Zły plan

8.9K 641 90
                                    

Rozstawaliśmy się w zgodzie, więc nie liczyłam na specjalnie uroczyste przyjęcie. Widok prowizorycznego tortu na stole uświadomił mi, że Loki musiał wywołać niezłą panikę przed wycieczką po mnie. Zostałam wyściskana z każdej strony i ponaglona do obiecania, że już nie wyjadę. Powiedziałam Anthony'emu, że rezygnuję z pracy, by nie martwił się w żadnym stopniu ewentualnym wykradaniem mu projektów. Skwitował to parsknięciem, niemal dusząc mnie w ramionach.

Ponurak ulotnił się gdzieś pomiędzy Bruce'm oświadczającym mi, że powinnam lepiej o siebie dbać, a Tashą komentującą fakt bycia jedyną kobietą w zespole. To, co się działo po naszej rozmówce w Argentynie powoli wykraczało poza sferę zupełnie nieszkodliwych pocałunków i oboje nie byliśmy pewni co uczynić z tym fantem. Praktycznie całą trasę milczeliśmy, choć mieliśmy dwie przesiadki. Udało mi się zdobyć na odwagę, by złapać go za rękę podczas pierwszego lotu. Kiedy ją chwycił, nie puszczał aż do Nowego Jorku. Z sekundą, gdy nasze stopy zetknęły się z docelowym lądem - brunet wyprzedził mnie o krok i nawet nie zerknął za siebie.

Ulokowałam się z bohaterami wokół stołu, ucieszona perspektywą zjedzenia czegoś smacznego i nieokraszonego wrzeszczącą na dziecko matką, znajdującą się w obowiązkowych elementach podróży, niezależnie od kraju. Zamówili pizzę, bo to mój ulubiony rodzaj pustych kalorii. 

- Jak Loki nakłonił cię do powrotu?- zapytał Steve, przykuwając uwagę towarzystwa. Zamarłam. Wyznanie prawdy wiązałoby się z ujawnieniem pilnie strzeżonego przez nas początku romansu. Hulk w ludzkiej skórze uniósł brew, posiadając wiedzę, jaka innym nie była dana. Przeżułam włoskie ciasto, zalegające w moich ustach, dobierając rozsądnie słowa.

- Uratował mi życie- zdecydowałam, pragnąc podreperować jego wizerunek na przyszłość. Natychmiast zaczął się koncert zdumionych okrzyków.

- Jak?!

- Hm. Zemdlałam w wannie. Staranował drzwi, gdy nikt mu nie otwierał i wyjął mnie z niej.- Potem się pokłóciliśmy, pocałował mnie i zrobiło się gorąco, a ja pod wpływem nacisku przysięgłam mu, że z nim pójdę. Na samo wspomnienie zaczerwieniłam się malowniczo.

- To znaczy, że widział cię nago?- Rogers trafił w sedno tego, o czym najprawdopodobniej reszta myślała, gdyż obserwowali w skupieniu. Roześmiałam się, nie umiejąc powstrzymać.

- No tak...- I to dwa razy.-... ale raczej ważniejsze dla niego było, żebym wypluła wodę z płuc, niż podziwianie tego cudu natury. Migiem podał mi ręcznik.

Aura mieszała się nierównomiernie do końca wieczoru, dzieląc na dwa obozy - głównie wdzięczni i nieprzyjaźnie podejrzliwi. Skłamałam, że idę spać, zamierzając zajrzeć do mojego wybawiciela i dojrzale pogadać. Ucałowałam każdego z osobna, podziękowałam za miłe powitanie, po czym zwinęłam się ekspresowo do windy. 

Kilkukrotnie uderzyłam knykciami kawałek od kartki, która pomogła mi się odnaleźć pierwszej nocy tutaj. Ze środka dobiegło ponure warknięcie, toteż z bijącym w gardle sercem weszłam i zamknęłam za sobą. Siedział na podłodze, plecami oparty o łóżko. 

- Czy twój materac jest dla ciebie za miękki?- skwitowałam, autentycznie rozbawiona zastawaniem go w coraz ciekawszych pozycjach. Posłał mi obojętne spojrzenie, zrujnowane przez rozszerzające się źrenice.

- O co chodzi?- zagadnął, gdy bezczelnie chłonęłam jego postać, nie przerywając ciszy. Na dobrą sprawę nigdy nie przyglądałam mu się nazbyt szczegółowo. Wysokie, chude ciało, pachnące spokojem i smukłe palce, które mimo lodowatej temperatury doskonale mnie rozgrzewały. Sprężysta, gładka szyja z uwydatniającymi się w nerwach żyłami. Wąskie, twarde z zewnątrz wargi, kryjące jedwabistość i ciepło. Idealnie prosty nos oraz wyraziste, przepiękne kości jarzmowe. Kluczowe detale zarezerwowałam na deser: gęste, czarne, pokręcone włosy, okalające tę perfekcyjnie wykrojoną twarz, a także oczy, głębokie, intensywnie zielone. Skrzywił się, ponawiając próbę skontaktowania ze mną.- Sarah?

- Tak. Chyba należałoby pomówić.

- O czym?- Nonszalancko przewrócił kartkę czytanej książki, wwiercając się wejrzeniem w mój kręgosłup. Testował determinację wymaganą ode mnie do podjęcia tematu. Zacisnęłam i rozluźniłam pięści, mobilizując się do wykrztuszenia tego.

- O nas.

- Nie mam nastroju- rzucił bez zawahania, pochylając się ku lekturze z nagłym ożywieniem. Wypuściłam powietrze nosem, kręcąc głową z rozczarowaniem. Wysupłałam wolumin z jego szponów i usiadłam mu okrakiem na kolanach.- Zły plan.

- Dyskusja o nas? Kiedyś musimy...

- Nie. To jest zły plan- wtrącił i wskazał na moje położenie. Puls podskoczył mi do trzystu.

- Ja sądzę...- bąknęłam zdradliwie drżącym głosem, po drodze gubiąc pojęcie o celu do którego dążyłam z tym zdaniem. Mężczyzna pogładził finezyjnie mój policzek, zanim z pasją przywarł swoimi ustami do moich. Oparłam śródręcze na jego torsie, poddając się sile jego perswazji. Chłodna dłoń przeczesała pasma na moim karku, tuż przed zajęciem się zamkiem błyskawicznym przylegającej, eleganckiej sukienki. Później pociągnął od dołu, unosząc ją aż do talii. Zsunął się z językiem do obojczyka, a następnie za ucho.

- Zdejmujemy?- wyszeptał, drażniąc się z moimi zmysłami. Wbiłam paznokcie w jego bark, walcząc z rozkosznie rozpraszającą przyjemnością.

- Nie- jęknęłam, stuprocentowo wbrew sobie.- Porozmawiajmy.

- Jesteś przekonana, że to najbardziej satysfakcjonująca z opcji?- wymruczał żarliwie, scałowując wrażliwe miejsce za moją szczęką. Zagryzłam udręczone ekstazą stęknięcie.

- Nie, jednak tak trzeba.

- To mów- zadrwił, nie zaprzestając pieszczoty. Przymknęłam powieki, modląc się o niezłomność.

- Dlaczego mnie wtedy odepchnąłeś?- Szarpnęłam gwałtownie ciemne kosmyki, odrywając go od siebie. Niewątpliwie się zirytował. Oblizał rozpalone wargi i odchrząknął.

- Bo Banner ma rację. Nie można mi ufać. Odwróciliby się od ciebie, gdyby wiedzieli- odparł wreszcie, po długiej, wzrokowej batalii.

- Idioto. Nie obchodzi mnie ich opinia. Lubię cię, nie zmienią tego. Tylko ty masz władzę nad tym, jak cię postrzegam, także skrzywdź mnie jeszcze, a wyślizgnę ci się permanentnie- zagroziłam rzeczowym tonem, śledząc jego drgające do uśmiechu mięśnie. Skinął pokornie.

- To chcesz, żebyśmy byli oficjalną parą?- upewnił się, oczywiście przeginając z nadinterpretacją. 

- Nie oficjalną.

- Nieoficjalną? 

- Zgubiłam się- oznajmiłam, ocierając czoło z wyimaginowanego potu. Pocałował mnie krótko.

- Wersja dla kretynek: chciałabyś nieoficjalnie być nazywana moją?- uprościł, rechocząc złośliwie. Obdarowałam go kuksańcem w żebro. Rozmasował obolały punkt, nie tracąc humoru.- Rozumiem, że nie.

- Zamknij się już.

- Ty życzyłaś sobie pogawędki. To jak?

- Co jak?- Nie nadążałam za jego tokiem myślenia. Wpił się w moje usta kolejny raz, wkładając więcej zaangażowania. Objęłam go, dokopując się między nami do nowej warstwy intymności. Słodycz rozlała się leniwie po moim organizmie, a czuły oddech owiał szyję.

- Nieoficjalnie moja?- objaśnił, opieszale kontynuując usuwanie ze mnie ubrania.

- Mhm- wymamrotałam nieprzytomnie, pozwalając na ostateczne oddanie się upojeniu. Poczucie było takie, jakbym ujarzmiła smoka z bajki, chociaż właściwie to on zjednał sobie mnie.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz