywy, jaką ją raczył. To o co się pokłócili stanowiło piękny pokaz jego niestłumionego egoizmu i - jak zrozumiał - intencji ochronienia jej przed tym, za kogo on sam siebie przyjmował. Czy umiałby przeprosić bez szyderstwa? 

- Nie obejdę się bez pieniędzy na bilet, Anthony. Daj mi je, a przywiozę ci siostrę.


-------

Ja wiem, że jest skandalicznie krótki wręcz, tak, ale dłuższy, niż pierwowzór.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz