Dzięki bogu

7.9K 618 38
                                    

Kolejne pukanie było dużo intensywniejsze, a zaraz po nim dało się słyszeć wkurzone warknięcie głoszące: "Jarvis, otwórz te cholerne drzwi". Tony wpadł do mojego pokoju wyglądając, jakby przed chwilą zrobił sobie spacer po ostatnim z kręgów piekielnych i niezbyt przypadło mu to do gustu.

- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? O ile w ogóle miałaś to w planach?- zapytał groźnie, ściskając dłonie na białej teczce. Jego oczy ciskały piorunami potężniejszymi od tych, które potrafił wywołać Thor. Ten moment wydał się mojemu żołądkowi idealny, by skurczyć się w spazmie bólu. Zdradliwa choroba nie odpuszczała żadnej okazji na atak.

- Powiedzieć o czym?- westchnęłam z nutą znużenia, choć to pewnie nie była najlepsza z możliwych taktyk. Rozgniewany Anthony to nie jedna z miłych rzeczy, jakie mogą naznaczyć dzień udanym.

- O tym.- Rzucił we mnie folderem, wypchanym po brzegi jakimiś papierami. Rozsypały się, gdy uderzyły z hukiem w moją pierś. Syknęłam, lecz obyło się bez gwałtowniejszej reakcji, mogącej przysporzyć mi kłopotów. Z sercem w gardle obejrzałam pierwszą lepszą z kartek. Tak jak się spodziewałam, moje projekty. O to chodziło, nie pomyliłam się. Przynajmniej dowiedział się późno, dając mi szansę na zasmakowanie normalnego, rodzinnego życia.

- Skąd to masz? To moja praca. Też jestem inteligentna, gratuluję odkrycia- mruknęłam, przeklinając się za to ile czasu spędzałam z Kłamcą. Pyskówki przychodziły mi łatwiej, niż spokojne wyjaśnienia.

- Pojawiasz się po tylu latach i nie wspominasz nawet słowem o fakcie bycia moją konkurencją na rynku? Sądzisz, że jak to wygląda? Ile moich szkiców zdążyłaś ukraść przez te kilka miesięcy?

- Ani jednego, bo nie zamierzałam tego robić. Oskarżanie mnie o to powinno się wiązać z posiadaniem jakichś dowodów. Masz takowe?- Uniosłam brew, chłodno oceniając go wzrokiem.  Tym bardziej go to rozjuszyło.- Nie, a zatem, powtórzę się - skąd to masz?- Pomachałam dziesiątkami stron wypełnionymi rysunkami ze szczegółowym opisem.

- Od niego- wskazał na kogoś stojącego poza moim zasięgiem. Ku mojemu zdziwieniu znajoma twarz wychynęła zza futryny, pozbawiając mnie na sekundę oddechu. Ciemnoblond czupryna rozwiana tęsknotą za fryzjerem, okulary w brązowych oprawkach dodające wieku i śmiesznie cherlawa aparycja.

- Co ty tu do jasnej cholery robisz, Maxwell?

- Nie odbierałaś telefonów, a wysłałaś odmowny list do firmy. Uznałem, że trzeba sięgnąć po radykalniejsze środki- wzruszył beztrosko ramionami, jakby wcale nie targnął się właśnie na moją prywatność.- Pan Stark był w ogromnym szoku, gdy wyklarowałem mu powody mojego przybycia...

- Nikt cię nie prosił o wtrącanie się.

- Jednak dobrze, że to zrobiłeś, chłopcze.- Mój brat położył rękę na barku młodego mężczyzny, dając mu tym samym swoją aprobatę. Czułam jak atmosfera gęstnieje w powstałej ciszy. W końcu odezwał się z nieukrywaną złością.- Co dalej? Będziesz mnie wciąż okłamywać? Masz coś jeszcze na sumieniu?

Sytuacja z Lokim wpłynęła na mnie dostatecznie źle, bym w obliczu tej katastrofy najzwyczajniej zadecydowała o wycofaniu się z pola bitwy. Wstałam, prostując materiał bawełnianej koszulki stanowczym ruchem.

- Nic. Wyjeżdżam. Podejmę któreś zlecenie ze swojego mieszkania w Argentynie. Max, zamów nam taksówkę i poczekaj na zewnątrz. Spakuję się- poinstruowałam, z zadowoleniem obserwując jak posłusznie wykonuje powierzone zadanie. Od razu zajęłam się wyjmowaniem z szafy ubrań, butów i wszelakich innych drobiazgów. Kompletnie nie przejmowałam się sterczącym obok mnie Tony'm.

- Nie wyrzucam cię stąd. Wzburzyło mnie twoje oszustwo, ale to nie oznacza, że masz wyjechać- odrzekł ostrożnie, pokorniejąc. Najwyraźniej docierało do niego, że pozostaję jego siostrą czy tego chce czy nie. Pokręciłam głową.

- Wiem, pomimo to i tak jadę. Przepraszam za zatajanie prawdy, nie powinnam była. Ja po prostu... bałam się. Dokładnie czegoś takiego, konfrontacji. Od wielu lat istniejemy równolegle na rynku, konkurujemy ze sobą. To nie jest coś, co wprawia człowieka w euforię, nie? Nie chciałam osądu. Tak strasznie pilnowałam anonimowości przy każdej z inwestycji... Szczerze powiedziawszy robiłam to wyłącznie po to byś nie mógł mnie znienawidzić bez poznania mnie wcześniej. Żałuję, że przyjechałam dopiero teraz i tego, że już odchodzę.- Uśmiechnęłam się gorzko przez ściśnięte wargi. Kiedy wyobraziłam sobie pęta pracoholizmu związujące mnie od nowa, nie dochodziła do mnie alternatywna wizja przyszłości. Loki nauczył mnie, że nie ma sensu ufać pozytywnym intencjom losu, trzeba brać co się dostało jako pewnik, póki nie znika.

- To zostań- zaoferował, chociaż rozumiał powagę mojej decyzji. Niemo objęłam go w odpowiedzi, okraszając ten gest pojedynczą łzą. Dla mnie to był koniec.


Tony cofnął Maxwella do budynku zaraz po naszej wymianie zdań i poczęstował go kawą, kupując czas do spędzenia ze mną dla wszystkich, toteż dalsza część dnia nieprzyjemnie trąciła przedłużającym się pożegnaniem, podczas którego co rusz z różnych stron padały prośby, bym odpuściła. Oczywiście wyłącznie jednej osoby zabrakło, co akurat mi pasowało. Nie chciałam go oglądać, zwłaszcza, że byłam przerażona samą ideą smutku za nim. 

Obejrzałam finalny raz cztery ściany, przez byłe miesiące nazywane moimi. Tyle wspomnień, zarówno świetnych, jak i fatalnych. Pomyślałam o chwilach, jakie spędziłam tu z Kłamcą, wywołując skurcz mięśni w podbrzuszu oraz okolicach mostka. Moje oczy chciały płakać, lecz zbyt wiele łez wylałam w ciągu tej doby, by nie móc się temu oprzeć. Pogładziłam poduszki na których kładł mokre od prysznicu włosy i kołdrę, pamiętającą kojący dotyk jego skóry. Nie podołałabym obietnicy o braku nostalgii.

Z widocznym wahaniem wzięłam płaskie czarne pudełko wiedząc, co muszę zrobić. Wyrwałam kartkę z notatnika i naskrobałam na niej wiadomość. Odczytałam ją pod nosem dla dodania intymności, po czym zaniosłam razem z otrzymanym na gwiazdkę prezentem na parapet naszego okna. Tam znajdzie to szybciej, niż ktokolwiek.

Przeczesałam palcami włosy, skreśliwszy z listy finałowy punkt programu. Szarpnęłam za rączkę walizki na kółkach i zjechałam windą na parter. Zrobiłam to w sekrecie. Nie miałam siły na powtórną serię przytuleń od grupy sentymentalnych bohaterów.

Wsiadłam do pierwszej taksówki na jaką trafiłam i pojechałam na lotnisko, po drodze podziwiając infrastrukturę budynków. Na miejscu wyjęłam telefon i wybrałam znienawidzony numer Max'a, przełykając nieprzyjemną gulę. 

- Sarah?

- Wykorzystałam cię jako dywersję. Wsiadam w samolot. Możesz polecieć do głównego biura i podesłać mi co ciekawsze zamówienia. Przejrzę je- wymamrotałam swoim wyuczonym, biznesowym tonem. Odetchnął z ulgą.

- Dzięki bogu, zaczęłaś wracać do normy- wysapał, a ja parsknęłam wymuszenie, nie bez odrobiny cierpienia. W zasadzie tak, "dzięki bogu". Trafił co do milimetra.

Rozłączyłam się bez uprzedzenia. Wreszcie moja kolej na całe to bycie sobą.

Kupiłam bilet i usiadłam w hali odlotów. Czekała mnie odprawa i powrót do świata bez krztyny litości. Jęknęłam głośno, gdy nadszedł następny atak bólu, ze trzy razy mocniejszy od poprzedniego. Zbladłam do koloru mleka, czego nikt nie dostrzegł. Istotnie, tak prezentowało się to w mojej rzeczywistości zwykle - nijak. 

Wsiadłam na pokład, skąd nie było odwrotu. Wyłączyłam komórkę, kiedy pilot startował i uroniłam epilogową łzę słabości, zanim pozwoliłam starej sobie przejąć ster.


-------

Aaaaaale powinnam się uczyć. 

Nie jestem fanką nocnej pracy, więc to na bank ostatni na dłuższy czas. Niestety bez Lokiego, taki się akurat trafił.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz